Ponownie: Sobór Watykański II to SYNONIM nadużyć

Kościół nowozelandzki jest obecnie pogrążony w oszustwie nadużyć. Jednak tylko 1122 osoby złożyły skargi na księży, braci, zakonnice, siostry i osoby świeckie w okresie ponad 70 lat. Definicja nadużyć …Więcej
Kościół nowozelandzki jest obecnie pogrążony w oszustwie nadużyć. Jednak tylko 1122 osoby złożyły skargi na księży, braci, zakonnice, siostry i osoby świeckie w okresie ponad 70 lat.
Definicja nadużyć obejmuje doniesienia o nadużyciach seksualnych, fizycznych, emocjonalnych, psychicznych i zaniedbaniach, czyli wszystkie możliwe skargi na Kościół.
Spośród nich nawet nie połowa miała charakter seksualny. Co jest bardzo odkrywcze: Lata 60. i 70. były dekadami, w których zgłoszono najwięcej nadużyć, przy czym 75% z nich pochodziło sprzed 1990 roku (Catholic.org.nz, 1 lutego). Ten przedział czasowy zbiega się z katastrofalnym Vaticanum II i jego następstwami. Tylko sześciu sprawców stanowiło więcej niż 10% wszystkich zgłoszeń nadużyć.
Badania objęły akta 428 parafii katolickich, 370 szkół katolickich z tysiącami uczniów i 67 innych instytucji opiekuńczych.
Grafika: Auckland Pride © Kiran Foster, CC BY, #newsTiwpwauida
Plandemia = depopulacja > szczepienia >chipy
Elkam OPĘTANY ELKAM SŁUGA DIABŁA PROWOKACYJNIE ZAPYTAŁ :
A skąd pewność że Lefebvre który początkowo nie wnosił zastrzeżeń do postanowien SWII nie stał się w pewnym momencie "wtyczką" , wrogich Kościołowi 'marksistów" ? Skad pewność że nie stanowił
" V Kolumny" do rozwalenia Kościoła od wewnątrz?
=======================================
A NO WIDZISZ TROLLU JAK CIĘ DIABEŁ ZWODZI ! A PRZECIEŻ …Więcej
Elkam OPĘTANY ELKAM SŁUGA DIABŁA PROWOKACYJNIE ZAPYTAŁ :
A skąd pewność że Lefebvre który początkowo nie wnosił zastrzeżeń do postanowien SWII nie stał się w pewnym momencie "wtyczką" , wrogich Kościołowi 'marksistów" ? Skad pewność że nie stanowił
" V Kolumny" do rozwalenia Kościoła od wewnątrz?
=======================================
A NO WIDZISZ TROLLU JAK CIĘ DIABEŁ ZWODZI ! A PRZECIEŻ NAPISANO :' " PO OWOCACH ICH POZNACIE !"

DZISIAJ JUŻ NIKOGO NIE TRZEBA PRZEKONYWAĆ KTO TRZYMA KRYSTALICZNIE CZYSTĄ NIEZMIENNĄ I NIEZMUTOWANĄ NAUKĘ KK-go , EWANGELII I TRADYCJI ! NIE TRZEBA PALCEM WSKAZYWAĆ ! I JAK MÓWI PRZYSŁOWIE : 'MĄDRY POJMIE WSZYSTKO W LOT A OPĘTANEMU ELKAMOWI NIE POMOŻE NAWET MŁOT ! ( CYROGRAF NOSI W KIESZENI ) !
CHWAŁA BOGU W TRÓJCY ŚWIĘTEJ JEDYNEMU
CHWAŁA BOGU W TRÓJCY ŚWIĘTEJ JEDYNEMU
Przymierze nowoczesnej teologii z filozofią ku obaleniu Religii Chrystusowej
"PRZEGLĄD KATOLICKI"
W 1787 r. ukazała się we Włoszech niewielka książka pod tytułem: Przymierze nowoczesnej teologii z filozofią ku obaleniu Religii Chrystusowej. Do obecnej chwili nie wiadomo, kto jest autorem dzieła; że był to wszakże człowiek niepospolitego umysłu, każdy przyznać musi, komu książka ta w ręce się …Więcej
Przymierze nowoczesnej teologii z filozofią ku obaleniu Religii Chrystusowej

"PRZEGLĄD KATOLICKI"

W 1787 r. ukazała się we Włoszech niewielka książka pod tytułem: Przymierze nowoczesnej teologii z filozofią ku obaleniu Religii Chrystusowej. Do obecnej chwili nie wiadomo, kto jest autorem dzieła; że był to wszakże człowiek niepospolitego umysłu, każdy przyznać musi, komu książka ta w ręce się dostała.

Niedawno przełożył ją na język niemiecki biskup Paderborneński, a poprzednio jeszcze wyszło tłumaczenie francuskie.

W krótkim wyciągu wziętym z "Historisch-Politische Blätter", z 1872 r. (Drittes Heft), postaramy się przedstawić treść tego wielce pouczającego dziełka. Zwięzłość naszego sprawozdania będzie odbiciem zwięzłości wykładu samego autora.

––––––

Pewien rodzaj "filozofów", czytamy tam, już od dawna wszelkich środków nadaremnie próbował ku zaprowadzeniu ogólnej religii "czysto ludzkiej". Niestrudzonym zabiegom około szerzenia "oświaty, religijnej wolnomyślności i powszechnego braterstwa" zawsze stawała na przeszkodzie surowa i w żadne układy z doktrynami nie wdająca się religia Kościoła Katolickiego. W walce z tą ostatnią okazały się bezskutecznymi nie tylko tak nazwana nauka, lecz nawet podstęp i pochlebstwo, a do użycia siły filozofowie nie chcieli się jeszcze uciekać z tego niby powodu, że powoływanie siły na pomoc nie zgadza się z wzniosłymi zasadami filozoficznej mądrości.

Lecz wtedy także istniała pewna szkoła teologiczna, która nie mogła na żaden sposób pogodzić się z zasadami Kościoła Rzymskiego. Najwięcej nie przypadała do jej gustu niezmienność nauki, odpychająca od siebie wszelkie wymagania "ducha czasu". Owa szkoła teologiczna bowiem postawiła sobie za cel przeprowadzić "postępową reformę Kościoła", to jest jego dogmaty i urządzenia tak przykroić, aby w zupełności odpowiadały "potrzebom duchowym epoki". Na tak przygotowanym gruncie miało nastąpić połączenie wszystkich wyznań chrześcijańskich. Postępowe zabiegi nie odniosły wszakże pożądanego skutku, jakkolwiek "nowoczesna szkoła teologiczna" większymi rezultatami szczycić się mogła od owoców zebranych przez całe zastępy "filozofów".

W tym obu stron zakłopotaniu powstała myśl połączenia się ze sobą i wspólnego dla jednej sprawy działania. Na propozycję przymierza "filozofowie" chętnie przystali. Widzieli oni wprawdzie, że tym sposobem naukę swoją na czas niejaki w poniżenie podają, lecz jasno i to rozumieli, że własnym siłom zostawieni, niezbyt świetnych zdobyczy mogą się spodziewać. Teologom uśmiechała się nadzieja prędszego urzeczywistnienia wzniosłych idei przy pomocy filozofów i potężnego zastępu popleczników tych ostatnich.

Rozpoczęto więc układy celem obmyślenia planu wspólnej kampanii (książka napisana 1787 r.). Pierwszy głos dano "teologom" jako tym, którzy większymi tryumfami niż filozofowie w walce przeciwko Kościołowi już się odznaczyli. "Filozofowie" zaś w słusznym poczuciu niższości względem swoich "teologicznych mistrzów" zgodzili się na odgrywanie roli wykonawców tego, co doświadczeńsi zalecą.

I. Nim przystąpiono do dalszych rokowań, przyjęto za maksymę, której nigdy spuszczać z uwagi nie należało: "byle tylko niejawnie". Wszystkie bowiem zamachy na Kościół dlatego się nie udawały, że ich kierownicy zawsze z podniesioną przyłbicą występowali. Losy Wiklefa i Husa, Lutra i Kalwina przekonywają o potrzebie przyjęcia odmiennej taktyki względem Kościoła.

II. Na jakie terytorium należy przenieść działania wojenne? Odpowiedź: na terytorium samego Kościoła. My wszyscy, głosi przywódca teologów, (1787!), nawet wy "filozofowie", którzy w nic nie wierzycie, musimy tak rozprawiać i taką przybrać postawę, jakbyśmy mieli głęboką i niewzruszoną wiarę w to wszystko, czego Kościół katolicki naucza. Niczym nie należy zdradzać zamiaru zerwania z Kościołem. "Pozostańmy na jego łonie, jakbyśmy dziećmi jego byli. Kościół nie może nas od siebie wyłączyć; dla tym skuteczniejszej zguby Kościoła trzymajmy się go tak, jak oset trzyma się ciała, do którego się przyczepi". Podobnie jak prawdziwi jego wyznawcy ciągle powoływać się będziemy na Pismo św. i tradycję z jak największym namaszczeniem i ujmującym serca ludzkie zapałem. Głęboko opłakiwać będziemy upadek karności i wiary w Kościele. Konieczną jest rzeczą, abyśmy prześcigali samych katolików w utyskiwaniach nad coraz groźniejszym zamieraniem dobra w świecie, a to celem obłąkania ludzi, którzy w końcu nie będą wiedzieli, czego się trzymać należy. Ponieważ w powszechnym zamieszaniu walki obie wojujące strony używać będą jednakowej broni, jednakowych oznak i chorągwi, niepodobieństwem więc stanie się odróżnić przyjaciół i nieprzyjaciół. Burzyć tedy będziemy Kościół własną jego bronią. Zniszczymy fundamenta przekonywając ludzi, że je tylko wzmacniamy; obalimy cały budynek, byleśmy tylko nie przestali głosić, że o nic innego jak o naprawę nam chodzi. Powoli, jeden za drugim przecinać będziemy węzły, wiążące katolików z Kościołem, lecz ani na chwilę nie przestaniemy ich przekonywać, że pomimo to ciągle prawdziwymi są katolikami.

Oznaczywszy więc cel walki i terytorium, na którym zapasy toczyć się miały, zabrano się do wypracowania szczegółowego planu. "Filozofowie", choć ufni w przenikliwość swoich teologicznych kierowników, powątpiewać zaczęli o możności dopięcia zamierzonego celu, gdyż na sercu ich, niby ciężki kamień, zaległa myśl o władzy papieskiej. Z godną pochwały szczerością wypowiedzieli "teologom" kłopoty swoje pod tym względem.

III. Przywódca "teologów" ze zdumiewającym spokojem wysłuchał wątpliwości "filozofów", niezmiernie dziwiąc się naiwności tych ostatnich. Zdaniem jego właśnie pierwszy atak powinien być wymierzony przeciwko władzy Papieża, gdyż usunięcie tej przeszkody, jakkolwiek bardzo trudne, decyduje wszakże o losie kampanii. Jeżeli się uda ten cios skutecznie zadać, reszta pójdzie bez wielkich wysileń. Lecz przede wszystkim strzec się trzeba otwartej napaści! Tylko o tym nie wspominać, że postanowiono obalić władzę papieską! W początkach należy zachowywać wszystkie pozory posłuszeństwa względem Papieża, później dopiero wystąpić z żądaniem usunięcia nadużyć, a następnie zbijać przesadzone pojęcia o jego dostojeństwie.

