V.R.S.
1593

Z biografii Księdza Jana Bosko (2)

“Nic nie przenikało do wiadomości publicznej z tych niecnych knowań sekt, które swą zgubną robotę prowadziły od lat na terenie Włoch, zwłaszcza Państwa Kościelnego w celu obalenia tronów i zniweczenia Kościoła.
Od roku 1820 naczelnicy masonerii uchwalili instrukcję postępowania dla wtajemniczonych działaczy na terenie Włoch, której treść była następująca: „Od czasów ustalenia się nowego porządku politycznego (w latach 1814-1815) we wszystkich dalszych i bliższych kołach związanych z ośrodkiem naszej działalności odnowicielskiej dominującą myślą jest uwolnienie i zjednoczenie Włoch, za czym pójść winna powszechna wolność i harmonijne współżycie całej ludzkości. Tej idei nie rozumieją jeszcze należycie nasi współbracia francuscy. Wierzą oni, że Włochy mogą spiskować potajemnie rozdając tu i tam swym zaufanym i zdrajcom sztylety a znosząc cierpliwie jarzmo istniejących rządów i ustrojów z tej strony Alp na rzecz Italii bez Italii. Ten błąd już nieraz okazał się zgubny. Nie należy go zwalczać słowami, bo to przyczyniłoby się do jego propagandy, lecz należy go pokonać faktami. I tak wśród wielu innych haseł, jakimi szermują stowarzyszeni najbardziej aktywni naszych lóż masońskich jest hasło, o którym nie można nigdy zapomnieć. Oto papiestwo wywierało zawsze decydujący wpływ na dzieje Włoch. Ramieniem, słowem, piórem, działalnością charytatywną, przy pomocy episkopatu, zakonów, wiernych w całej skali, papiestwo miało zawsze zwolenników gotowych do męczeństwa, rozentuzjazmowanych swą ideą. Gdziekolwiek zechce, ma swych popleczników gotowych na śmierć za niego, lub wyzbycie się wszystkiego z miłości ku niemu. To jest olbrzymia rezerwa, którą tylko niewielu Papieży doceniło należycie i umiało z niej czerpać.

Dzisiaj nie leży oczywiście w naszym celu przywrócenie tej potęgi na razie osłabionej. Naszym celem ostatecznym jest hasło Voltaire’a i rewolucji francuskiej – a tym jest kompletne zniweczenie katolicyzmu i samej idei chrześcijańskiej, która jeśliby się ostała na ruinach Rzymu, odżyłaby z pewnością i przetrwała na przyszłość. By dopiąć jednak celu, a nie łudzić samych siebie, nie należy dawać posłuchu tym francuskim megalomanom, niemieckim teoretykom lub melancholijnym Anglikom, którzy wierzą, że katolicyzm można pokonać jakimiś sofizmatami, trywialnym sarkazmem czy zjadliwą ironią – przemycanymi jak jedwab angielski na kontynent. Katolicyzm w swej żywotności opiera się zgoła na innych pierwiastkach. Widział on już wrogów bardziej okrutnych nieustępliwych. Nierzadko i nie bez sukcesu kropił najbardziej zażartych swych przeciwników wodą święconą. Pozwólmy, więc naszym braciom z owych państw, by sobie kruszyli zęby w swej gorliwości antykatolickie. Pozwólmy im szydzić do woli z naszych Madonn i pobożności powierzchownej. A my z naszym paszportem zdołamy stopniowo osiągnąć swój cel.
Papiestwo, więc od tysiąca siedmiuset lat wywierało wpływ na dzieje Włoch. Italia nie mogła oddychać ani ruszyć palcem bez wiedzy Papieża. Z nim urastało jej tysiące ramion briareuszowych; bez niego skazana była na pożałowania godną bierność – podziały, wzajemne niesnaski książąt od podnóża Alp aż do ostatniego krańca Apenin. My nie możemy dopuścić do takiego stanu rzeczy: musimy znaleźć środek skuteczny na tę sytuację. A środek ten jest gotowy. Otóż Papież, jakikolwiek by on był, nie przyjdzie pierwszy do tajnych stowarzyszeń. Stowarzyszenia tajne muszą uczynić pierwszy krok ku Kościołowi i Papieżowi z zamiarem pokonania ich obu.