Trzy są sposoby zadania tego ciosu, które, umiejętnie stosowane, doprowadzą do zupełnego zniweczenia wszelkiej władzy kościelnej. Tym celem musi nastąpić podział pracy.

a) Wy "filozofowie" pierwsi ruszycie w ogień. Idzie bowiem głównie o to, aby rozszerzyć przekonanie, że władza papieska jest niebezpieczną dla społeczeństw cywilnych. Ponieważ macie wstęp do możnych, musicie więc przyjąć na siebie tę część zadania. Kiedy ich już dostatecznie obrobicie, pełni wątpliwości i wahania zwrócą się oni do nas "teologów" z żądaniem o radę. Wtedy my łatwo sobie poradzimy. Za pomocą teologicznych rozumowań (Pismo dostarczy niewyczerpanego materiału, a reszta znajdzie się w historii kościelnej), potrafimy ich przekonać, że można pozostać dobrym katolikiem i jednocześnie opierać się władzy papieskiej. Nie dosyć na tym: wyłożymy im bowiem następnie, że obowiązkiem ich sumienia jest opierać się powadze papieskiej zarówno w interesie dobra, oraz bezpieczeństwa publicznego, jak i w obronie objawionej prawdy.

Nawiasem mówiąc i to dodać winienem, prawił dalej przywódca "teologów", że jednym z najskuteczniejszych środków do dopięcia naszego celu jest umiejętne korzystanie z historii kościelnej. Potrzeba tylko pewne wypadki w naszym świetle przedstawić, pewnych pisarzów naprzód wysunąć, przeciwników pokryć milczeniem, a następnie kwestie te wprowadzić do rodzin, na place publiczne i zgromadzenia ludowe, – a rezultatów dla nas pomyślnych możemy być zupełnie pewni. Nic nie oddziaływa więcej na wpółukształconych ludzi, jak takie historyczne wywody i nie tylko świeccy ludzie stawać będą po naszej stronie, lecz nawet wielu z duchowieństwa do nas przejdzie.

b) Drugim środkiem będzie podburzanie biskupów przeciwko Stolicy Apostolskiej. Z nimi najłatwiej sobie poradzimy, drażniąc ich miłość własną i usiłując wzbudzić w nich jak największe pojęcie o władzy, którą sprawują. Im przychylniejsze ucho nadstawiać będą biskupi naszym radom, im więcej przywłaszczać sobie będą nieprzynależne im atrybucje, tym większa stąd wyniknie szkoda dla przemożnej powagi papieskiej, tym pewniejszy i prędszy będzie upadek samej nawet władzy biskupiej, sztucznie przez nas rozdętej ku własnej zgubie.

c) Podobnież powinniśmy się starać o podniecanie duchowieństwa, a mianowicie parafialnego przeciwko biskupom. To będzie trzeci i najskuteczniejszy środek obalenia dyscypliny Kościoła, gdyż tym sposobem uczynimy duchowieństwo przedmiotem pogardy w oczach ludu i pozbawionymi woli narzędziami przewrotu religijnego.

Nie może być nawet wątpliwym, że oględnie i roztropnie krocząc powyższymi trzema drogami, zdołamy zniszczyć wielką i na pozór nieprzezwyciężoną tamę Kościoła Katolickiego, spójność jego hierarchii, a nade wszystko przewagę papieską.

IV. Dlatego, mówił inny "teolog", gdy przywódca po wypowiedzeniu owych wzniosłych myśli, obsypany oklaskami, spoczął na krześle prezydialnym, dlatego jednocześnie zająć się winniśmy drugą częścią naszego zadania, a mianowicie, obaleniem istniejącej karności i urządzeń kościelnych. Drażliwa to wprawdzie materia, lecz wielkiego znaczenia.

I ze słodkim uśmiechem, właściwym tego rodzaju ludziom, zaproponował postępowy teolog także trzy drogi ku urzeczywistnieniu owej drugiej części zadania.

a) Przede wszystkim należy odwołać się do cnót i dobrych stron natury ludzkiej. Jeżeli więc rozpowiadać będziemy, że naszym zamiarem jest przywrócić obyczaje i obrzędy pierwotnych czasów Kościoła, tak wysoko cenionych przez wszystkich prawdziwych katolików, to łatwo pojmiecie czcigodni "filozofowie", że po naszej stronie będą wszystkie szlachetniejsze i bogobojne charaktery. Jak tylko zaś ich sobie zyskamy, rozpoczniemy cały szereg skarg i lamentacji nad ciągle rosnącymi nadużyciami współczesnego Kościoła, a z każdą taką skargą nad obecnym upadkiem, połączymy porywające opowieści o dawnych i świętych obyczajach. Przemawiać zaś będziemy zawsze językiem św. Hieronima lub Bernarda, przekonywając ludzi, że przyczyną wszystkiego złego jest istniejąca karność kościelna, i że duch pierwszych czasów wygasnąć musiał wskutek wzmożenia się czysto zewnętrznej strony, różańców, nowenn, bractw, pielgrzymek, procesji itp. Taka metoda poprowadzi do wytkniętego celu, jeżeli tylko tę zachowamy ostrożność, że ciągle powołując się na "pierwiastkowe wspaniałe życie kościelne", unikać będziemy wszelkich bliższych objaśnień co do tej lub owej instytucji pierwotnego Kościoła. I to jest pierwsze.

b) Po drugie, powinniśmy ognistymi słowy proroków i świętych w sprawie Bożej gorliwych głosić i rozszerzać surowszą moralność. Nie należy nam szczędzić wyrażeń oburzenia i wzgardy ku tej nędznej, luźnej moralności jezuickiej, która zatruwa cały Kościół. Samą pobożność, wiarę i sumienie powołamy do walki przeciwko zgubnej moralności Kościoła. Będziemy przedstawiać częste spowiedzie, nie wywołujące widocznej poprawy, częste komunie, łatwe do odprawienia pokuty, jako przyczyny zguby dusz ludzkich. W majestatycznych obrazach kreślić będziemy grozę kar Bożych, konieczność zastąpienia niezliczonych nabożeństw, spowiedzi i komunii dziełami cnoty, oraz miłości bliźniego i "miłym Bogu nabożeństwem". Nadto nie pominiemy żadnej sposobności, aby nie wygłaszać, że właśnie jezuicka ta moralność oplątała cały Kościół. W ten sposób oprócz osłabienia powagi Rzymu, coraz więcej upadać będzie chrześcijańskie życie, przyjmowanie sakramentów, cześć dla służby Bożej. Jeżeliby zaś komu przyszło do głowy wystąpić do walki przeciwko nam na tym polu, to zdruzgoczemy go wpośród oklasków ludzi najbogobojniejszych! tym jednym wykrzykiem: "O nędzny, przewrotny jezuita! uwodziciel dusz ludzkich, który posiewa kąkol na roli Pana!". Łatwo pojmiecie, że taka surowość w nauce moralności, surowość, która wreszcie nas samych nie obowiązuje, pożądane musi przynieść owoce. Tym pewniej, jeżeli nie przestaniemy wzdychać i z goryczą napomykać: A wszakże Rzym nie chce widzieć tego upadku w nauce i życiu kościelnym, nie chce słyszeć ostrzeżeń zewsząd się podnoszących, gdyż myśli on tylko o jednym – o rozszerzeniu swojej potęgi politycznej. Od spełnienia tych warunków zależy pomyślny koniec kampanii.

c) Jednakże, aby wymagania powyższe niezbyt ludziom ciążyły, musimy pozostawić im swobodę w pojmowaniu zasad i nauk religijnych i będzie to trzeci środek ku obaleniu karności i urządzeń kościelnych! Środka tego należy wszakże z wielką ostrożnością używać. Nie trzeba bowiem zbyt dużo drew kłaść na gorejące ognisko, gdyż stąd zanadto straszny dla wszystkich pożar powstać może. Lecz działając oględnie, wytrwale, za pomocą słodkich frazesów do świetnych dojdziemy rezultatów.

Cała więc tajemnica sposobu, w jaki ma być zadanym ów drugi cios, spoczywa w tym, aby już to przez odwoływanie się do surowej moralności, już to przez szerzenie wolnomyślnych pojęć o wierze, najpierw w życiu i praktyce odstręczyć katolików od Kościoła, gdyż potem jak najłatwiejszą będzie rzeczą umysły ich skierować, gdzie się nam spodoba.

Głęboko obmyślany plan nie zjednał wszakże mówcy gorących oklasków, którymi okryto jego poprzednika, nie z tego wprawdzie powodu, aby "filozofowie" nie doceniali głębokości jego pomysłów, lecz że całkowite przeprowadzenie radykalnej przeciwko Kościołowi kampanii niejaką trwogą ich przejęło. Filozofowie bowiem są to ludzie roztropni, a więc omijający drogi, na których jakowy szwank spotkać ich może. Oblicza ich zachmurzyły się. Bardzo to wszystko dobre, zaczęli szeptać między sobą, lecz czy nie narazimy się na zbyt wielkie niebezpieczeństwa tak daleko się posuwając? I jeżeli przeciwnik, domyślając się naszych zamiarów, pierwszy nam wojnę otwartą wypowie, co wówczas nastąpi? Rzym już tyle razy rzucał klątwy i wyroki potępienia, a prawie zawsze rokoszanie do posłuszeństwa względem niego wracali.

V. Powyższa uwaga wprawiła mówcę w pewne zakłopotanie. Rozumiem was, odrzekł podrażniony. Piosenkę tę nie po raz pierwszy słyszymy. Lecz mamy niepłonną nadzieję, że i z trudnościami, o których wspominacie, łatwo sobie poradzimy. Toć przecież nasza "teologia" nie jest tak mizerna i ciasna! Potężne i zdumiewające znajdziemy w niej zasoby. Czyż więc możecie przypuszczać, że nie przygotowaliśmy się na wszelkie przygody, rozpoczynając walkę z Kościołem?

Zamiarem naszym nigdy nie było otwarcie i wprost występować przeciwko powadze Kościoła. Otwarty rokosz przeciwko Kościołowi był wielkim błędem dotychczasowych jego przeciwników. My w zupełnie odmienny sposób operować będziemy. Nie lękajcie się więc, aby nas do poddania się doprowadzić zdołano: posłuszeństwo jest cnotą właściwą tylko słabym umysłom. Jeżeliby Kościół powstał przeciwko nam, to użyjemy środków, które nieuniknioną jego zgubę sprowadzić muszą. Lecz i pod tym względem trojaką zmierzać będziemy drogą.

a) Najprostszym środkiem udaremnienia wszelkich ataków Rzymu będzie powoływanie się na słynną różnicę quaestio juris et facti. Z tym orężem nie umiano się dotychczas obchodzić. Za pomocą quaestio juris et facti przyprawimy Kościół Rzymski o zupełną niemoc, nie ściągając na samych siebie zarzutu odstępstwa. Gromy Kościoła przeciwko nam miotane nie dotkną nas. Z najzupełniejszym spokojem przyznawać mu będziemy prawo wyklinania nas, a wszakże klątwom poddawać się nie będziemy. Opór nasz będzie wyraźny, a pomimo to Kościół nie będzie mógł nazwać nas opornymi. W najuroczystszych wyrazach i formach głosić będziemy, że Kościół posiada prawo i obowiązek karcenia błędu; jeżeli zaś prawa tego przeciwko nam użyje, z pokorą oświadczymy, że nagana i kara nie do nas się stosują, gdyż Kościół nie zrozumiał słów naszych. To nam wystarczy: taką drogą postępując odrzucimy nawet Objawienie, jeżeli się tego okaże potrzeba, nie pozbywając się nazwy katolików. Pomimo wszelkich kościelnych uchwał będziemy mogli szerzyć nasze pojęcia w zupełnym spokoju i bezpieczeństwie do chwili, kiedy subiektywizm zasiądzie na tronie życia moralnego i dzieło przez nas przygotowane do pomyślnego końca doprowadzi.

b) Jednakże nie ograniczamy się wyżej podanym środkiem. Nie od dzisiaj pracujemy nad wykorzenieniem wiary w nieomylność papieską, do której taką wagę przywiązywały ciemnota i barbarzyństwo ubiegłych wieków. Od dawna wszelkich usiłowań dokładaliśmy ku rozszerzeniu przekonania, że można pozostać katolikiem odrzucając wiarę Kościoła, i będąc w wyraźnej sprzeczności ze Stolicą Apostolską. Powoływać się będziemy na Kościół gallikański, który na jednym ze swoich zgromadzeń podobne zasady publicznie wygłosił, co nam wybornie się nadaje, bo możemy się jego nazwiskiem zasłaniać – i nikt nie będzie mógł nam robić zarzutu kacerstwa. Przeciwko powszechnej zgodzie wszystkich innych Kościołów świata, Hiszpańskiego, Włoskiego, Belgijskiego, Polskiego, Niemieckiego, powoływać się będziemy na biskupów francuskich, których nauki, pobożności i znajomości historii kościelnej, nie będziemy się mogli dosyć nawysławiać. Za pomocą pochlebstw uda nam się tego i owego biskupa zaślepić. Zyskani w ten sposób sprzymierzeńcy staną się posłusznymi w rękach naszych narzędziami do obalenia przewagi Papieskiej. Dopiąwszy tego za pomocą uwiedzionych biskupów, zwrócimy się następnie przeciwko nim samym. Nasi sprzymierzeńcy mogą sobie rzucać na nas gromy w swoich odezwach i listach pasterskich: to wszystko najmniejszej szkody już nam nie przyniesie. Gdyż na tym, szanowni panowie, największa sztuka polega, aby przez czas niejaki zręcznie wyzyskiwać tych, którzy mogą nam być pomocni, a następnie, skoro zaczynają przeszkadzać, umieć łatwo się ich pozbyć.

c) Lecz nie na tym koniec. Pozostaje jeszcze jeden środek, który na zawsze bezpieczeństwo i bezkarność nam zapewni – sobór powszechny. Sobór powszechny! wołacie z przerażeniem? Tak, panowie "filozofowie". Właśnie sobór powszechny, ani mniej ani więcej. Jeżeli inne drogi będą przed nami zamknięte, nie tylko bez obawy, lecz z największą ufnością odwołamy się do takowego. Żadne niebezpieczeństwo z tej strony nam nie zagraża. Gdyż, jeżeli Papież niższym jest od soboru, jak tego naucza "zdrowa teologia", to możemy i powinniśmy od wyroków Rzymu odwoływać się do wyroków soboru. Powiadacie nam, że dostaniemy się wtedy z deszczu pod rynnę. Panowie "filozofowie", przenikliwość wasza pod tym względem niedaleko sięga. Każdemu wiadomo, że sobór powszechny nie tak łatwo przychodzi do skutku. I to już jest jeden bardzo ważny powód naszej apelacji do soboru. Tym sposobem najpierw wygrywamy na czasie, rzeczy wielce kosztownej, a po wtóre stawiamy sprawę na tym punkcie, że tymczasem nie będzie dla nas w Kościele widzialnego i stałego sędziego, któryby stanowczo o nas mógł wyrokować.

Przypuśćmy nawet, że sobór powszechny przychodzi do skutku. Cóż wtedy? Zakłopotane oblicza wasze, lękliwi filozofowie, rozjaśnią się, skoro usłyszycie o niewyczerpanych zasobach lekceważonej niekiedy przez was "zdrowej teologii". Pokażemy wam bowiem, jak ani jeden włos z głowy nam i wam nie spadnie, chociażby nawet sobór miał się rzeczywiście zebrać.

Otóż wystawimy najpierw "teologiczne" warunki prawomocności soboru i jego uchwał. Wszyscy biskupi muszą w nim przyjąć udział. Bez zupełnej jednomyślności albo raczej bez moralnej jednomyślności (termin "moralna jednomyślność" lepiej odpowiada celowi jako nieokreślony) nie może być mowy o "prawomocnych" postanowieniach soboru. Im więcej zaś będzie głosujących, tym większą prawdopodobnie różnica zdań. Przypuszczając nawet, co najmniej jest prawdopodobnym, że wszyscy bez wyjątku podadzą głos przeciwko nam, to wtedy wystąpimy (1) z następującą argumentacją: "że nauki i opinie starszych i znakomitszych Kościołów mają pierwszeństwo przed twierdzeniami wszystkich innych Kościołów, że zdarza się niekiedy, iż prawdę przechowuje mniejszość, kiedy tymczasem większość obstaje za błędem, że w każdej uchwale powszechnej zbadać należy wewnętrzną wagę dowodów, a przede wszystkim, że potrzeba pilnie rozważyć wartość i znaczenie każdego członka soboru". Argumenty powyższe można porównać do wałów, murów i wysuniętych naprzód fortyfikacji, które nawet wobec powszechnego soboru pozycję naszą czynią niemożliwą do zdobycia. Oprócz tego na rozmaitych innych drogach skuteczny opór stawiać możemy. I tak, jeżeliby nas wyrugowano z warowni, co jest prawie niemożliwym, to oświadczymy krótko i stanowczo, że przecież biskupi nie są panami Kościoła, że i pozostałe duchowieństwo ma swoje prawa z Bożego ustanowienia, że i jemu przysługuje prawo świadczenia o wierze Kościoła; że i świeccy ludzie są świadkami tradycji, a w końcu że prawomocność soboru zależy od zgody i przychylenia się wiernych. Jeżeli naprzód takie warunki postawimy sobie, jeżeli postaramy się o ich rozszerzenie między katolikami (a szczególniej między duchowieństwem), to niechaj wtedy zwołują sobie choćby najpowszechniejszy i najdostojniejszy sobór, wszystko to na niczym spełznie.

I czy po tym wszystkim, co wyłożyliśmy wam dostojni filozofowie, mamy się jeszcze czego obawiać ze strony Kościoła? A choćby nas zaczepił, to zobaczycie dopiero, jakim tryumfem okryje się nasza sprawa. Całe więc nasze rozumowanie można ująć w następującą formułę: "Prawiąc o Kościele, soborach, życiu kościelnym, moralności, pierwotnych prawach biskupów, Bożym ustanowieniu proboszczów, tradycji, historii kościelnej i Piśmie świętym, pozbędziemy się w końcu i Pisma św. i historii kościelnej, tradycji i proboszczów, biskupów i papieży, życia kościelnego i moralności, soborów i samego Kościoła".

"Filozofowie" zawsze miłością prawdy się odznaczający nie mogli oprzeć się przekonywającym dowodom "teologów". Z pokorą więc wyznali, "że wszystkie ich pisma i zabiegi nie doprowadziłyby do niczego, gdyby «teologowie» nie wsparli ich umiejętną pomocą". Czynili nawet sobie wyrzuty, że tak późno przejrzeli prawdę i aby nieudolność dotychczasową choć w części wynagrodzić, w sposób uroczysty zobowiązali się popierać i rozszerzać wszelkimi środkami "zdrową i postępową teologię".

VI. Właśnie tego pragniemy, odrzekł przywódca "teologów", na nowo zabierając głos, aby wyłożyć, jak owoce kampanii zapewnić należy. Gdyż jeżeli my, "teologowie" z wielkim mozołem i niebezpieczeństwem do tego doprowadzimy, że sami "katolicy" z soboru naigrawać się będą, to już wtedy zwycięstwo stanowcze odniesione zostanie. Ze zwycięstwa tego trzeba wszakże pośpiesznie wszelkie pożytki wyciągnąć, obawiać się bowiem należy, aby w przeciwnym razie nie wymknęło się z rąk naszych. Idzie więc teraz o wyjaśnienie czwartego i ostatniego punktu, a mianowicie o to, aby przezornie rozważyć, jak postępować po odniesieniu zwycięstwa.

a) Nie potrzebujemy się rozwodzić nad tym, jak pośpiech jest nieodzowny w podobnych sprawach. Jeżeli w sposób wyżej podany Kościół w swoich podstawach zachwiany zostanie, to trzeba, o ile można jak najprędzej, składowe owych podstaw części wyrywać i na bok uprzątać, gdyż w przeciwnym razie przebiegły i wytrwały Kościół Rzymski nie omieszkałby zebrać nagromadzone przez nas ruiny i wznieść nową budowlę, być może mocniejszą jeszcze od poprzedniej. Ani na chwilę nie należy go więc zostawiać w pokoju, lecz wszyscy przeciwnicy ze wszystkich stron wszystkimi siłami uderzyć nań winni.

b) Aby zaś przeciąć Kościołowi wszelkie drogi do odzyskania utraconego stanowiska, głosić będziemy nieustannie zasadę powszechnej religijnej wolności i tolerancji. Stąd wielkie wypłyną korzyści. Mówić będziemy: "religia jest sprawą przekonania". Kościół nie ma prawa w jaki bądź sposób przynaglać ludzi do wyznawania swojej nauki i wolno mu przekonywać lecz nie zmuszać. Tym sposobem zyskujemy zupełną swobodę do rozszerzania naszych nauk. Lecz niechaj nas Pan Bóg od tego strzeże, abyśmy sami trzymali się tych zasad w stosunku do Kościoła! Tak dalece nieodzowną jest nam siła dla utrzymania Kościoła w karbach posłuszeństwa, że bez niej wszystkie nasze przewyborne zasady mało by skutkowały.

c) Wy zaś filozofowie starać się macie, aby Kościół swoich "przekonań" nie był w możności przeprowadzić. Pracować więc winniście nad rozszerzaniem zasady, że "jeżeli wyłącznie sługom Kościoła powierza się nauczanie wiary i moralności, pomyślność społeczeństwa na ciężkie bywa narażana niebezpieczeństwa, że pokój społeczny dotkliwie na tym cierpi". "Byłoby to ustanawianiem «państwa w państwie», co koniecznie prowadzi do zawichrzeń i nieporządków". Następnie będziecie dowodzić, że "władza Kościoła rozciąga się tylko do rzeczy czysto duchowych i wewnętrznych, pod żadnym zaś pozorem nie rozciąga się do żadnych spraw zewnętrznych".

d) W ogóle największe usługi przyniesie nam następująca zasada, że "Chrystus nie po to przyszedł na świat, aby społeczny porządek naruszać. Niektóre zaś nauki Kościoła Katolickiego zakłócają ten porządek. Nie od Chrystusa więc biorą one swój początek i nie mogą stanowić przedmiotu wiary". Powtarzam, że takim rozumowaniem zupełnie pobijecie przeciwników. Katolicy bowiem jednozgodnie przyjmują pierwszą część powyższego rozumowania. Zaprzeczają tylko drugiej części, tj. twierdzeniu, jakoby niektóre nauki Kościoła rzeczywiście zagrażały porządkowi społecznemu. Należy więc umieć argumentować. Jeżeli się będziecie powoływać na zasady, z pewnością przegracie całą sprawę, gdyż mają oni na swoją obronę liczne dowody. Trzeba wam tedy, odnośnie do tego twierdzenia, opierać się więcej na sile waszego rozumowania. Nie dozwalajcie więc im zapuszczać się w objaśnienia i dowody, utrzymujcie, że, ponieważ zasada wasza wszystkim jest znana i przez wszystkich przyjęta, byłoby więc czystą stratą czasu dłużej się nad nią rozwodzić, a gdyby ktoś i na to zgodzić się nie chciał, zamkniecie mu usta wykrzykiem: "jesteś wrogiem porządku publicznego".

Tu jeszcze raz zakłopotali się filozofowie. Uciekanie się do gwałtu, czy nie okaże się szkodliwym i uwłaczającym sprawie oświaty i wolności, której jesteśmy przedstawicielami? Czy godzi się wyrywać z serc ludzkich najdroższe dla nich przekonania?