To, do czego musimy dążyć i oczekiwać, za czym tęsknili i tęsknią jeszcze Żydzi: za Mesjaszem, którym będzie dla nas Papież zgodnie z naszymi życzeniami. W taki tylko sposób pomaszerujemy bezpieczniej na Kościół katolicki niż swymi paszkwilami nasi bracia we Francji lub też ze złotem w Anglii. Chcecie wiedzieć, dlaczego? Bo w ten tylko sposób zdołamy rozbić skałę, na której Bóg zbudował swój Kościół nie potrzebując przysłowiowego octu hanibalowego, ani prochu armatniego, nawet wysiłku naszych ramion. Wystarczy, że mieć będziemy do swej dyspozycji mały palec Następcy Piotrowego umaczany w naszym spisku. I ten mały palec znaczyłby więcej w naszej krucjacie niż wszyscy Urbanowie II i święci, Bernardowie chrześcijańscy. Nie wątpimy, iż uda się nam pomyślnie osiągnąć ten szczytowy sukces naszych wysiłków. Lecz kiedy i w jaki sposób? Tego się jeszcze nie widzi.
Chcemy w niniejszej instrukcji, która winna pozostać w sekcie, dać naczelnikom Generalnej Loży niektóre rady, które winni oni z kolei wpajać braciom stowarzyszonym w formie pouczenia względnie memorandum. Jest to sprawa najwyższej wagi, zarówno jak ścisły sekret, by nie sugerowano, że są to rady i zalecenia najwyższej Loży. Kler zbyt jest tym zainteresowany; nie wolno też nam przy świetle tych ogników księżycowych igrać z nim, jak igramy z „książątkam i królikami”, których można się pozbyć za lada tchnieniem.
„Z łatwością potrafimy radzić sobie ze starymi kardynałami i niektórymi prałatami o charakterze nieustępliwym. Po prostu zignorujemy tych niepoprawnych ze szkoły Consalviego; poszukamy w naszych popularnych magazynach skutecznej broni, która potrafi wykorzystać, względnie ośmieszyć władzę piastowaną w ich ręku. Puścimy w obieg wśród rodzin katolickich jakieś zręcznie ukute oszczerstwo, które wnet dostanie się do kawiarń, na rynek; słowo niejednokrotnie potrafi uśmiercić człowieka. Gdy z Rzymu przybędzie jakiś prałat na prowincję z odpowiednim urzędem, trzeba natychmiast zasięgnąć wiadomości o jego charakterze, rodzinie, wykształceniu, wadach, właśnie zwłaszcza o wadach; czy jest naszym przyjacielem. Natychmiast starajcie się go uwikłać w nasze sieci, jak tylko zdołacie. Wyróbcie mu opinię, która przestraszy chłopców i dziewczęta, malując go jako okrutnika i krwiożercę; zmyślcie jakąś historyjkę makabryczną, która z łatwością przyjmie się w umysłach prostego ludu. Wówczas prasa podchwyci od nas wspomniane fakty, rozmaże je i ukoloryzuje, jak zwykle, jak tego wymaga wzgląd dla prawdy (sic), wtenczas będziecie mogli już powoływać się wobec czcigodnego imbecyla na numer i datę dziennika, który zamieścił wspomniane fakty o danej osobistości. Podobnie jak w Anglii, Francji, także we Włoszech nie zabraknie piór w fabrykowaniu kłamstw dla naszej sprawy.
Mając w ręku dziennik, w którym znajdzie się wydrukowane nazwisko jakiegoś monsignora, delegata, względnie czcigodnego sędziego pokoju, lud nie będzie już szukał innych dowodów. Niestety, nasz lud tutejszy we Włoszech jest dopiero w powijakach liberalizmu. Wierzy on obecnie liberałom, a później uwierzy, komu innemu głoszącemu coś innego.