Na te słowa "teologowie" nie mogli się powstrzymać od uśmiechu politowania. Nigdy nie przypuszczaliśmy, rzekli, aby wasza wzniosła filozofia mogła taką delikatnością się odznaczać. Jeżeli mówimy o sile, to czyż przez to rozumieć się ma otwarta i gruba siła? Czyż więc to tylko użyciem siły się nazywa, jeżeli chwytamy kogoś za gardło, a następnie go dusimy i zabijamy? Tak pojmowano te rzeczy w czasach barbarzyństwa. Czyż nie ma delikatnego użycia siły? Czyż nie możemy w sposób przyjacielski w złotym pucharze zatruty napój podawać naszym nieprzyjaciołom? Pewna będzie choć powolna ich śmierć, a co najważniejsza, nikt, nawet ci, których o powolne konanie przyprawimy, nie będą mogli nam o zabójstwo czynić wyrzutów! Tak można i należy postępować. "Oczywistym jest wszakże, że nie należy mówić iż dzieje się to z powodu religii, lecz z przyczyny dobra społecznego i postępu światła".

e) Za pomocą więc dobrej, rozumnej, a nawet katolickiej zasady, że jedność nauki jest konieczną, i że niezgodność pod tym względem jest wielce szkodliwą, można ułatwić sobie robotę. "Katedry dogmatyki i innych teologicznych przedmiotów obsadzi się ludźmi naszej partii, przestrzegając w obiorze wielką oględność, aby nie dopuścić nikogo, kto nie złożył licznych dowodów swego usposobienia". Niewiele będzie wtedy potrzeba czasu na to, aby duchowieństwo i wykształceńsza część społeczeństwa przejęła się naszymi teoriami.

g) Jest jeszcze wiele innych środków, których naprzemian używać trzeba dla dopięcia naszych zamiarów. Patrzeć powinniśmy, z kim mamy do czynienia. Do tego lub owego środka uciekać się będziemy, w miarę różnego usposobienia osób. Słabym umysłom twierdzić będziemy, że niestety Kościół dzisiejszy odstąpił od ducha łagodności i słodyczy swego Założyciela. Taka argumentacja bardzo szybko sprowadza religijny indyferentyzm w ludziach, których rozum niezbyt daleko sięga. Jeżeli będziemy mieli przed sobą ludzi wątpliwych obyczajów i moralności, to pamiętajmy na zdanie, że każdy tym chętniej podejrzewa innych o zdrożności, im więcej sam im ulega, i że więcej zawsze zabieramy się do poprawy innych niż siebie samego. Będziemy tedy gadać na księży, zakonników, oraz zakonnice, i w jaskrawych kolorach przedstawimy ich ułomności, ospalstwo i hipokryzję. W słuchaczach naszych znajdziemy grunt, na który rzucony posiew obfite wyda nam owoce. Mowa nasza będzie słodką dla ich serca ochłodą. W ludziach, którzy nienawidzą wszelkich praktyk religijnych i nie lubią, aby zaglądano do ich sumienia, najłatwiej wzbudzimy zaufanie występując przeciwko wszelkim praktykom religijnym. Będziemy powtarzali słowa Ewangelii: "Duchem jest Bóg, a ci, którzy Go czczą, winni Mu cześć oddawać w duchu i w prawdzie" (Jan. 4, 24). Później uda nam się odstręczyć od Kościoła sam lud prosty, tak rozmiłowany w religii i jej praktykach. Do tego nie będzie potrzeba wielkich wysileń. Po co te nabożeństwa, ta służba Boża, które tyle pieniędzy kosztują? czyż nie lepiej będzie użyć tych pieniędzy na filantropijne cele? Kościół i pod tym względem zostaje w sprzeczności z duchem nauki chrześcijańskiej, gdyż samo Pismo święte mówi, że Bóg chce miłosierdzia, a nie ofiary (Mt. 12, 7). W miarę zaś tego jak służba Boża tracić będzie na okazałości, jak domy Boże coraz będą uboższe, zamierać będzie w ludzie prostym przywiązanie do religii. Przede wszystkim oburzać się trzeba na dotychczasowe przywileje księży i wszelkimi sposobami odstręczać młodych ludzi od wstępowania do stanu duchownego. Im mniej będzie księży, tym lepiej.

h) Jeszcze raz przypominamy, że jeżeli chcecie najskuteczniej działać przeciwko Kościołowi i zupełnie przytłumić wiarę w jego niezmienność i nieomylność, to nie przestawajcie wyrzekać przeciwko najgorliwszym obrońcom Kościoła – "Jezuitom". Rozumie się, mówić należy, że Jezuitów jest bardzo wiele, daleko więcej niż powszechnie sądzą. Tym sposobem podacie w podejrzenie każdego, kto by cokolwiek śmielej przeciwko wam wystąpił, obudzicie więc niedowierzanie jednocześnie do osób i nauki, którą przedstawiają. Jeżeli zaś bez ustanku głosić będziemy w wyrażeniach, o ile można jak najwięcej uderzających (najlepiej do tego posługiwać się cytacjami z Pisma św. a szczególniej z Proroków), że Jezuici zawładnęli Kościołem, duchowieństwem i biskupami, że Kuria Rzymska już od dawna myśli i robi to tylko, co oni jej pozwolą lub rozkażą, to można być zupełnie pewnym, że wiara w Kościół wytępioną zostanie do szczętu, nawet z serca najwierniejszych jego synów.

Oto, zakończył mówca, ogólny rys planu naszej kampanii przeciwko Kościołowi, owoc głębokich studiów i długiego rozważania, rezultat naszych spostrzeżeń nad biegiem rzeczy ludzkich. Co nie udało się wszystkim naszym poprzednikom, którzy zbyt wyraźnie przeciwko Kościołowi występowali, tego możemy i musimy dopiąć za pomocą subtelności. Kościół uważa nas za swoje podpory, lecz właśnie przez nas upadnie. Na ustach mieć będziemy najpiękniejsze słowa i zapewnienia, w sercu zaś szydzić będziemy z niego. Cytacjami z Objawienia wyprzemy się całego Objawienia, bronią z Wiary wziętą wytępimy Wiarę na ziemi, wracając do pierwotnego Kościoła, wywrócimy Kościół. Skończyłem.

"Filozofowie" już ani słówka dodać nie mogli do tego, co im "teologowie" wyłożyli. Dziwili się tylko w duszy, jak mogli tak długo uważać "teologię" za swoją nieprzyjaciółkę. Ze szczerym żalem za dawną pomyłkę zawarli serdeczny, wieczny sojusz z "teologami". Obie strony zobowiązały się udzielać sobie wszelką pomoc w obopólnych pracach i zabiegach, a przede wszystkim wspierać się w zyskiwaniu korzystnych miejsc i urzędów, oraz w zjednywaniu sobie rozgłosu i znaczenia. Następnie uroczyście przyjęto plan nakreślony przez "teologów" i postanowiono natychmiast zabrać się do przeprowadzenia go w życie.

Rozeszli się i czynili tak, jak postanowili.

––––––

To nam powiada mała książeczka z r. 1787 w prostych i pełnych treści wyrazach.

Tu wspomnieć należy, że owi "teologowie" i "filozofowie", których niezrównaną charakterystykę podaje książeczka, postarali się o całkowite jej zniszczenie, zaraz po ukazaniu się w druku, tak, że oryginał należy teraz do bibliograficznych rzadkości.

Ten sam los spotkał francuskie tłumaczenie z 1825 r.

Okazuje się stąd, że owi "teologowie" i "filozofowie", o których tu mowa, wcale nie byli tylko "straszydłem dla dzieci", lecz że byli to ludzie z ciała i kości, i że istotnie wielki wpływ wywierali, oraz rozporządzali niepospolitymi środkami. – Teologowie ci odżyli teraz znowu w altkatolikach niemieckich.

Ażeby dopełnić wiadomości o losach tej pouczającej książeczki, dodamy, że wydawcy Analecta Juris Pontificii zamieścili w swoich szpaltach francuski jej przekład (Analecta, 1868, seria X, zesz. 84, pp. 1-32), aby ją ocalić od zupełnej zagłady.

–––––––––

Artykuł z czasopisma "Przegląd Katolicki". Rok XI (1873). Warszawa 1873, ss. 805-808; 817-819. Rok XII (1874). Warszawa 1874, ss. 1-3. (Redaktor i Wydawca X. Antoni Sotkiewicz).

(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).

Przypisy:
(1) Zwracamy uwagę, że to jest pisane 1787 roku, a wygląda, jakby pisał jaki altkatolik dzisiejszy.

(a) Por. 1) "Nauki katolickie", Prawdziwe oblicze XVIII wieku.

2) O. Mikołaj Jamin OSB, Myśli ściągające się do błędów tegoczesnych.

3) Ks. Jacek Tylka, Dogmatyka katolicka. O obojętności, czyli indyferentyzmie w rzeczach religii.

4) O. Stanisław Załęski SI, O masonii na źródłach wyłącznie masońskich.

5) Ks. Ernest Jouin, Papiestwo i masoneria.

6) Bp Władysław Krynicki, Sobór Watykański.

7) Ks. Marian Morawski SI, Filozofia i jej zadanie.

8) Henryk Hello, a) Nowoczesne wolności w oświetleniu encyklik. Wolność sumienia – wolność wyznania – wolność prasy – wolność nauczania. b) Syllabus w wieku XX.

9) a) Mały katechizm o Syllabusie. b) Mały katechizm o Nieomylności Najwyższego Pasterza.

10) Ks. Andrzej Dobroniewski, Modernizm i moderniści.

11) "Cahiers Romains", Dla katolików rzymskich integralnych.

12) Ks. Walenty Gadowski, Nauka Kościoła. Wybór orzeczeń dogmatycznych Kościoła katolickiego i jego praw kanonicznych.

(Przyp. red. Ultra montes).

( PDF )..
CHWAŁA BOGU W TRÓJCY ŚWIĘTEJ JEDYNEMU
.
Jaki rodzaj przyzwolenia należy się nauczaniu Vaticanum II?
Rok po zakończeniu soboru, Paweł VI w komentarzu z 1966 roku powiedział, że Vaticanum II niczego nie zdefiniował. Jest to kwestia dyskusyjna, ponieważ soborowe sformułowania świadczą o czymś innym. Jeśli jednakże, na potrzeby wywodu wykluczymy – w oparciu o oświadczenie Pawła VI – nadzwyczajne i uroczyste magisterium, to pozostaniemy …
Więcej
.

Jaki rodzaj przyzwolenia należy się nauczaniu Vaticanum II?

Rok po zakończeniu soboru, Paweł VI w komentarzu z 1966 roku powiedział, że Vaticanum II niczego nie zdefiniował. Jest to kwestia dyskusyjna, ponieważ soborowe sformułowania świadczą o czymś innym. Jeśli jednakże, na potrzeby wywodu wykluczymy – w oparciu o oświadczenie Pawła VI – nadzwyczajne i uroczyste magisterium, to pozostaniemy ze zwyczajnym powszechnym magisterium całego katolickiego episkopatu zjednoczonego z papieżem.

Czy w nauczaniu Vaticanum II było coś dotyczącego wiary i moralności? Z całą pewnością. Zawiera ono cztery główne błędy:

1) ekumenizm;

2) fałszywą naukę dotyczącą natury Kościoła;

3) fałszywą naukę dotyczącą kolegialności biskupów;

4) wolność religijną.


Wszystkie te błędy są twierdzeniami, które odnoszą się albo do wiary albo do moralności. Nie są to zwykłe teologiczne wnioski, które angażują ludzkie rozumowanie, ale dotyczą bezpośrednio natury Kościoła katolickiego, środków zbawienia i prawa do wyznawania religii. Błędy ekumenizmu, są zatem, zarówno dogmatyczne jak i moralne; te dotyczące Kościoła i kolegialności są dogmatycznej natury; wolność religijna dotyczy moralności. W konsekwencji, błędy te wchodzą w zakres nieomylnej nauczycielskiej władzy Kościoła. Niemniej jednak wszystkie te błędy zostały już potępione przez magisterium Kościoła katolickiego.