Zmiażdżcie, więc nieprzyjaciela, ktokolwiek on jest, nawet silnego, bronią kłamstw i oszczerstw, przede wszystkim wtedy, gdy jest jeszcze w zarodku. Młodzieży zaś należy imponować: trzeba ją uwodzić, konieczną jest rzeczą wpływać i przyciągać młodych niespostrzeżenie, pod sztandar stowarzyszeń tajnych. Należy jednak działać z największą ostrożnością, obliczając krok za krokiem. Dwie rzeczy absolutnie są konieczne: winniście występować pod pozorem gołębia, a równocześnie macie być chytrzy jak węże. Wasi rodzice, synowie, wasze żony nie powinni znać sekretu, jaki nosicie wewnątrz. A jeśli wypadnie wam dla zmylenia czyichś bacznych oczu chodzić nawet często do spowiedzi, winniście także wobec spowiednika zachować milczenie w tej materii. Musicie wiedzieć, że jakiekolwiek naruszenie tego sekretu na spowiedzi, czy gdzie indziej pociągnie dla was ciężkie następstwa; a ten, kto dobrowolnie lub niedobrowolnie zdradzi swój sekret, tym samym podpisuje na siebie wyrok śmierci (sztylet lub trucizna).
„Otóż by zrobić sobie Papieża według naszych planów, trzeba przede wszystkim przygotować dla tego Papieża generację godną panowania, które sobie zainaugurujemy. Zostawmy na boku starsze pokolenie i ludzi dorosłych. Idźcie, zatem między młodzież, a jeśli możliwe, to i do dzieci. Nie mówcie nigdy z młodzieżą o rzeczach bezwstydnych i bezbożnych: Maxima debetur puerto reverentia. Nie zapominajcie nigdy o żywych słowach poety, posłużą wam one jako ocalenie wobec wyuzdania, od którego należy się powstrzymywać dla dobra sprawy. Jeśli chcecie, by was entuzjastycznie przyjmowano w rodzinach i użyczano azylu przy ognisku domowym, winniście prezentować się na zewnątrz jako dżentelmeni. Skoro, bowiem dobra wasza opinia ustali się w kolegiach, gimnazjach, na uniwersytetach i seminariach; gdy zdobędziecie zaufanie profesorów i uczniów, wówczas starajcie się, by z wami chętnie przestawali kandydaci do seminariów duchownych. Rozmawiajcie z nimi na temat dawnego splendoru papieskiego. W sercu każdego Włocha tkwi tęsknota za Rzymem republikańskim. Starajcie się pomieszać ze sobą te dwie idee; podniecajcie i rozpalajcie te natury zapalne dumą patriotyczną. Utrzymujcie z nimi kontakty tajemne, podarowując im książki zawierające poezję na temat ojczyzny włoskiej: tak stopniowo uda się wam zaszczepić w umysłach waszych uczniów pożądany ferment. Gdy we wszystkich stronach państwa kościelnego zasiane zostaną nasze idee, wtedy przekonacie się jak mądra jest nasza inicjatywa, jaką zapoczątkowujemy.
„Wypadki, które według nas toczą się zbyt szybko, spowodują z konieczności zbrojną interwencję Austrii. Znajdują się szaleńcy, którzy bawią się rzucaniem innych w niebezpieczeństwo; niestety, ci szaleńcy w danym momencie pociągają za sobą nawet mądrych. Rewolucja gotująca się w Italii (rozruchy z lat 1820 i 1821) spowoduje tylko nowe proskrypcje. Sytuacja jeszcze nie dojrzała, ani ludzie, ani sprawy, tak będzie jeszcze przez dłuższy czas. Dzięki tym klęskom będziecie mogli trącać nową strunę w sercu młodszych księży. Będzie to struna nienawiści do obcych. Starajcie się obrzydzić i ośmieszyć Niemca, zanim on nadejdzie. Wraz z ideą przodownictwa papieskiego łączcie zawsze wojny cesarzy z Papieżami. Rozbudźcie zapomniane walki Gwelfów z Gibelinami, a tak stopniowo, małym kosztem zdobędziecie sobie opinię dobrego katolika i patrioty. A to z kolei otworzy drogę dla naszych haseł do serc młodego kleru i samych klasztorów.
Za niewiele lat ten młody kler, siłą rzeczy obejmie wszystkie stanowiska kościelne. Będzie sprawował rządy, administrował, sądził, wejdzie do rady książęcej, z czasem będzie powołany do wyboru nowego papieża. A ten papież jak większość mu współczesnych, przepojony będzie mniej lub więcej tymi samymi zasadami liberalnymi i humanistycznymi, które my puszczamy w obieg. Jest to drobne ziarenko gorczyczne, które zasiewamy w ziemi, lecz „słońce sprawiedliwości” doprowadzi je do najwyższego rozwoju, a wy ujrzycie kiedyś jak wspaniały zrodzi się stąd plon.

„Trasa, jaką wytknęliśmy naszym współbraciom piętrzy się wszelkiego rodzaju przeszkodami. Lecz zatriumfujemy dzięki naszemu doświadczeniu i chytrości. Cel nasz jest tak piękny, że należy rozwinąć wszystkie żagle, by go dopiąć. Chcecie zrewolucjonizować Włochy? Postarajcie się zdobyć papieża, którego portret wam nakreśliliśmy. Pragniecie ustalić królestwo wybranych na tronie nierządnicy babilońskiej? Postarajcie się, by kler kroczył pod waszym sztandarem w przekonaniu, że postępuje za sztandarem Piotrowym. Chcecie by znikły ślady panowania tyranów i ciemięzców? Rozpuśćcie wasze sieci jak Szymon, syn Jony; zapuśćcie je w głąb zakrystii, seminariów i klasztorów, nawet w głębinę morską, a jeśli nie będziecie się niczego obawiali, obiecujemy wam połów obfitszy niż samego Piotra. Ów rybak stał się łowcą ludzi, wy zaś łowić będziecie sobie przyjaciół i zwolenników u stóp samej Katedry Apostolskiej. W taki sposób złowicie rewolucję w tiarze i kapie, poprzedzoną krzyżem i banderą watykańską; rewolucję, która bez większej trudności roznieci swój płomień na całym świecie”.
„Zatem każdy krok naszego życia niech zmierza do odkrycia tego kamienia filozoficznego. Alchemicy średniowieczni tracili na próżno czas i pieniądze w zrealizowaniu tego snu. Marzenie stowarzyszeń tajnych (pozyskania dla siebie papieża) spełni się z tej prostej racji, że jest ono oparte na żywiołowych namiętnościach ludzkich. Zatem nie zniechęcajmy się niepowodzeniami czy klęskami poniesionymi: gotujmy swą broń w tajemnicy naszych zebrań, ustawiajmy nasze baterie, rozpalajmy namiętności najniższe, czy najszlachetniejsze: wszystko przemawia za tym, że sukces przekroczy najśmielsze nadzieje”.
Gdy spełzły na niczym rozruchy z roku 1821, rozesłano nowe instrukcje wśród podległych sektom zwolenników. „Klęska poniesiona może nam przysporzyć nowych środków do walki: wystarczy podburzać umysły i korzystać ze wszystkiego, co się nadarzy. Wkroczenie obcych czynników w rządy państw, jest bronią potężną w naszym ręku, którą należy zręcznie się posługiwać; trzeba Italii nastawiać wrogo ludność do obcych najeźdźców, tak by władza była znienawidzona nawet przez uczciwych obywateli… tymczasem dawać baczenie na Rzym… wszelkimi sposobami dyskredytować klechów… podburzać, agitować, demonstrować… choćby za cenę ofiar… Zawsze znajdzie się taki, kto będzie umiał podchwycić i przedstawić sugestywnie nasze idee”.