Dekret o ekumenizmie, mówiąc o schizmatykach i heretyckich sektach oświadcza: "Duch Chrystusa nie wzbrania się przecież posługiwać nimi jako środkami zbawienia, których moc pochodzi z samej pełni łaski i prawdy, powierzonej Kościołowi katolickiemu". To stwierdzenie wprost zaprzecza nauce, że poza Kościołem nie ma zbawienia, nazwanej przez papieża Piusa IX "najbardziej znanym katolickim dogmatem". Nauczanie Vaticanum II dotyczące natury Kościoła zaprzecza nauczaniu Kościoła, że tylko i wyłącznie katolicki Kościół jest jedynym, prawdziwym Kościołem Chrystusowym i że jakakolwiek grupa lub organizm oddzielony od niej w żaden sposób nie należy do Kościoła Chrystusowego. Nauczanie Vaticanum II na temat kolegialności jest sprzeczne z nauką Kościoła o prymacie św. Piotra i jego następców. Jego nauczanie o wolności religijnej jest praktycznie słowo w słowo zaprzeczeniem tego, czego nauczał na ten temat papież Pius IX w encyklice Quanta cura z 1864 roku, uważanej za akt uroczystego magisterium.

Czy Vaticanum II zamierzał zobowiązać wiernych do przyjęcia jego postanowień? Oczywiście. Wynika to jasno z formuły, która została dodana na końcu każdego z dokumentów Vaticanum II: "To wszystko, co wyrażone zostało w niniejszym Dekrecie, w całości i w szczegółach zyskało uznanie Ojców świętego Soboru. My [tj., Paweł VI] również, na mocy udzielonej nam przez Chrystusa władzy apostolskiej wraz z Czcigodnymi Ojcami w Duchu Świętym to zatwierdzamy, postanawiamy i ustalamy i te postanowienia soborowe polecamy ogłosić na chwałę Bożą". Co więcej, na zakończenie soboru Paweł VI oznajmił, co następuje: "W końcu więc wszystko, co dotyczy świętego Soboru ekumenicznego, dzisiaj, z Bożą pomocą zostało zakończone, wszystkie konstytucje, dekrety, deklaracje i głosowania zatwierdzone podczas obrad soborowych i przez Nas promulgowane. Tenże ekumeniczny Sobór przez Naszego poprzednika, papieża Jana XXIII zapowiedziany 25 grudnia 1961, rozpoczęty zaś 11 października 1962 roku, a po jego śmierci przez Nas kontynuowany, Naszą apostolską władzą postanawiamy zakończyć ze wszystkimi skutkami prawnymi. Postanawiamy zaś, że wszystko, co zostało synodalnie na Soborze ustalone ma być ze czcią przestrzegane przez wszystkich wiernych, na chwałę Bożą, dla blasku Świętej Matki Kościoła i dla pokoju i spokojności wszystkich ludzi. Ogłaszamy, i zatwierdzamy wszystkie te dokumenty soborowe, i postanawiamy, że mają pozostać niezmienione i obowiązujące oraz mają mieć prawomocną skuteczność, mają zostać upowszechnione i w całości i gruntownie wprowadzone w życie oraz zostać w pełni ratyfikowane przez tych, których dotyczą lub mogą dotyczyć teraz i w przyszłości; a jak to zostało rozstrzygnięte i określone, wszystkie wysiłki przeciwne tym zarządzeniom podejmowane przez jakąkolwiek osobę lub organ władzy, świadomie lub nieświadomie, począwszy od teraz mają być uznane za nieważne i próżne". 12 stycznia 1966 roku, Paweł VI oświadczył również: "Sobór jest wielkim dziełem magisterium Kościoła; ten, kto opowiada się za Soborem, tym samym uznaje i czci nauczycielski urząd Kościoła...". W tej samej przemowie powiedział: "... nauczanie swoje [Sobór] jednak obwarował powagą zwyczajnego najwyższego magisterium; to zwyczajne i oczywiście autentyczne magisterium wszyscy wierni przyjmować mają z uległością i szczerze, zgodnie z duchem Soboru, odpowiadającym naturze i celom każdego dokumentu". 6 sierpnia 1964 roku, w swojej encyklice Ecclesiam suam Paweł VI powiedział także: "Jeżeli więc Sobór Watykański II nazwano dalszym ciągiem i uzupełnieniem poprzedniego Soboru, to właśnie dlatego, że mu powierzono zadania przepracowania i ostatecznego określenia nauk o Kościele". Należy jeszcze dodać, że dokument głoszący herezję na temat Kościoła – Lumen gentium – nosi tytuł "Konstytucja dogmatyczna o Kościele". Zwróćcie ponadto uwagę na język, w jakim została sformułowana deklaracja o wolności religijnej: "To, co obecny Sobór Watykański oznajmia o prawie człowieka do wolności religijnej, ma fundament w godności osoby, której to godności wymagania uświadomiły się pełniej rozumowi ludzkiemu dzięki doświadczeniu wieków. Co więcej, owa nauka o wolności ma korzenie w Boskim Objawieniu, wobec czego chrześcijanie z tym większą czcią powinni jej przestrzegać" (1). Mówiąc to, Vaticanum II łączy uroczyście potępioną doktrynę z Boskim objawieniem i oświadcza, że z tego właśnie powodu, iż została objawiona, musi być ze czcią przestrzegana przez chrześcijan. Jest to rażąca, zasadnicza i wewnętrzna sprzeczność w kwestiach moralności.

Widać tu zatem, przerażający problem dla apologetów Vaticanum II. Jak można usprawiedliwić sobór ekumeniczny, zatwierdzony przez papieża, domagający się od wiernych przyjęcia doktryny, rzekomo zawartej w objawieniu, która została w rzeczywistości uroczyście i nieomylnie potępiona przez papieża Piusa IX w 1864 roku?

Oprócz tych stwierdzeń Pawła VI, istnieje wiele oświadczeń Jana Pawła II, w których głosi konieczność przylgnięcia do Vaticanum II. Na przykład, 5 listopada 1979 roku w przemowie do kolegium kardynalskiego powiedział: "Konsekwentna realizacja nauczania oraz wytycznych Drugiego Soboru Watykańskiego jest i pozostanie nadal głównym celem tego pontyfikatu" [podkreślenie dodane]. 30 listopada 1980 roku, w encyklice Dives in misericordia odnosząc się do Vaticanum II, oświadczył: "... w obecnym okresie dziejów Kościoła stawiamy sobie jako naczelne zadanie wprowadzenie w życie nauki tego wielkiego Soboru". W cytowanej powyżej przemowie do kardynałów, powiedział: "Posłuszeństwo nauczaniu Drugiego Soboru Watykańskiego jest posłuszeństwem wobec Ducha Świętego... Posłuszeństwo Duchowi Świętemu wyraża się w autentycznej realizacji zadań postawionych przez Sobór, w pełnej harmonii z przedłożonym przez niego nauczaniem... Tylko w ten sposób [tj. przez realizację Vaticanum II] – inaczej mówiąc, przez uczciwe i szczere posłuszeństwo wobec Ducha Prawdy – może zostać zachowana jedność i jednocześnie, duchowa siła Kościoła" [podkreślenie dodane]. Jest jeszcze wiele innych, podobnych cytatów, które można by przytoczyć.

Żadnej drogi ucieczki

Obrońcy Vaticanum II nie mogą zatem obrać sobie drogi ucieczki polegającej na twierdzeniu, że Vaticanum II nie zamierzał niczego nauczać, albo że jego nauczanie nie jest rzeczywistym magisterium Kościoła. Na tym soborze, (według modernistów – red. U. m.) papież w jedności ze wszystkimi biskupami świata, sprawuje w sposób wiążący wiernych magisterium dotyczące wiary i moralności. W takich okolicznościach, niemożliwe jest, aby oni nie byli nieomylni. Aby rozgrzeszyć ich w tym przypadku z nieomylności należałoby zanegować samą istotę katolickiej władzy nauczycielskiej, a w konsekwencji samą istotę Kościoła katolickiego.

Ażeby Vaticanum II uniknął straszliwego problemu polegającego na tym, że nauczający Kościół proponuje do wierzenia całemu Kościołowi potępioną doktrynę, sobór musiałby całkowicie porzucić swoją rolę nauczycielską. Vaticanum II musiałby zostać zdegradowany do zwyczajnego nieformalnego spotkania biskupów nieposiadających żadnej intencji nauczania Kościoła. Dokumenty Vaticanum II musiałyby zostać potraktowane jako zaledwie zbiór notatek lub przemyśleń opartych na dyskusjach papieża i biskupów.

Jest to absurdalne i każdy o tym wie. Dlatego, pozostaje nieprzyjemna rzeczywistość: Vaticanum II – pomimo spełnienia wszystkich warunków nieomylnego i wiążącego magisterium (taka konkluzja jest nieunikniona przy założeniu prawowitości modernistycznych uzurpatorów – red. U. m.) – zanegował nauczanie Kościoła. Logicznym wnioskiem ostatecznym jest sedewakantyzm. W celu uniknięcia tego rozstrzygnięcia, dla wytłumaczenia sprzeczności powymyślane zostały dziwaczne teorie, które z jednej strony ratują Vaticanum II jako sobór ekumeniczny, ale próbują umniejszyć jego moc prawną przez stwierdzenie, że nie zamierzał nikogo zobowiązywać swoimi decyzjami. Dlatego też, rzekomo miałby być omylnym i reformowalnym.

Niezwykłe teorie

Msgr. Gherardini wynalazł teorię Uroczystego Błędnego Magisterium. W myśl tej koncepcji, przyznaje on Vaticanum II uroczysty charakter magisterium, ale twierdzi również, że jest mylne, ponieważ nie zamierzało nikogo zobowiązywać do posłuszeństwa względem jego postanowień. Jednakże jak to już stwierdziliśmy, zamiarem Pawła VI i Jana Pawła II było zobowiązanie wszystkich wiernych do przyjęcia nauk soborowych. Ponadto, taka teoria jest nierealna, gdyż samo pojęcie uroczystego magisterium – czy to samego papieża, czy też soboru w jedności z papieżem – koniecznie wiąże się z intencją zdefiniowania jakiejś nauki.

Msgr. Fernando Ocáriza Braña próbuje rozwiązać problem trochę inaczej. Przyznaje on, że sobór nauczał z doktrynalnym autorytetem: "Przede wszystkim, pożyteczne wydaje się przypomnienie, że duszpasterska intencja Soboru nie oznacza, że nie był on doktrynalny – jako, że wszelka działalność duszpasterska w istocie opiera się na doktrynie. Jednak przede wszystkim konieczne jest podkreślenie, że właśnie dlatego iż doktryna nakierowana jest na zbawienie, to nauczanie doktryny jest integralną częścią wszelkiej pracy duszpasterskiej". Bierze następnie w obronę tradycyjną doktrynę akceptacji należnej magisterium, cytując sam sobór: "Każdą wypowiedź autentycznego Magisterium należy przyjmować jako coś, czym rzeczywiście jest, czyli jako naukę udzielaną przez Pasterzy, którzy korzystając z sukcesji apostolskiej, mówią z «charyzmatem prawdy» (Dei verbum, 8), «upoważnieni przez Chrystusa» (Lumen gentium, 25), «w świetle Ducha Świętego» (ibid.)".

Następnie, konstatuje to, co już tutaj podkreślałem, a mianowicie, że odmówienie Vaticanum II roli nauczycielskiej jest równoznaczne z zanegowaniem czegoś, co należy do samej istoty Kościoła: "Ten charyzmat, autorytet i światło z pewnością były obecne na II Soborze Watykańskim; odmawianie tego całemu episkopatowi zgromadzonemu cum Petro i sub Petro, aby nauczać Kościół powszechny, byłoby negowaniem czegoś z samej istoty Kościoła (por. Kongregacja Nauki Wiary, deklaracja Mysterium Ecclesiae, 24 VI 1973, 2-5)".

Od tego miejsca wprowadza rozróżnienie między deklaracjami wydanymi przez sobór, które należą już do depozytu wiary i tym, co nazywa on pozostałymi doktrynalnymi naukami. "Pozostałe doktrynalne nauki Soboru wymagają od wiernych stopnia akceptacji określonego jako «religijne posłuszeństwo woli i rozumu»". Stara się zepchnąć "pozostałe doktrynalne nauki" – właśnie dokładnie te, które negują dotychczasowe magisterium – do poziomu niewiążących wniosków doktrynalnych, które są omylne i reformowalne. "Ten rodzaj przylgnięcia", jak twierdzi, "nie przybiera formy aktu wiary". Sugeruje przez to, że Vaticanum II nie nauczał niczego ani poprzez uroczyste nadzwyczajne magisterium ani poprzez powszechne zwyczajne magisterium. Jednakże, jak zdążyliśmy się już przekonać, takie twierdzenie jest sprzeczne z wypowiedziami Pawła VI i Jana Pawła II, którzy zdecydowanie chcieli zobowiązać katolików do przestrzegania nauk soborowych.

Prałat dokładnie zdaje sobie sprawę z kwestii ciągłości: "Jedność Kościoła i jedność w wierze są nierozłączne, a to pociąga za sobą również jedność Magisterium Kościoła w każdym czasie jako autentycznego interpretatora Objawienia Bożego przekazanego przez Pismo Święte i przez Tradycję. Oznacza to, między innymi, że istotną cechą Magisterium jest jego ciągłość i jednorodność w czasie". Nie mógłbym tego lepiej wyrazić.

Następnie, używa tego wstrząsającego stwierdzenia: "W dokumentach II Soboru Watykańskiego o sakramentalności biskupstwa, o kolegialności biskupów, o wolności religijnej, itd. można znaleźć wiele innowacji o charakterze doktrynalnym". Innowacje natury doktrynalnej? Samo słowo innowacjanowość było w katolickiej teologii zawsze uważane za złe słowo, jako ekwiwalent terminu herezja. Innowacja to wróg katolickiej spójności i ciągłości. Dalej pisze: "Chociaż wobec nowości w dziedzinach dotyczących wiary lub moralności nieokreślonych w sposób definitywny, należne jest religijne posłuszeństwo woli i rozumu, niektóre z nich były i nadal są przedmiotem kontrowersji, jeśli chodzi o ich ciągłość w stosunku do poprzedniego Magisterium albo też o ich zgodność z Tradycją".

Uważam, że tym stwierdzeniem prałat kopie grób Vaticanum II. Dopuścić istnienie innowacji w sprawach wiary i moralności to przyznać istnienie herezji. Te innowacje zostały już potępione przez magisterium Kościoła katolickiego. Ich niezgodność z poprzednią doktryną trudno nazwać "przedmiotem kontrowersji", ale jej istnienie jest absolutnie pewne. Domaga się ponadto, ażeby wierni zaakceptowali te innowacje, nawet mimo że – po pięćdziesięciu latach – stwierdza istnienie "kontrowersji", co do tego czy nie są sprzeczne z magisterium Kościoła katolickiego. Ostatecznie oczekuje się od wiernych przyjęcia sprzecznych wypowiedzi magisterium. Po pięćdziesięciu latach, (rzekoma – red. U. m.) hierarchia Kościoła katolickiego nie może jeszcze obmyślić, w jaki sposób szydercze innowacje mogą pasować do nauczania Kościoła katolickiego.

Przez analogię, wyobraźmy sobie samolot odrzutowy z czterema silnikami, z których wydobywają się nadzwyczaj głośne skrzypienia i trzaski oraz pióropusze ognia. Samolot traci moc i szybko obniża wysokość lotu. Kapitan zapewnia przez głośnik, że wszystko jest w porządku i że pasażerowie muszą mieć najwyższe zaufanie do załogi oraz że problem może zostać naprawiony.

Analogia jest zasadna, ponieważ od pięćdziesięciu lat daje się słyszeć chrzęszczący i zgrzytający dźwięk sprzeczności pomiędzy przedsoborowym i posoborowym nauczaniem, a Kościół traci moc, szybko obniżając lot na skutek utraty wszystkich swych niegdyś potężnych i dynamicznych sił witalnych.

Będąc być może świadomy niebotycznych rozmiarów wypowiedzianej potworności prałat próbuje uratować Vaticanum II mówiąc: "Chodzi o nowości w tym sensie, że objawiają nowe aspekty, niesformułowane jeszcze przez Magisterium, które jednak nie zaprzeczają na poziomie doktrynalnym poprzednim dokumentom Magisterium". Bez odpowiedzi pozostaje odwieczne pytanie: Jakim to sposobem nie zaprzeczają one poprzedniemu magisterium?

Próbuje on rozwiązać problem w ten sposób: "Dlatego przy teologicznej pracy interpretacyjnej fragmentów tekstów soborowych, które budzą znaki zapytania i wydają się nastręczać trudności, trzeba mieć przede wszystkim na uwadze sens, w jakim kolejne wystąpienia Magisterium rozumiały takie fragmenty". Tak zwane kolejne wystąpienia magisterium jedynie pogarszają problem, szanowny Prałacie, ponieważ te wystąpienia potwierdzają tylko brak ciągłości. Oświadczenia Jana Pawła II dotyczące, na przykład, wolności religijnej i ekumenizmu są absolutnie skandaliczne. Na przykład, aprobata Jana Pawła II dla Aktu Końcowego Konferencji w Helsinkach potwierdza absolutnie heterodoksyjną interpretację Vaticanum II. W dokumencie w sprawie wolności religijnej, skierowanym do szefów państw-sygnatariuszy Aktu Końcowego Konferencji w Helsinkach obradujących w Madrycie, stwierdził on: "Kościół katolicki dokonał syntezy owoców swej refleksji na ten temat [wolności religijnej] w deklaracji Dignitatis humanae Drugiego Soboru Watykańskiego, ogłoszonej 7 grudnia 1965 roku, która dla Stolicy Apostolskiej ma szczególną moc wiążącą" [podkreślenie dodane] (2).

Dodatkowo, ekumeniczna działalność Jana Pawła II i Benedykt XVI, równie absurdalna, co bluźniercza, świadczy o heterodoksyjnej naturze soborowych dokumentów. Gdyby na przykład Mojżesz, poprowadził nabożeństwo ekumeniczne wspólnie z czcicielami złotego cielca, to byłoby to pozytywnym i aprobującym komunikatem na temat uczestnictwa w fałszywym kulcie. Jednakże zgładzenie, z Bożego rozkazu, wszystkich uczestników kultu złotego cielca było dość dojmującym negatywnym komentarzem odnośnie ekumenizmu i udziału w fałszywym kulcie.

Innymi słowy, całe posoborowe magisterium i duszpasterskie praktyki tylko i wyłącznie jeszcze bardziej potępiają Vaticanum II.

Sami sobie coś wymyślcie

I wreszcie, gdy samolot zaczyna wpadać w ognisty korkociąg, mają nas pocieszyć te oto słowa: "Mimo wszystko, nadal istnieją prawowite przestrzenie wolności teologicznej do objaśniania w taki czy inny sposób braku sprzeczności z Tradycją niektórych sformułowań obecnych w tekstach soborowych i w związku z tym objaśniania samego znaczenia niektórych zwrotów zawartych we wspomnianych fragmentach". Innymi słowy, "Sami sobie wykombinujcie". To niewiarygodne, aby osoba tak wysoko postawiona mogła powiedzieć coś podobnego. Czyż to nie rolą magisterium, hierarchii posiadającej Boską asystencję, jest pogodzenie kolidujących ze sobą tekstów i usunięcie podejrzeń o sprzeczność? To tak, jakby kapitan samolotu powiedział: "Wyciągnijcie swoje narzędzia, moi drodzy, wdrapcie się na skrzydła i sprawdźcie czy możecie samodzielnie rozwiązać problem".

Szczerze oddany w Chrystusie,


Bp Donald J. Sanborn

Rektor

"Most Holy Trinity Seminary Newsletter", February 2012, ss. 1-8. (b)

Tłumaczył z języka angielskiego Mirosław Salawa

–––––––––––––––
Przypisy:
(1) Łaciński oryginał: "Immo haec doctrina de libertate radices habet in divina Revelatione, quapropter eo magis Christianis sancte servanda est" (Dignitatis humanae, nr 9).

(2) Cytowane w "L'Osservatore Romano", 12 lutego 1980.

(a) Artykuł z lutego 2012. Tytuł od red. Ultra montes.

(b) Por. 1) Bp Donald J. Sanborn, a) Dokument Watykańskiej Rady Iustitia et Pax na temat gospodarki światowej. b) Asyż III – obrzydliwość spustoszenia w miejscu świętym. c) Duchowni w Novus Ordo. d) Socjalizm – droga do bankructwa i zagłady narodów. e) Rozmowy doktrynalne Bractwa Św. Piusa X z modernistami i "beatyfikacja" Jana Pawła II. f) Zgubne skutki kompromisów z prekursorami Antychrysta. g) Pozbądźcie się złudnych nadziei co do Ratzingera. Pytania i odpowiedzi. h) Vaticanum II, papież i FSSPX. i) "Sobór Watykański II" – największa katastrofa w historii świata. j) Amoralny synod modernistycznych biskupów (2014) – produkt doktrynalnego liberalizmu Vaticanum II. k) Sedewakantyzm: w obronie autorytetu Kościoła katolickiego i papiestwa. l) Błędy doktrynalne omylników z antyinfallibilistycznego "ruchu oporu" i popieranie cudzołóstwa przez "kardynała" modernistycznego Neokościoła. m) Góry Gelboe. Jeden z pierwszych seminarzystów abp. Lefebvre'a opłakuje upadek jego Bractwa. n) Sprzeciw wobec zmian soborowych a niezniszczalność Kościoła.

2) Ks. Jacek Tylka SI, a) Dogmatyka katolicka. b) Traktat o Kościele Chrystusowym. c) O obojętności, czyli indyferentyzmie w rzeczach religii. d) O własnościach religii. e) O cnotach heroicznych.

3) Ks. Władysław Lohn SI, Chrystus nauczający. Ustanowienie i skład Urzędu Nauczycielskiego.

4) Ks. dr Maciej Sieniatycki, a) Apologetyka czyli dogmatyka fundamentalna. b) Zarys dogmatyki katolickiej. c) System modernistów. d) Modernistyczny Neokościół. e) Problem istnienia Boga. f) Dogmatyka katolicka. Podręcznik szkolny. g) Główne zasady etyki Kanta a etyka chrześcijańska. h) Modernizm w książce polskiej.

5) a) Mały katechizm o Nieomylności Najwyższego Pasterza. b) Mały katechizm o Syllabusie.

6) Św. Wincenty z Lerynu, Pamiętnik (Commonitorium). Rozprawa Pielgrzyma o starożytności i powszechności wiary katolickiej przeciw niezbożnym nowościom wszystkich kacerzy.

7) Ks. Piotr Skarga SI, a) O świętej monarchii Kościoła Bożego i o pasterzach i owcach. Kazanie na wtórą Niedzielę po Wielkiejnocy. (De Sancta Ecclesiae Dei Monarchia et de Pastoribus et Ovibus. Concio pro Dominica secunda post Pascha). b) O kąkolu heretyckim i diabelskiej wolności religijnej (De haeretica zizania et diabolica libertate religiosa). c) O jedności Kościoła Bożego pod jednym pasterzem i o greckim i ruskim od tej jedności odstąpieniu, oraz Synod Brzeski i Obrona Synodu Brzeskiego.

8) Ks. Jan Domaszewicz, O Kościele. Nieomylność. Papież. Poza Kościołem nie ma zbawienia. Nieprzyjaciele Kościoła. (De Ecclesia Christi).

(Przyp. red. Ultra montes).

( PDF )
....
Karol Karol
😂 😂 😂
CÓRKA MARYI
Turon0001 Kowalski
Jo Biden tak chce!
Andre Ob
Dalej tylko atak na Kościół i tematy powiązane ze zboczkami, zawsze w czołówkach wiadomości. Kim są te kanalie co bez przerwy ciągną te tematy. ignoranci i zdrajcy, szabesgoje tak mają. Żeby ustanowić zakaz zgromadzeń dla zboczków to ich nie ma; tylko według nich w Kościele są zboczki a góra władzy to co czysta. Ubabrana w tej zgniliźnie jak świnie w błocie. Już niedługo będzie tzw. ,, …Więcej
Dalej tylko atak na Kościół i tematy powiązane ze zboczkami, zawsze w czołówkach wiadomości. Kim są te kanalie co bez przerwy ciągną te tematy. ignoranci i zdrajcy, szabesgoje tak mają. Żeby ustanowić zakaz zgromadzeń dla zboczków to ich nie ma; tylko według nich w Kościele są zboczki a góra władzy to co czysta. Ubabrana w tej zgniliźnie jak świnie w błocie. Już niedługo będzie tzw. ,, prześwietlenie sumień" Pan Bóg każdemu z ludzi pokaże z osobna wszystkie jego niecne czyny; zobaczymy ilu z was ignoranci i faryzeusze będzie zdolnych do rzucenia kamieniem ??. Nawet nie wiecie że uczestniczycie w gierkach chazarów i masonów I bezmyślnie realizujecie ich zboczone ideologię. Opamiętajcie się póki czas
ANN Aneta
W tym Soborze brało.udział 10 protestantów i trzech masonów -zydow zwanych dla zmylenia katolikami ,dlatego Kościół choruje na raka i jest w ostatnim stadium .Myślałam że odzyskamy Kościół wyrwiemy z łap szaranskich wyrzucimy stoły protestanckie i odzyskamy co nasze z dziada i pradziada ale nie ma siły ani czasu .Trzeba czekać na pomoc Pana Boga i.Matki Bożej Królowej Polski Świata .😢
MEDALIK ŚW. BENEDYKTA
Kłamstwo ! Nie oskarżajcie Soboru Watykańskiego !!! To wszystko zło, które ma obecnie miejsce w Kościele jest dziełem masonerii , a nie Soboru.
ANN Aneta
Ten sobór zniszczył Kościół Katolicki i podmienil liturgię .Ten chaos jako dziś jest to wina tego diabelskiego soboru 😢 A teraz bergolio niszczyciel chce na dobre Kościół zniszczyć i wyrzucić Z Niego Pana Jezusa ma zniknąć Konsekracja .Wtedy Pismo Święte nakazuje wyjść z nierzadnicy aby nie brać udziału w jej grzechach .NIEWASTA -Prawdziwy Kościół z Mszą Święta Wszech Czasów zejdzie na pustynię …Więcej
Ten sobór zniszczył Kościół Katolicki i podmienil liturgię .Ten chaos jako dziś jest to wina tego diabelskiego soboru 😢 A teraz bergolio niszczyciel chce na dobre Kościół zniszczyć i wyrzucić Z Niego Pana Jezusa ma zniknąć Konsekracja .Wtedy Pismo Święte nakazuje wyjść z nierzadnicy aby nie brać udziału w jej grzechach .NIEWASTA -Prawdziwy Kościół z Mszą Święta Wszech Czasów zejdzie na pustynię gdzie będzie zywiony czas czasów i połowę czasu -3,5 roku .
Jarujestem
Konsekrację kapłanów odprawiających NOM są nadal ważne, więc mijasz się z faktami.
PRAWDZIWY KOŚCIÓŁ POZOSTAŁ W TRADYCJI
SVII - TO PRZEDE WSZYSTKIM DZIEŁO LUCYFERA I MASONÓW !
Plandemia = depopulacja > szczepienia >chipy
......posoborowie dziełem lucyfera i masonów !
Koza Nutria
Wiele wydarzyło się po soborze ale myślicie ze inaczej było przed? Widać te dencje żeby gloryfikować Kościół przedsoborowy który wcale nie był bez skazy. Myślicie ze jakby nie SW2 to mielibyśmy Kościół beż skandali? Naiwne to myślenie.
Owszem naduzycia nabrały tempa zaraz po Soborze ale to nie sam Sobór a nieposłuszeństwo biskupów. A uwzględniacie w tym wszystkim Rewolucję seksualna i ogólne …Więcej
Wiele wydarzyło się po soborze ale myślicie ze inaczej było przed? Widać te dencje żeby gloryfikować Kościół przedsoborowy który wcale nie był bez skazy. Myślicie ze jakby nie SW2 to mielibyśmy Kościół beż skandali? Naiwne to myślenie.
Owszem naduzycia nabrały tempa zaraz po Soborze ale to nie sam Sobór a nieposłuszeństwo biskupów. A uwzględniacie w tym wszystkim Rewolucję seksualna i ogólne tendencje w społeczeństwach? Skąd się biorą pedofile? Z rodzin, ze społeczeństw,a nie z seminariów.
V.R.S.
@Koza Nutria
"Wiele wydarzyło się po soborze ale myślicie ze inaczej było przed? Widać te dencje żeby gloryfikować Kościół przedsoborowy który wcale nie był bez skazy. Myślicie ze jakby nie SW2 to mielibyśmy Kościół beż skandali? Naiwne to myślenie."
----
Masoneria walczyła z Kościołem od stuleci i w ramach tej walki wprowadzała m.in. do seminariów swoich przedstawicieli oraz próbowała zatruć …Więcej
@Koza Nutria
"Wiele wydarzyło się po soborze ale myślicie ze inaczej było przed? Widać te dencje żeby gloryfikować Kościół przedsoborowy który wcale nie był bez skazy. Myślicie ze jakby nie SW2 to mielibyśmy Kościół beż skandali? Naiwne to myślenie."
----
Masoneria walczyła z Kościołem od stuleci i w ramach tej walki wprowadzała m.in. do seminariów swoich przedstawicieli oraz próbowała zatruć od środka uczelnie katolickie [tu ma pan np. niesławną instrukcję Alta Vendita: Z biografii Księdza Jana Bosko (2) z 1 poł XIX w.]. W Kościele pojawiali się też masoni "bez fartuszka" np. choćby duchowni idący z "duchem czasu" - liberalizmu, modernizmu, naturalizmu, amerykanizmu i innych nowoczesnych błędów.
Natomiast dopiero podczas Vaticanum II, za "dobrego papieża" Jana ten cały syf, który uderzany regularnie przez Św. Oficjum czy Urząd Nauczycielski krył się po kątach jak moderniści po Lamentabili czy Pascendi św. Piusa X czy mentor duchowy i kardynał K. Wojtyły, guru nouvelle theologie Henri de Lubac po Humani generis Piusa XII, wylazł by stanąć w pełni światła.
I otwarcie pod przewodnictwem Baumów, Murrayów, Martinów, Kungów, Ranerów, Szilebeków, de Lubaców, Congarów i Ratzingerów, którzy kierowali się "duchem czasu" zrobił przewrót na pseudo-soborze, wprowadzając do jego dokumentów rewolucyjne i heterodoksyjne teksty, które potem stały się oficjalnym punktem zaczepienia do dalszej rewolucji.

PS A Paweł VI to wszystko klepnął i dał Bugniniemu rozwalić starożytny ryt Mszy Świętej Kościoła Rzymskiego, wprowadzając NOM jako główne narzędzie praktyczne rewolucji. No i mamy to co mamy.
PPS Leitmotivem pontyfikatu JPII było natomiast powtarzanie i twórcze rozwijanie najbardziej heterodoksyjnych "bomb zegarowych" Vaticanum II czego obfite dowody znajdzie pan np. w Redemptor hominis, Catechesis tradendae, Ut unum sint, Redemptoris missio, Slavorum Apostoli nie mówiąc o licznych przemówieniach czy listach okolicznościowych oraz tzw. Testamencie JP II.
WYKLĘTY
Żydowska interpretacja
Koza Nutria
Tak,wiem o tym wszystkim i znam historie. Natomiast sobór był potrzebny bo nie działo sie dobrze, choć został całkowicie przejęty przez rewolucjonistów którzy nie wzięli się z nikąd. Jedni byli podstawieni a drudzy ,tak jak Ratzinger,byli gleboko przekonani o koniecznosci zmian. Dlaczego Benedykt broni Soboru? Bo dokumenty są z gola inne niż ich " interpretacja" .Z dokumentów np.wynika że to …Więcej
Tak,wiem o tym wszystkim i znam historie. Natomiast sobór był potrzebny bo nie działo sie dobrze, choć został całkowicie przejęty przez rewolucjonistów którzy nie wzięli się z nikąd. Jedni byli podstawieni a drudzy ,tak jak Ratzinger,byli gleboko przekonani o koniecznosci zmian. Dlaczego Benedykt broni Soboru? Bo dokumenty są z gola inne niż ich " interpretacja" .Z dokumentów np.wynika że to lacina jest głównym językiem,że ad orientem jest prawidłowym kierunkiem i ze organy a nie gitarki są instrumentami liturgicznymi. Co zrobili biskupi? Pojechali do siebie i zaczęli rozdawać komunie na rękę. Po czasie gdy Ratzinger zobaczył tendencje uniwersyteckie, rewolucyjne, złapał się za głowę i parafrazujac stwierdził " to nie tak miało byc". Mówi tak bo tam był.

Skąd więc wzięli się ci biskupi,nieposłuszni papiezowi? Ano ze starego seminarium,z tzw Vetus Ordo,no bo przecież innej nie było. Z kosmosu się nie wzięli. Więc to co po soborze włączy się z tym jakie klimaty były przed soborem.
Oczywiście Novus Ordo daje pole do popisu wszystkim odchylom ale myli się ten kto stwierdzi że forma go zbawi. Ja uczęszczam na "Novusa" i "Vetusa" I wierzcie mi niejeden Novus jest odprawiony pobożniej niż Vetus gdzie,nie wiadomo z jakiej przyczyny odprawiana jest z szybkością światła.
V.R.S.
@Koza Nutria
"Natomiast sobór był potrzebny"
---
Po pierwsze, powstaje pytanie czy VII był w ogóle soborem powszechnym (bo w sumie nie wiadomo po co go zwołano - niby żeby dokończyć Sobór Watykański 1870). I jest to pytanie poważne bo sobory nie zwołuje się tak sobie i pytanie, wbrew pozorom aktualne (ostateczna ocena przez Kościół niektórych soborów np. Konstantynopolitańskiego z roku 381 …Więcej
@Koza Nutria
"Natomiast sobór był potrzebny"
---
Po pierwsze, powstaje pytanie czy VII był w ogóle soborem powszechnym (bo w sumie nie wiadomo po co go zwołano - niby żeby dokończyć Sobór Watykański 1870). I jest to pytanie poważne bo sobory nie zwołuje się tak sobie i pytanie, wbrew pozorom aktualne (ostateczna ocena przez Kościół niektórych soborów np. Konstantynopolitańskiego z roku 381 następowała dopiero po wielu latach). Jestem skłonny przychylić się do tezy ks. Hesse że VII nie był w ogóle soborem ekumenicznym.
Pośredniego dowodu dostarczają same dokumenty Vaticanum II, w których w ogóle nie widać zgody będącej owocem działania Ducha Świętego. Są za to dowodem nawalania się - przepraszam za słowo - dwóch przeciwnych frakcji - ortodoksyjnej i rewolucyjnej. Wystarczy spojrzeć np. na Sacrosanctum Concilium. Ten dokument jest tak niespójny, że są tam tezy / założenia, które się w kolejnych punktach obala lub stwarza wyjątki (które potem faktycznie stały się regułą), weźmy choćby sławny artykuł 22.2.
Nie, nie był potrzebny. Sam Jan XXIII nie bardzo wiedział - przynajmniej tak twierdził po co go zwołał. I znów: stara zasada, którą dobrze znał Leon Wielki, który bardzo obawiał się np. zwołania przez cesarza soboru w Chalcedonie, w którym miały zasiadać te same soborowe ojce co łotry z Efezu (ostatecznie zgromadzenie okazało się ortodoksyjne i dogmatyczne, i dlatego właśnie - a nie dlatego że biskupi przyjechali, posiedzieli i pogadali - zostało w dziejach Kościoła uznane za sobór ekumeniczny.
Słowa ekumeniczny używam oczywiście tutaj we właściwym, tradycyjnym, nie zgwałconym przez rewolucję znaczeniu tego słowa to jest ogólnokościelny (obejmujący cały dom) - bez żydów, heretyków i masonów na pokładzie.

"bo nie działo sie dobrze , choć został całkowicie przejęty przez rewolucjonistów którzy nie wzięli się z nikąd."
---
Nie działo się dobrze, byli rewolucjoniści, którzy nie wzięli się znikąd i dlatego właśnie nie należało zwoływać soboru, o czym mówił roztropny kard. Billot już Piusowi XI, kiedy była pierwsza presja ze strony modernistów, którzy odbudowali się po ciosach jakie zadał im Pius XI.

"Jedni byli podstawieni a drudzy ,tak jak Ratzinger,byli gleboko przekonani o koniecznosci zmian. Dlaczego Benedykt broni Soboru?"
---
No przecież to Ratzinger m.in. z Kungiem, de Lubacem, Szilebekiem i resztą robili tę rewolucję. Dlaczego Ratzinger broni "Soboru"? - między innymi dlatego że broni swojej młodości.

" Bo dokumenty są z gola inne niż ich " interpretacja" .Z dokumentów np.wynika że to lacina jest głównym językiem,że ad orientem jest prawidłowym kierunkiem i ze organy a nie gitarki są instrumentami liturgicznymi."
---
Nie, nie wynika. Dokumenty zostały specjalnie tak przygotowane a raczej specjalnie wrzucono do nich takie rzeczy żeby rewolucję dalej gładko pociągnąć. SC jest tego świetnym przykładem. Żeby tu szerzej nie pisać odsyłam do analizy:
Sacrosanctum Concilium – liturgiczna “wielka karta swobód”

"Co zrobili biskupi? Pojechali do siebie i zaczęli rozdawać komunie na rękę."
---
Bynajmniej. Komunia na rękę była w pakiecie z Novus Ordo Missae - w tym samym 1969 ma pan NOM w pierwszej wersji z otwarcie heretycką instrukcją obsługi (OWMR) oraz Memoriale Domini Pawła VI. Była w pakiecie z nową wizją liturgii jako samo-celebracji zgromadzenia "powszechnych kapłanów" i nową wizją Kościoła wg potępianego za Piusa XII guru wojtyliańskiego - de Lubaca. W Polsce tę wizję promował dzielnie w latach 60-tych XX w. za przyzwoleniem "Prymasa Tysiąclecia" kolejny kandydat na posoborowe stoły niejaki ks. Blachnicki, walcząc m.in. z "materializmem eucharystycznym" - Ks. Franciszek Blachnicki czyli “Ceremoniarz Tysiąclecia”

"Po czasie gdy Ratzinger zobaczył tendencje uniwersyteckie, rewolucyjne, złapał się za głowę i parafrazujac stwierdził " to nie tak miało byc". Mówi tak bo tam był."
---
Mówi tak bo sam tę rewolucję robił m.in. "Wprowadzeniem w chrześcijaństwo" a potem się przestraszył logicznych jej następstw. Mówi tak bo wyznawał przypuszczalnie dokładnie ten sam pogląd, który potępił Pius X w Pascendi:

“Określmy zatem, uwydatniając pogląd modernistów dokładniej, rozwój jako wynik walki dwóch sił, z których jedna dąży do postępu, druga pociąga do konserwatyzmu. Siła zachowawcza żyje w Kościele i zawiera się w tradycji. Utrzymuje ją władza religijna; czyni ona to prawnie, bo w istocie władzy leży obrona tradycji; czyni też faktycznie, bo władza, wyniesiona ponad zmiany życia, nie odczuwa popędu do postępu albo wcale albo częściowo tylko. Na odwrót: siła rwąca do postępu i odpowiadająca potrzebom wewnętrznym, kryje się i działa w samowiedzach ludzi prywatnych, zwłaszcza w samowiedzach tych ludzi, którzy odczuwają, jak mówią, życie bezpośredniej i głębiej. Tu podnosi już, Czcigodni Bracia, głowę, jak widzimy, ona zgubna bardzo teoria, która pokątnie wprowadza świeckich ludzi do Kościoła jako czynniki postępu. Z wspólności pewnej i zgody pomiędzy tymi dwoma siłami, pomiędzy siłą zachowawczą i postępową, pomiędzy władzą a samowiedzami ludzi prywatnych, powstaje rozwój, powstają zmiany. Bo samowiedze ludzi prywatnych, albo niektóre z nich, oddziałują na samowiedzę zbiorową; ta znowu oddziałuje na przełożonych, zniewalając ich do zawarcia i dochowania układów. Łatwo stąd zrozumieć, czemu się moderniści tak dziwią, skoro się ich zgani albo ukarze. Co im się poczytuje za winę, to oni za święty swój uważają obowiązek. (…) W ten sposób więc, Czcigodni Bracia, nie ma za wpływem modernistów istnieć w Kościele nic stałego i niezmiennego.”.

(św. Pius X: Pascendi Dominici Gregis)


Hermeneutyka ciągłości to rodzaj heglowskiej dialektycznej syntezy - jeśli np. weźmiemy Syllabus i anty-Syllabus, czyli wg wypowiedzi samego Ratzingera - dokumenty VII - to naciągamy tak żeby wyszło że czarne jest w ciągłości z białym. Problem w tym że się nie da i fikcja nawet urzędowa się sypie. Przykład pierwszy z brzegu: Summorum Pontificum z fikcją dwóch form tego samego rytu (lex orandi - lex credendi). Żeby ją narzucić potrzebny był dodatkowo historycyzm czyli synchroniczna wizja Kościoła - Kościół tu i teraz: jest nowy ryt, no to jest, co z tego że jest od kilkudziesięciu zaledwie lat i jest ciałem obcym w całej liturgice Kościoła, nieważne co było wcześniej ważne co jest obecnie. To nie jest Kościół Tradycji Świętej, Kościół św. Wincentego z Lerynu i bł. Piusa IX. Najlepiej ten jego historycyzm i sofistykę widać na skandalicznej sprawie ks. Rosminiego - to był taki ksiądz, którego tezy zostały potępione przez Św. Oficjum za Leona XIII. Problem w tym że Jan Paweł II uparł się go wskazać jako rekomendowanego filozofa w Fides et ratio, no i Ratzinger musiał coś zrobić żeby tezy Rosminiego "odanatemazować". Wymyślił więc coś takiego co urąga zdrowemu rozsądkowi ale dobrze pokazuje historycyzm Ratzingera:

Posoborowa sztuka hermeneutyki na przykładzie (2)

"Skąd więc wzięli się ci biskupi,nieposłuszni papiezowi? Ano ze starego seminarium,z tzw Vetus Ordo,no bo przecież innej nie było. Z kosmosu się nie wzięli."
---
Jakby pan przeczytał publikowany na tym forum cykl o dziadkach rewolucji soborowych to by pan takich banialuków nie pisał. Biskupi tacy jak Wojtyła, Koenig, Suenens, Alfrink, Bea, etc. wzięli się z przesiąknięcia światem, nowymi ideami, liberalizmem. Np. mitem jest że Wojtyła miał "polską" formację duszpasterską gdy szukał wzorców na zachodzie u progresistów. Jak sam przyznał wielokrotnie np. w Przekroczyć próg nadziei "wiele zawdzięcza" Congarowi i de Lubacowi (temu, którego błędom Pius XII poświęcił Humani generis), por. np.
Wzorce duszpasterskie ks. Karola Wojtyły: Jocyści
Wzorce duszpasterskie ks. Karola Wojtyły: rewolucja w parafii
Kardynał Papieża Polaka

"Więc to co po soborze włączy się z tym jakie klimaty były przed soborem."
---
To co po "soborze" to przejęcie wpływu na Kościół przez prądy rewolucyjne potępiane i kryjące się po kątach przed soborem.

"Oczywiście Novus Ordo daje pole do popisu wszystkim odchylom ale myli się ten kto stwierdzi że forma go zbawi. Ja uczęszczam na "Novusa" i "Vetusa" I wierzcie mi niejeden Novus jest odprawiony pobożniej niż Vetus gdzie,nie wiadomo z jakiej przyczyny odprawiana jest z szybkością światła."
---
Najwyraźniej nie ma pan pojęcie co to liturgia i ryt Mszy Św. Przypominam zatem łopatologiczne wyjaśnienie "for dummies":
Szpital na peryferiach a Nowa Msza
starski
"w obronie tradycji kościoła" powrócił...
Koza Nutria
Sobor byl potrzebny bo to widac nawet teraz. Stworzenie niezdobytej twierdzy,gdzie nie ma miejsca na misyjnosc I prowadzenie indywidualne tak wygladal Kosciol niestety. Forma ponad wszytsko. Czy msza powinna byla byc zmieniona? Nie,ale nie zostala zmieniona na soborze a po. A o dokumentach soborowych na temat mszy jest wyzej wiec nie bede sie powtarzac.
Tak Ratzinger zrobil rewolucje bo wierzyl ze …Więcej
Sobor byl potrzebny bo to widac nawet teraz. Stworzenie niezdobytej twierdzy,gdzie nie ma miejsca na misyjnosc I prowadzenie indywidualne tak wygladal Kosciol niestety. Forma ponad wszytsko. Czy msza powinna byla byc zmieniona? Nie,ale nie zostala zmieniona na soborze a po. A o dokumentach soborowych na temat mszy jest wyzej wiec nie bede sie powtarzac.
Tak Ratzinger zrobil rewolucje bo wierzyl ze zmiany sa potrzebne I byly ale to co sie stalo po,nie bylo jego zamiarem dlatego do konca broni Soboru natomiast nie koniecznie tego co sie ze msza stalo.

Wiem I widze ze Vetus jest doskonaly I rozwija duchowo,nastawia na Boga ale na nowej mszy też jest Bóg, nie o forme tu chodzi!!! Forma nie zbawi nikogo a widze silne tendencje tzw tradycji wlasnie w te strone. Jestem blisko srodowiska I widze co się dzieje. I powtarzam wolę iść na pobożnie odprawionego Novusa niż odbebnionego Vetusa! Nowa msza jest niemiłosiernie pociachana ale to nadal msza i Pan Jezus.

Czy gdyby nie V2 Kościół byłby doskonaly? Nie bo nie był. Ksieza stracili ducha modlitwy bo ważniejsze było doskonale wykonanie znaków niż dyspozycja serca( to mowia sami ksieza) , ludzie mieli dość "niedostępności" kapłanów i "hokus pokus" przy ołtarzu.itd
Czy nie było pedofilii,homoseksualistów? Byli.

Niech mi Pan wierzy nie bronie tutaj ani Novus Ordo ani zmian natomiast bronie racjonalnego i obiektywnego podejścia do sprawy. Nie wszytsko było super przed soborem.Czy zmiany poszły za daleko,napewno. Czy każda Novus Ordo jest zła? Nie bo tam jest Jezus i nie o formę sie rozchodzi.
Znam ludzi którzy zaraz po adoracji wychodzą z mojego parafialnego kosciola bo na Novusa chodzić nie będą, mimo tego że proboszcz odprawia ad orientem i kanon najczęściej po lacinie. Uwaza pan to za cos dobrego,za normalne? Ja uważam to za sekciarskie i za dalsze rozrywanie Kościoła w samym jego sercu.

Niestety, i pisze to z trudnością, to co nazywa się teraz" tradycja" powinno nazywać się elitaryzmem,tworzeniem zamkniętego, ekskluzywnego kręgu gdzie reszta to jakieś posoborowe śmieci. Czy to według Pana jest katolicyzm? Tego powinniśmy bronić?
Zawsze będę skłaniać się ku " starej" mszy ale do elitarnego kręgu wstępować nie mam zamiaru.

A co z Bractwem PiusX? Oni się nie zmienili po soborze a jakie ujawniają tendencje? Wmawiają ludziom ze ksieza nie mają ważnych święceń,zabraniają chodzić do swoich parafii i budują własne Królestwo. Nie są wolni od skandali a dziwnym trafem nie dostaje im się od Franciszka. Ciekawe dlaczego?