Tymczasem w Rzymie ustanowiono dla wykonania wspomnianych uchwał naczelnego przywódcę, członka wysokiej loży masońskiej, tajnego naczelnika masonerii włoskiej. Zajmował on stanowisko przy poselstwie włoskim. Arystokratycznego pochodzenia, wymowny, wykształcony, chytry, obłudny i cyniczny polityk, miał do dyspozycji swej olbrzymie sumy przysyłane mu od międzynarodowego żydostwa w nadziei szybkiej likwidacji chrystianizmu i przywrócenia dawnego państwa Izraela ze stolicą w Jerozolimie (syjonizm). Otóż ten polityk przedstawił na piśmie do swego zwolennika następujące szatańskie projekty:

„Caro Vindice!
Gdy nadejdzie dzień naszego triumfu i dla uwieńczenia go potrzebne będą ofiary, nie potrzebujemy bynajmniej dążyć do tego, by przeznaczeni na śmierć umierali z godnością i odwagą. Podobne wypadki, bowiem przyczynić się mogą jedynie do podtrzymania ducha oporu, który zazwyczaj zachowuje zimną krew i dania ludowi męczenników. Doprawdy byłby to zgubny przykład! … Bo człowiek, którego trzeba siłą ciągnąć na szafot, nie jest już niebezpieczny. Ale jeśli sam dobrowolnie i z ochotą patrzy śmierci w oczy, nawet jeśli nie jest bez winy, zawsze będzie miał poklask u tłumów.
Nie jestem urodzonym krwiożercą: myślę, że nie będę miał nigdy takiego instynktu okrutnego. Lecz kto chce celu, chce także stosownych środków. Otóż twierdzę, że w danym przypadku my nie powinniśmy, nie możemy, nawet w interesie humanitarnym obciążać się męczennikami na naszą niekorzyść. Czy myślisz sobie może, że cezarowie rzymscy w obliczu chrześcijan nie postąpiliby lepiej wykorzystując na korzyść pogaństwa wszystkie owe „niebieskie mrzonki”, a niżeli dopuścić do tego, żeby oklaskiwały ich tłumy? Czy nie lepiej było wykorzystać siłę ducha na niekorzyść ciała? Odpowiedni specyfik zaaplikowany pacjentowi, który go doprowadziłby do prostracji duchowej, sprowadziłby według mnie efekt zbawienny. Gdyby tak cezarowie rzymscy puścili w obieg szarańczę ich czasów, jestem przekonany, że nasz stary Jowisz Olimpijski, wraz z całą plejadą drugorzędnych bóstw nie byliby nędznie ulegli chrześcijaństwu, które zapanowało powszechnie”.
„Skazywano na śmierć Jego apostołów, kapłanów i dziewice na arenach, w amfiteatrach, rzucano ich lwom na pożarcie. Ci zaś pod wpływem ekstazy religijnej, prozelityzmu i entuzjazmu, umierali śpiewając hymny zwycięskie w obliczu przyglądających się tłumów. Znajdowali się tacy, u których budził się zapał do podobnego męczeństwa. Czyż gladiatorzy nie rodzili gladiatorów?
Gdyby ci biedni cezarowie mieli zaszczyt należenia do naszej wysokiej loży, to ja bym doradził zaprosić najbardziej zapalonych wśród tych neofitów na ucztę galową; wówczas nie byłoby mowy o konwersjach, bo nie byłoby już męczenników… Istotnie, nikt nie widzi dla siebie zysku, ani żadnej atrakcji, gdy wiesza się na szubienicy człowieka biernego, który nikogo nie wzrusza. Chrześcijanie, dlatego z miejsca zyskali sobie wielką popularność, gdyż tłum zachwyca się tym, co robi na nim wrażenie… Gdyby widział słabość, strach, masę drżącą z przerażenia, byłby ich wygwizdał; a wówczas dla chrześcijaństwa nastąpiłby smutny koniec tragikomedii. Jeśli decyduję się proponować surowy środek (truciznę), to wychodzę z zasady polityki humanitarnej… Ale nie dopuszczajcie nigdy, by śmierć na szubienicy była chwalebna, święta, odważna, jak się to mówi szczęśliwa: wtedy bardzo rzadko będziecie musieli zabijać”.
„Rewolucja francuska, która odniosła tyle sukcesów, na tym punkcie zmyliła. Ludwik XVI, Maria Antonina, większa część ofiar tej epoki zyskało wielką chwałę z powodu rezygnacji i wielkości ducha… To nam niepotrzebne. Przy danej okazji doprowadźmy do tego żeby papież lub dwóch, trzech kardynałów umarło ot, tak jak staruszkowie, ze wszystkimi oznakami uciążliwej agonii. Wtedy sparaliżujecie wszelką chęć naśladowania tej ofiary. Oszczędzicie ciała, lecz zabijecie ducha. A oto morał stąd płynący: powinniście ugodzić w samo serce… Jeśli sekret będzie pilnie strzeżony, ujrzysz przy sposobności skuteczność tego rodzaju lekarstwa. Jeden niewielki kamyczek potrafił zniweczyć potężnego Cromwella. A czegóż potrzeba, by doprowadzić człowieka silnego i zdrowego do zaniku energii i woli w ręku jego katów? Jeśli nie będzie miał siły zdobycia palmy męczeństwa, nie uzyska i aureoli, a w konsekwencji nie będzie miał ani podziwu, ani naśladowców. W taki sposób załatwiliśmy się jednym zamachem z jednymi i drugimi przeciwnikami; ponadto nada to pewien właściwy aspekt rewolucji humanistycznej. Polecam ci to jako memento”.

Zbór oparty na ludzkich namiętnościach, czy zdoła obalić Kościół opierający się na wszechmocy Bożej? Napisane przecież: „Nie masz rady przeciwko Panu” /Przyp. 21,30/. A sam Boski Zbawiciel wypowiedziawszy uroczystą obietnicę, że bramy piekielne nie przemogą Kościoła, wskazał, do jakiego punktu dojść może złość ludzka, lecz zapewnił Apostołów, że jeśli chodzi o chwałę Bożą, „jeśli coś zatrutego pić będą, nie zaszkodzi im” /Mk 16,18/. Bóg dopuszcza walki przeciwko swemu Kościołowi: „Jeśli mnie prześladowali i was prześladować będą” /J 15,30/ lecz zwycięstwo będzie zawsze należało do Niego.
Sekciarze wiernie trzymali się instrukcji podanych przez ich naczelników ze szkodą dla wielu dusz. Ale Opatrzność Boska czuwająca nad swymi wybranymi wydobyła na światło dzienne zasadzki wrogów; sam Ksiądz Bosko od początków swej działalności był poinformowany dokładnie o ich niecnych programach, śledził kolejne fazy ich wysiłków, rzec można, jak na obrazie ogarnął wzrokiem przyszłe ich zamierzenia. Przygotował się, więc należycie, studiował drogi przeciwdziałania i tak postępował pewnie na drodze swej ważnej misji. Powtarzał bardzo często: „Cokolwiek mnie spotkało, nic nie było nowego i niespodziewanego. O wszystkim naprzód wiedziałem, wszystko z góry przewidywałem”. W ciągu dalszej historii ujrzymy, jak słuszne były jego słowa. (…)

Żłobki dziecięce, szkoły wieczorowe i świąteczne, które organizowano, leżały bardzo na sercu arcybiskupowi Fransoniemu. (…) Odnośnie szkół wieczorowych i niedzielnych, arcybiskup chciał również mieć należyte referencje, dlatego zasięgnął opinii księdza superiora Misjonarzy, który odpisał: „Te szkoły należycie prowadzone mogłyby przynieść wielką korzyść, inaczej jeśli pozostaną pod kierunkiem ludzi złych, mogą stać się siedliskiem bezbożności. Wypadałoby żeby księża proboszczowie rozciągnęli nad nimi opiekę, gdyż kierujący nimi panowie i panie nie uczęszczają na Mszę św. niedzielną. Gdy weźmie to w ręce komitet agrarny, będziemy opłakiwać wnet zanik wiary i obyczaju katolickiego”.
Tego samego zdania był i Ksiądz Bosko, gdy wielu biskupom oświadczał, by wobec nowych wymogów starali się zabezpieczyć wychowanie młodzieży chwytając się współczesnych zabiegów. Mniejsza o to – mówił – skąd i pod czyją inspiracją przychodzą nowe formy nauczania i wychowania jeśli same w sobie są zdrowe, postarajmy się dać im mądry chrześcijański kierunek, a tak przeszkodzić, by nie stały się zepsute z braku ducha religijnego.
Ujrzymy niebawem jak w praktyce wcielał w życie, co radził innym. Gdyby te sugestie zostały przyjęte i natychmiast zastosowane, uniknęłoby się wiele zła, osoby duchowne i księża nie zostaliby ogłoszeni wrogami pedagogii i dobra ludu. Trzeba jednak zaznaczyć, że sprawa w początkach nie była tak jasna jak później. Sekciarze trzymali w tajemnicy swe plany i wprowadzili je nagle, podczas gdy strona katolicka nie była przygotowana do walki. Wielu duchownych nie orientując się w sytuacji wahało się z przystąpieniem do kontrakcji, która ich mniemaniem była bezużyteczna, skoro państwo zachowywało pozory religijności. Nad to spór arcybiskupa z królem sprawiał, że wielu urzędników odmówiło swego poparcia
tak potrzebnego aktualnie, prócz tego w Turynie jako stolicy koncentrowały się wysiłki sekciarzy paraliżując wszelkie poczynania władz kościelnych.
Dodajmy, że przeciw arcybiskupowi wrzały gniewem specjalnie loże masońskie napotykając niewzruszony opór męża apostolskiego. Arcybiskup spokojnie i zdecydowanie odczekawszy jakiś czas, wezwał do siebie księdza Aportiego. Orientował się doskonale, że za nim stały sekty. Nie chodziło o kwestie dydaktyczno-pedagogiczne, lecz o zasady religijne samego nauczyciela. W rozmowie z nim wezwał, by zaprzestał wykładów w takiej formie uważanych przez niego i wiele poważnych osobistości jako podejrzanych o herezję, niebezpiecznych dla wiary i przeciwnych dotychczas obowiązującym regulaminom państwowym. Ostrzegał go równocześnie po ojcowsku, że gdyby upierał się nadal, byłby zmuszony uciec się do kar kościelnych. W tym arcybiskup postępował zgodnie ze swym obowiązkiem pasterskim. Aporti nic sobie nie robił z upomnienia, kontynuował wykłady, a po niejakim czasie nawet zaprzestał odprawiania Mszy św., na wieść o tym zawrzało wśród sekciarzy, a nawet komentowano ujemnie kroki arcypasterza w kołach zwolenników religii. Ksiądz Bosko w tym opłakania godnym sporze trzymał się na uboczu. Odczekawszy czas jakiś, aż Aporti się uspokoił, po naradzie z księdzem Cafasso i arcybiskupem, podjął z nim towarzyskie, lecz ostrożne stosunki. (…)

[Ksiądz Bosko] nigdy nie dał się powodować fałszywą gorliwością. W dziełach swoich postępował ze spokojem, nie wybuchowo, pod wpływem fantazji lub zbyt pochopnej improwizacji. Normą były dla niego słowa Chrystusa Pana wyrzeczone do Apostołów: „Oto
posyłam was jak owce między wilki, bądźcie, więc roztropnymi jak węże, a prostymi jak gołębice”. Jak wąż roztropnie ukrywał głowę przed uderzeniami nieprzyjaciela i tak osiągał zbawienie własne i bliźnich stosownymi środkami. Na tym punkcie nie chybiał celu i był nieugięty, aż do ostatka. Zresztą zręcznie unikał bądź w rozmowach, czy pismach wszelkich dyskusji politycznych, aby nie wpaść w podejrzenie i nie utracić szansy czynienia dobrze. Powstrzymywał się w epoce tak trudnej od przeciwstawiania się państwu i rządowi, przypisując po prostu wszelkie nieporządki, jakie się działy na szkodę Kościołowi knowaniom sekciarskim oraz urzędnikom przekraczającym swe uprawnienia. Małomówny, ważył każde słowo, które wypowiadał. Potrafił zmilczeć słówko, które wypowiedziane nieostrożnie, mogło wyrządzić wiele zła, a przeszkodzić dobremu. Dochowywał wiernie sekretów. Nie pozwalał sobie na pewne półsłówka, które podchwycone mogły uchodzić za obrazę władzy lub osoby prywatnej. Oddawał szacunek czyjejś pozycji społecznej, a względem osób okazywał wdzięczność nawet, gdy ledwie można było dopatrzyć się pozoru dobrodziejstwa. Gotów zawsze do usług, nawet przeciwnikom wytrącał broń z ręki. Brał w obronę kogoś, kto niesłusznie był oskarżony, przyznawał zasługę dobrego czynu, względnie czyjejś wiedzy lub talentu. (…)

Ksiądz Bosko niejednokrotnie rozpraszał pewne szkodliwe intrygi na honorze i majątku niektórych potężnych swych przeciwników, a uprzedzając ich słuszne pragnienia umiał pośrednio przywiązać ich do siebie i pozyskać przychylność. We wszystkim postępował ze swobodną naturalnością, jak ten, który posiada wielki zasób roztropności nabytej w praktyce życiowej. Brzydził się obłudą, wszelkim krętactwem słowa, postępowania były zawsze prawe zgodnie z ewangelicznym: „est, est; non, non”. Ta jego uprzejma prostota uwidoczniała się w stosunkach ze wszystkimi ludźmi bez względu na osobę, wszystkich zjednywał sobie uprzejmym traktowaniem. Posługiwał się słowami wypływającymi z serca, bez pochlebstw, a gdy chwalił kogoś, to szczerze. Nie liczył się ze względami ludzkimi, jeśli chodziło o podtrzymanie praw Boga i Kościoła, a choć był zdecydowanym wrogiem fałszu, szanował jednak błądzących jako ludzi tak, że przekonywali się łatwo o szczerości jego zasad i nienagannym postępowaniu. Prostota jego tchnęła zarazem dobrocią przyciągając do niego wszystkich, wielkich i małych, uczonych i prostaczków. Nie była jednak łatwowiernością, bo znał granice sumienia i własnej godności kapłańskiej.
Ludzie światowi i powierzchowni widząc, że zamiast ubiegać się o karierę poświęcił się najbiedniejszej młodzieży, uważali go zwłaszcza w początkach za prostaka a najwyżej entuzjastę i wizjonera. „Ciekawe jest to – pisze pewien znakomity pisarz – że wszyscy wybitni mężowie odznaczali się wielką prostotą w życiu zewnętrznym, co na ogół u ludzi świeckich nie popłaca”.
Tłumaczy to wiele spraw u Księdza Bosko. Fanatycy nowości nie liczyli się z nim, ignorowali go, uznając najwyżej za pacyfistycznego filantropa. I tak mógł Ksiądz Bosko stopniowo rozwijać fundacje, zdobywając uznanie oraz poparcie ze strony nieuprzedzonych i prawych ludzi, którzy doceniali wielkość jego inicjatyw i trafnych przewidywań.”

Posoborowe absurdy
Wczoraj tj 30 stycznia w Tatrach po lawiną zginął Syn dr Anny Martynowskiej.... Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie......