CHWAŁA BOGU W TRÓJCY ŚWIĘTEJ JEDYNEMU udostępnia to
2315
CHWAŁA BOGU W TRÓJCY ŚWIĘTEJ JEDYNEMU
1. Jezus Chrystus Zbawiciel świata: Wcielenie i Odkupienie.
(Christologia, de Christo Salvatore)

Bóg w Trójcy Świętej jedyny stworzył człowieka z niczego, a stworzył go na obraz i podobieństwo swoje. Dał dla duszy jego nieśmiertelnej władze szlachetne, a ciału zmysły pożyteczne. Stworzył ten świat z niczego i zachowuje go dla człowieka, napełniając wszelką obfitością: rozmnaża zwierzęta, daje …Więcej
1. Jezus Chrystus Zbawiciel świata: Wcielenie i Odkupienie.

(Christologia, de Christo Salvatore)


Bóg w Trójcy Świętej jedyny stworzył człowieka z niczego, a stworzył go na obraz i podobieństwo swoje. Dał dla duszy jego nieśmiertelnej władze szlachetne, a ciału zmysły pożyteczne. Stworzył ten świat z niczego i zachowuje go dla człowieka, napełniając wszelką obfitością: rozmnaża zwierzęta, daje wzrost roślinom, przyodziewa łąki kwiatami, a pola i ogrody owocami. Ożywia powietrzem, a ziemia i woda dostarczają człowiekowi wszelkiego pokarmu; w dzień oświeca słońcem, a w nocy nad głową roztacza gwiazdolity namiot. Gdy człowiek przez grzech pierwszych rodziców zranionym został śmiertelnie na duszy i na ciele, utracił niebo a zasłużył na piekło, tedy druga Osoba Trójcy Świętej, Syn Boży bierze na siebie odkupienie całej winy grzechu pierworodnego, a zgubioną na wieki duszę człowieka odkupuje nie złotem lub srebrem lub jakimi ziemi skarbami, lecz Krwią Swoją przenajdroższą i męką najboleśniejszą.

Któż wypowie cenę tak odkupionej duszy człowieka i godność jej, dla której Bóg przez Jezusa Chrystusa przywrócił niebo, zlał obfite zdroje łask niepoliczonych, i na straży duszy człowieka postawił Aniołów? Przez Jezusa Chrystusa zostały dane nam największe i kosztowne obietnice: "Abyśmy się przez nie stali uczestnikami Boskiego przyrodzenia, odbieżawszy skażenia tej pożądliwości, która jest na świecie" (1). Przeto, rzecz niezmiernie ważna poznać dobrze Jezusa Chrystusa i co podnosi godność duszy, świadcząc o nieskończonej jej wartości.

W tym celu zastanówmy się nad dogmatem Odkupienia i dogmatami z nim spokrewnionymi, nie dla próżnej ciekawości lub badania niepojętych tajemnic Bożych, które, jak słusznie powiada Doktor Anielski o Trójcy Świętej (2), starać się stwierdzać naturalnym rozumem ludzkim (tj. poza Objawieniem), jest to uwłaczać godności wiary świętej, która mówi o rzeczach niewidzialnych, przechodzących rozum ludzki; nie opiera się na rozumowaniu, a pochodzi z łaski Boga. Lecz, zastanawiać się będziemy nad prawdami wiary św. w tym celu, aby na mocy Objawienia lepiej zrozumieć i głębiej wyryć na sercu prawdy Boże; abyśmy, poznawszy lepiej trudną do wysłowienia godność duszy, bardziej pracować starali się w sprawie zbawienia, co jest jedynym i głównym celem życia człowieka na ziemi.

A tak, naprzód zastanówmy się o Jezusie Chrystusie, jako Zbawicielu świata, który jest kamieniem węgielnym fundamentu wiary św., głównym przedmiotem napaści ze strony błędu i kłamstwa, co się dotyczy Jego Boskiej Osoby – w dogmacie Wcielenia, a co do dzieła Jego – w dogmacie Odkupienia. Będziemy kolejno mówili o tych dogmatach, stanowiących punkt środkowy, koło którego wszystko się obraca w porządku religijnym, a zaczniemy od przyczyn, które spowodowały odroczenie Wcielenia Syna Bożego i Odkupienia.

Jeszcze w pierwszych wiekach Kościoła zarzucali poganie, a w późniejszych zapytywało wielu z chrześcijan, czyniąc zarzuty: jeżeli łaska i światło nie pierwej ukazały się światu w całej pełni i majestatyczności, dopóki nie został spełniony wielki fakt odkupienia przez Jezusa Chrystusa, dlaczego Bóg tak długo odkładał Jego przyjście? (3). Stąd św. Justyn, św. Ireneusz, później św. Leon, usiłowali niejako zdać sprawę z postępowania Boga; wielcy teologowie średnich wieków również podnosili tę kwestię, którą najtreściwiej i najjaśniej rozbiera Doktor Seraficki: "Ponieważ wolna wola usuwa wszelki gwałt i wszelki przymus, a zatem Bóg powinien naprawić rodzaj ludzki w taki sposób, iż kto by chciał szukać Zbawiciela, znalazłby zbawienie, kto by zaś nie chciał szukać Zbawiciela, ten nie znajdzie i zbawienia. Otóż nikt nie szuka lekarza, kto nie czuje się chorym; nikt nie szuka nauczyciela, kto nie uznaje swej nieświadomości; nikt nie szuka obrony, kto nie zna swej słabości. Ponieważ człowiek w pierwszych chwilach swego upadku był jeszcze dumnym z nauki i ze swej siły, a zatem Bóg zostawił czas, w którym by się przekonał o swej niewiadomości. Następnie, człowiek poznawszy swą nieświadomość, nie przestał jeszcze być dumnym ze swej siły, a zatem Bóg wydał prawo objaśniające co ma czynić... aby w końcu poznawszy swą nieświadomość i niemoc, uciekł się do źródła miłosierdzia Boskiego, i wybłagał dla siebie łaskę, która została nam dana przez przyjście Pana Jezusa" (4).

Jako nasz umysł ochoczy do badania przyczyn, a badać przy świetle i pomocy rozumu pokornego i posłusznego można, to w zarządzie świata moralnego wielce zwracać uwagę naszą powinien szacunek, z jakim Bóg raczy się obchodzić z człowiekiem. Tak, Bóg nas kocha nieskończenie, każdej chwili daje nowe dowody swej miłości, a więc pragnie naszego szczęścia wiecznego i chce nas zbawić. Lecz, ponieważ jesteśmy istotami obdarzonymi rozumem i wolą, Bóg nie chce nam nic narzucać a nawet i samego szczęścia, ale zostawia zupełną swobodę w jego wyborze; nic nie może zmienić tego godnego podziwu szacunku Boga dla woli człowieka. Bóg nam pomaga, wzywa nas do siebie, zachęca, ale nigdy nie przymusza. On nas zostawia w ręku naszej własnej rady i chce abyśmy sami decydowali o naszym losie zbawienia. Bóg nie narzuca odkupienia człowiekowi, lecz chce, aby go człowiek dobrowolnie i z całą swobodą przyjął, aby po długich doświadczeniach swej słabości, poznał niedołęstwo i głębokie nieszczęście, sam podniósł głos o pomoc do Boga i chwycił się w uniesieniu radości, tj. z wdzięcznością, ręki dźwigającej go z tego nieszczęścia, jaką Bóg z nieba wyciąga.

Było bardzo właściwym, aby Bóg zostawił czas człowiekowi dla wypróbowania jego słabości, rozumu i woli, nim spełnił wielkie dzieło Odkupienia. Potworne błędy, w jakie wpadły wszystkie ludy, nie oświecone światłem nadnaturalnym, przepaści poniżenia moralnego, w jakie zostały pogrążone; słowem, człowiek upadły, doświadczywszy przez czas długi swej słabości pod względem rozumu i woli, żywo uczuł potrzebę pomocy Boskiej i siły nadnaturalnej, aby się podnieść i zbawić. Stąd, właściwą było rzeczą, aby człowiek tak się przekonał o swej niemocy, iż Syn Boży po swym Wcieleniu ukazał się dotykalnie, jako jedynie mogący naprawić rodzaj ludzki po jego upadku.

Nasze namiętności nieraz zaciemniają najjaśniejsze prawdy moralne i religijne; oczywistość tych prawd musi być uderzająca i nader jasna, aby człowiek podległy namiętnościom, takowe swobodnie i całkowicie przyjął. Wcielenie Syna Bożego, Jego męka i śmierć, tj. dzieło Odkupienia, jest to cud niesłychany miłości Boga, cud nad cudami. Aby to mogło służyć człowiekowi za środek do zbawienia, powinien w to mocno i niezłomnie wierzyć, powinien przyjąć z całą swobodą woli; koniecznym jest, aby ten cud był opartym na takich dowodach i świadectwach, żeby jego prawda jaśniała, jak słońce. Owóż, Bóg czeka długie wieki, aby przysposobić dowody i świadectwa wyjątkowe na korzyść posłannictwa Tego, którego miłość raczyła nam zesłać. Stąd, napełnia duchem Bożym szeregi Proroków, przepowiadających Jego przyjście na bardzo długi czas przedtem. Na rozkaz Boga, Prorocy opisują wszystkie cechy i przymioty obiecanego światu Mesjasza; opisują najszczegółowiej biografię Boga-Człowieka. Tak, Izajasz, pierwszy z czterech większych Proroków, którzy byli jakby czterema Ewangelistami Synagogi, o Jezusie Chrystusie i Jego Kościele mówi tak jasno i dokładnie, iż zda się być raczej dziejopisarzem i Ewangelistą, nie zaś Prorokiem, a urodził się na 817 lat przed Narodzeniem Chrystusa. Dalej, stworzył Bóg wyłącznie lud cały, wyprowadzając go z ziemi Chananejskiej, którego głównym zadaniem i przeznaczeniem było głosić i zwiastować przyszłego Odkupiciela. Ten lud wybrany podtrzymywał Bóg cudownym sposobem i zachowuje go jeszcze dzisiaj, jako niezbity dowód na korzyść Boskiego posłannictwa Jezusa Chrystusa.

Na koniec, wielu Ojców Kościoła utrzymuje, że Wcielenie, będąc dziełem Boskim doskonałym, powinno się dokonać nie na początku, lecz na końcu wieków, tj. po długim szeregu dzieł niedoskonałych, które były jakby przygotowaniem do niego; mówią o postępie w religii, którego to postępu sprawcą jest Bóg (5). Jak kształcenie człowieka powinno czynić postępy w miarę jak postępuje w wieku, tak również i kształcenie rodzaju ludzkiego powinno się doskonalić w miarę postępu wieków (6). Owóż, Bóg kształcił stopniowo ludzkość i w ten sposób nieznacznie przysposabiał ją do przyjęcia Tego, który miał dokończyć to kształcenie. Przeto, nie było właściwą rzeczą ani dla Boga, ani dla człowieka, aby Ten najwyższy nauczyciel przyszedł na świat bez poprzedniego przysposobienia ludzi. Aby to wielkie dzieło, którego On miał być wykonawcą, spełnione było na początku wieków (7).

Objawienie pierwotne oświeca kolebkę ludzkości; potem w miarę jak rodzaj ludzki postępuje w latach, Bóg rozwija te pierwsze religijne dane, aż wreszcie ukazuje się światu ów dzień pamiętny: Słowo wcielone zstępuje na ziemię i staje między ludźmi ukochać, pocieszyć: umrzeć za nich, i dokonać w ten sposób chwalebnego rozwoju religii. Tedy, ostatni period (8) rozwoju religii został zamknięty: Jezus Chrystus staje się punktem środkowym, Objawienie chrześcijańskie ostatnim objawieniem publicznym uroczystym, uczynionym dla całego rodzaju ludzkiego. Sam porządek wymaga, aby był ostatnim Ten, który przewyższa wszystkich mądrością i do którego wszyscy należą, do którego wszystko się odnosi.

Jeszcze są i inne powody, które skłoniły Boga mądrego nieskończenie, sprawiedliwego i dobrego, do odkładania na tak długi czas Wcielenia Syna Bożego i dzieła Odkupienia, których ograniczony rozum ludzki nie może pojąć i ocenić.

Słusznie wyznać należy, jeżeli człowiek nie może w zupełności poznać rzeczy stworzonej skończonej, tym bardziej ta niemożebność uwydatnia się, gdy rzecz idzie o Boga i Jego postępowanie.

"A słowo stało się ciałem i mieszkało między nami" (9), tj. Słowo stało się ciałem, Syn jednorodzony Ojca przedwiecznego, druga osoba Trójcy Świętej przyjęła naturę ludzką i zjednoczyła się z nią węzłem hipostatycznym, czyli osobistym (10) – oto tajemnica Wcielenia.

Wcielenie zależy na zjednoczeniu hipostatycznym, czyli osobistym, Słowa Bożego z naturą ludzką w Jezusie Chrystusie. W ten sposób Jezus Chrystus jest zarazem Bogiem i człowiekiem, chociaż w Nim jest tylko jedna osoba Boska Słowa. A więc, Wcielenie, jest to zjednoczenie hipostatyczne natury Boskiej i natury ludzkiej w jednej osobie Słowa, które stało się ciałem nazwanego Jezusem Chrystusem. Wiara katolicka w tym względzie dosyć jasno określona jest w Składzie Apostolskim, a jeszcze dokładniej wyrażona nasza wiara w osobę Jezusa Chrystusa w znanym powszechnie w Kościele Symbolu św. Atanazego. Należy przeto, tylko rozjaśnić i rozebrać szczegółowo trzy główne punkty, jakie rozróżnia ten Symbol, a mianowicie: 1. Naturę Boską Jezusa Chrystusa. 2. Jego naturę ludzką. 3. Połączenie tych dwóch natur w jednej osobie Słowa. 4. Dodać należy: o możliwości, właściwości i potrzebie Wcielenia.

A) Natura Boska, czyli Bóstwo Jezusa Chrystusa

Wszystkie wierne dzieci Kościoła uważają Jezusa Chrystusa za Boga, czyli wierzymy, że Jezus Chrystus nasz Odkupiciel jest Bogiem. Wiemy (11), że Kościół uznaje w Bogu trzy osoby rzeczywiście różne, mające tęż samą istotę, tęż samą naturę i toż samo Bóstwo. Owóż, teraz znowu wierzymy, że druga z tych osób, Słowo, czyli Syn Boski, rzeczywiście i prawdziwie wcielił się w Jezusa Chrystusa. Wierzymy, że ma naturę Boską w ścisłym i we właściwym znaczeniu tego słowa i że z tego tytułu jest współistotny Ojcu, że jest Bogiem jak On, że jest doskonałym i nieskończonym, jak On, co mamy w Symbolu św. Atanazego: Bóg doskonały i równy Ojcu (12). Słowem, stosujemy do Jezusa Chrystusa, jako Boga, wszystko, co było mówionym o Słowie, czyli Synu Bożym w tajemnicy Trójcy Świętej (13), ponieważ Jezus Chrystus jest tym samym Słowem, które stało się ciałem, czyli człowiekiem (14).

B) Natura ludzka, czyli człowieczeństwo Jezusa Chrystusa

Sobór powszechny Chalcedoński tak w tym względzie postanawia: "Wierzymy w Jezusa Chrystusa zarówno doskonałego w Bóstwie i człowieczeństwie; uznajemy w Nim prawdziwego Boga i prawdziwego człowieka, złożonego z rozumnej duszy i ciała; współistotnego Ojcu według Bóstwa, współistotnego nam według człowieczeństwa, we wszystkim nam podobnego oprócz grzechu" (15). A więc, Jezus Chrystus jest człowiekiem doskonałym, mającym duszę rozumną i ciało ludzkie, tj. naturę ludzką, o czym wyraźnie mówi Symbol św. Atanazego. Stąd, jest dogmatem Kościoła, że ciało Zbawiciela nie było ciałem fantastycznym, lecz ciałem prawdziwym, ciałem podobnym do naszego. Dalej, że to ciało Boskiego Zbawcy naszego nie było przyniesione z Nieba, lecz ukształcone w łonie Niepokalanej Dziewicy Maryi za sprawą Ducha Świętego; na koniec, że to ciało przed Zmartwychwstaniem Jezusa Chrystusa podlegało różnym boleściom i cierpieniom.

Co do duszy Jezusa Chrystusa, to ona będąc rozumną i prawdziwie ludzką, musiała mieć wszystkie władze istotne naszej duszy tj. rozum, wolę i czucie. Stąd, należy rozróżnić w osobie Chrystusa Pana podwójny rozum: Boski nieskończony i ludzki ograniczony; dwie wole: Boską a zatem nieskończoną i ludzką wolę skończoną. Ten rozum, wola, czucie ludzkie nie zostały pochłonięte i zniszczone przez naturę Boską: one istnieją w niej z ich przymiotami istotnymi i ich działalnościami rożnymi, co objaśnimy wyraźniej, mówiąc o połączeniu dwóch natur i skutkach tego zjednoczenia.

Boski nasz Zbawca, jako człowiek, zaczął istnieć w czasie i narodził się z Maryi Dziewicy: został poczęty w łonie Niepokalanej Maryi za sprawą Ducha Świętego; co przed wiekami Izajasz prorok przepowiedział, że Dziewica pocznie i porodzi Syna, który będzie nazwany Emmanuelem (16), tj. Zbawicielem, czyli Bóg z nami (17). A tak, Maryja jest Dziewicą-Matką, która poczęła i porodziła Boga-Człowieka, a której w dziewictwie i macierzyństwie razem nie było i nie będzie podobnej żadnej z niewiast. Jezus Chrystus, jako człowiek, przyjął na siebie prawdziwie istotę ludzką, ukształtował się z naszej istoty we wnętrznościach Niepokalanej Maryi. Jest nam rzeczywiście współistotny, należy do potomków i pokolenia Adamowego z tą jednak różnicą, że dzieło Jego poczęcia – jest dziełem wyjątkowym i nadnaturalnym: Duch Święty zstąpił na Maryję, według słów Archanioła Gabriela, a moc Najwyższego zaćmiła Ją. Ta Niepokalana Dziewica poczęła samą mocą Boską, a zostawszy Matką, czyli Bogarodzicą, nie przestała być Panną.

C) Połączenie natury Boskiej i ludzkiej w jednej osobie Słowa

W Zbawcy naszym Jezusie Chrystusie są dwie rzeczywiście różne natury, istniejące w jednej Osobie Boskiej, tj. w Osobie Słowa, czyli Syna Bożego, co Kościół wyznaje w Symbolu św. Atanazego i uroczyście określił na Soborze powszechnym Efeskim. Potępiony został, jak wiadomym jest z historii Kościelnej, tak błąd Eutychiusza w tym względzie, jak i Nestoriusza. Zjednoczenie Słowa z naturą ludzką, nie jest to tylko połączenie po prostu moralne (18): jest to zjednoczenie rzeczywiste, czyli fizyczne, jak się wyrażają Ojcowie Kościoła. Pomimo tego, natura ludzka nie tylko istnieje sama w sobie i we własnej indywidualności, lecz istnieje w indywidualności i osobistości Słowa. Wiedzieć należy, aby zrozumieć to zjednoczenie, że istnieje rzeczywista różnica między naturą i osobistością: natura jest wspólną i nieoznaczoną w sobie, określa się przez osobistość, która ją dopiero objaśnia, podtrzymuje, rządzi nią i kieruje. Owóż, natura ludzka tak jest złączona ze Słowem, że ją Słowo określa, rządzi nią i kieruje; przewodniczy jednak naturze ludzkiej osobistość Boska, a nie ludzka. Nie ma, przeto, osoby ludzkiej w Jezusie Chrystusie (19): natura ludzka jest niejako wszczepiona w naturę Boską i uindywidualnioną przez Słowo, które nią kieruje i rządzi. Jezusa Chrystusa, Boskiego Zbawcy naszego, człowieczeństwo pozbawione jest przymiotu osoby nie skutkiem utraty jakiejkolwiek części ze swego jestestwa, lecz skutkiem udzielenia mu przez Słowo swoich Boskich przymiotów. A tak, podniesienie godności człowieczeństwa przez Słowo, pozbawiło je osobistości: Słowo wchodząc w człowieczeństwo pochłonęło jego osobę, przywłaszczyło ją sobie, kierowało nią według swej woli i działało przez nią tak, jak dusza działa przez ciało. Natura ludzka w Jezusie Chrystusie nie należy do Niego, ale do Słowa, które działa przez nią i rządzi najzupełniej. Stąd, wszystkie czyny, pochodzące bezpośrednio od natury ludzkiej, powinny być przyznawane Słowu, które jest prawdziwym ich źródłem i takowe wykonywa za pośrednictwem natury ludzkiej. W ten sposób wszystkie czyny Jezusa Chrystusa są czynami Boga, czynami Osoby Boskiej (20): stąd płynie ich zasługa nieskończona. Gdyby w Jezusie Chrystusie była osoba ludzka różna od osoby Boskiej, tedy całe dzieło Odkupienia zostałoby zniszczone. A to dlatego, że w takim razie wszystkie czyny przez jakie Chrystus odkupił rodzaj ludzki, przypisywać należałoby osobie ludzkiej, i przyznawać im tylko wartość ludzką i skończoną. Przeto, zjednoczenie osobiste natury Boskiej i ludzkiej w Zbawicielu naszym Jezusie Chrystusie stanowi tajemnicę Wcielenia, które jest podstawą Odkupienia.

Nestoriusz, żyjący w pierwszej połowie V wieku, śmiał nauczać, że w Jezusie Chrystusie były jakoby dwie osoby różne, tj. osoba Słowa i osoba człowieka; stąd, że Najświętsza Maryja Panna porodziła tylko osobę ludzką Jezusa i nie może się nazywać Bogarodzicą, czyli Matką Boga. Naukę heretycką Nestoriusza, jako gruby błąd, który zrywał ze starożytną wiarą Kościoła Apostolską, zbił św. Cyryl Aleksandryjski i potępiło Koncylium powszechne w Efezie (21). Cyryl św. sformułował 12 propozycyj przeciwnych błędom Nestoriusza, które Sobór Efeski zatwierdził i kazał w nie wierzyć pod karą klątwy. Ponieważ cała nauka Kościoła św. katolickiego o zjednoczeniu natury Boskiej i natury ludzkiej w Jezusie Chrystusie, jest doskonale wyłożona w tych 12 artykułach, propozycjach (anatematyzmach) św. Cyryla Aleksandryjskiego, nie od rzeczy będzie przytoczyć takowe, na których potwierdzenie Soboru wycisnęło pieczęć powagi dogmatycznej.

"1. Jeśli ktoś nie wyznaje, że Emmanuel jest prawdziwie Bogiem i dlatego święta Dziewica jest Matką Bożą; zrodziła bowiem według ciała Słowo Boże, które stało się ciałem – niech będzie przeklęty (anathema sit).

2. Jeśli ktoś nie wyznaje, że Słowo Boga Ojca zostało złączone z ciałem substancjalnie i że jeden jest Chrystus we własnym ciele, a mianowicie, że ten sam jest jednocześnie Bogiem i człowiekiem – anathema sit (niech będzie wyklęty).

3. Jeśli ktoś rozróżnia [dwie] osoby w jednym Chrystusie po zjednoczeniu dwu natur – łącząc je tylko związkiem godności, władzy czy powagi, ale nie złączeniem fizycznym – niech będzie przeklęty.

4. Jeśli ktoś nazwy Chrystusa znajdujące się w Ewangeliach i w pismach apostolskich – podane przez świętych [pisarzy] lub przez samego Chrystusa mówiącego o Sobie – przypisuje dwu osobom lub samoistnościom, i jedne stosuje do człowieka w odróżnieniu od Bożego Słowa, a drugie odnosi wyłącznie do Słowa Bożego, jako jedyne godne Boga – anathema sit (niech będzie wyklęty).

5. Jeśli ktoś odważa się mówić, że Chrystus-człowiek jest nosicielem Boga, a nie prawdziwym Bogiem jako jedyny Syn z natury, zgodnie z tym, że «Słowo stało się ciałem» (Joan. I, 14) i «uczestniczyło, podobnie jak my, w ciele i krwi» (Hebr. II, 14) – niech będzie przeklęty.

6. Jeśli ktoś mówi, że Słowo Boga-Ojca jest Bogiem i Panem Chrystusa, ale nie wyznaje, że ten sam jest jednocześnie Bogiem i człowiekiem, ponieważ «Słowo stało się ciałem», według Pisma (Joan. I, 14) – niech będzie przeklęty.

7. Jeśli ktoś mówi, że Jezus jako człowiek działał z mocy Słowa Bożego, a otaczała go chwała Jednorodzonego, jak gdyby była mowa o innej osobie istniejącej poza Nim – anathema sit (niech będzie wyklęty).

8. Jeśli ktoś odważa się mówić, że złączony [ze Słowem] człowiek ma być czczony i uwielbiany razem z Bogiem-Słowem, i że z Bogiem współpracuje, jak gdyby były dwie osoby, bo tak należy rozumieć wyraz «współ» i «razem»; ale, że on nie oddaje tej samej czci Emmanuelowi, i że do Niego nie skierowuje modlitwy uwielbiającej, mimo że «Słowo stało się ciałem» – niech będzie przeklęty.

9. Jeśli ktoś mówi, że jedyny Pan Jezus Chrystus został wywyższony przez Ducha Świętego, jak gdyby sam używał obcej mocy, kiedy posługiwał się mocą Ducha Świętego, i jak gdyby od Niego otrzymał władzę nad duchami nieczystymi oraz moc dokonywania wśród ludzi znaków Boskich, ale że to nie był Jego własny Duch, mocą którego dokonał Boskich czynów – anathema sit (niech będzie wyklęty).

10. Ponieważ Pismo św. mówi, że Chrystus stał się arcykapłanem i głosicielem wiary naszej (Hebr. III, 1), ofiarował Siebie samego za nas Bogu i Ojcu na wonność wdzięczności (Eph. V, 2), niech będzie przeklęty, kto mówi, że arcykapłanem naszym i głosicielem stało się nie samo Słowo Boże, gdy «Słowo stało się ciałem» (Joan. I, 14) i człowiekiem na podobieństwo nasze, lecz że inny człowiek obok Niego narodził się z niewiasty; albo jeszcze, że za siebie samego złożył ofiarę, a nie jedynie za nas – gdyż nie potrzebował ofiary Ten, który nie znał grzechu.

11. Ten, kto nie wyznaje, że ciało Pańskie jest źródłem życia i że to ciało jest własnością Słowa Boga-Ojca, lecz twierdzi, że jest własnością innej osoby złączonej godnością ze Słowem, albo tylko obdarzonej jak gdyby Boskim zamieszkaniem, ale nie wyznaje – jak powiedzieliśmy – że ożywia, ponieważ stało się własnością Słowa mogącego wszystko ożywiać – niech będzie przeklęty.

12. Ten, kto nie wyznaje, że Słowo Boże cierpiało w ciele, i w ciele zostało ukrzyżowane, oraz że doznało śmierci stając się «pierworodnym z umarłych» (Col. I, 18), a dzięki temu – jako Bóg – jest życiem i ożywicielem – anathema sit (niech będzie wyklęty)" (22).

Według tego powiedzmy w krótkości, co w sobie zawiera zjednoczenie hipostatyczne czyli osobiste, i jakie wypływają stąd wnioski. Tak, jedna jest tylko osoba w Jezusie Chrystusie i to osoba Boska, z czego wynika, że Boski nasz Zbawca nawet jako człowiek, jest Synem Boga i to Synem Boga przez naturę; w swym wyznaniu wiary Sobór Efeski (Act. VI) powiada: "Tylko jest jeden i ten sam Syn, Bóg Słowo"; tytuł Syna przypuszcza indywidualność określoną, która tylko stosuje się do osoby. A więc, jeden tylko jest Syn, który jest zarazem Synem Boga, a przez naturę ludzką, z którą się złączył, prawdziwym synem człowieczym; z obydwóch przeto stron jest zawsze ten sam Syn, ponieważ jest w Nim jedna osoba Boska. Stąd, Kościół wyraźnie potępił jako heretycką opinię, która utrzymywała, że Jezus jako człowiek jest tylko Synem Boga przez przysposobienie (23), a nie przez naturę. Dalej, z połączenia hipostatycznego wypływa, że Niepokalana Dziewica Maryja jest prawdziwie Matką Boga, co na czele artykułów św. Cyryla powyżej wyraźnie, jako dogmat, określił Sobór powszechny Efeski. A Niepokalana Dziewica Maryja jest Matką Boga, nie w tym znaczeniu, jakoby porodziła Bóstwo, czyli naturę Boską Słowa, lecz, że poczęła i porodziła według człowieczeństwa osobę, która jest Bogiem, Osobę Słowa, które stało się człowiekiem: Ona porodziła według ciała Słowo Boga, które się stało ciałem. Innymi słowy: Ten, który się urodził z Maryi według natury ludzkiej, jest Bogiem; czyli Jezus Chrystus jest Bogiem, a zatem Niepokalana Dziewica Maryja jest prawdziwie Matką Boską: Syn Boży o ile się złączył z naturą ludzką w łonie Niepokalanej Maryi, jest prawdziwie Synem Maryi. A tak, nie można odmawiać Najświętszej Pannie Maryi tytułu sprawiedliwego Matki Boga bez zaprzeczenia fundamentalnej prawdy jedności osoby w Jezusie Chrystusie i bez obalenia w ten sposób całego dzieła Odkupienia.

Zatem, z hipostatycznego połączenia wynika jeszcze i to, że Panu Jezusowi nawet jako człowiekowi powinna być oddawana cześć najwyższa, cześć Boska w ścisłym znaczeniu tego słowa (24), ponieważ nawet jako człowiek jest osobą Boską, a cześć głównie stosuje się do osoby. Stąd, Sobór V powszechny (25) słusznie wydaje dekret: "Ktokolwiek powie, że kiedy się oddaje cześć Jezusowi Chrystusowi w dwóch naturach, wprowadza się podwójnego rodzaju cześć: jedną dla Boga-Słowa, a drugą dla człowieka oddzielnie wziętego; albo, że łącząc człowieczeństwo z Bóstwem i oddając cześć Jezusowi, oddaje się tylko takowa jednej naturze i istocie; zamiast czcić jedną czcią Boga, Słowo wcielone łącznie z Jego ciałem, jak to miało miejsce od początku w Kościele Bożym – niech będzie przeklęty". Przeto, powinniśmy czcić człowieczeństwo (26) Jezusa Chrystusa, wzięte łącznie z Bóstwem, gdyż w przeciwnym razie oddawalibyśmy cześć stworzeniu, a tym samym popełnialibyśmy bałwochwalstwo. Ciało i dusza Jezusa Chrystusa są ciałem i duszą Boga, z tego tytułu powinny odbierać tęż samą cześć co i On, albowiem takowa stosuje się i odnosi do osoby Boskiej: w ten sposób czcimy Syna Bożego w Jego ciele, w Jego duszy i w Jego człowieczeństwie. Stąd, można i należy w znaczeniu jakośmy tylko co określili czcić każdą część człowieczeństwa Jezusa Chrystusa. Przeto, nie ma nic zgodniejszego z zasadami wiary chrześcijańskiej, jak cześć oddawana Najświętszemu Sercu Jezusa, przeciwko której powstawali janseniści i dziś wielu innych powstaje niesłusznie.

Na koniec, na mocy jedności osoby w Jezusie Chrystusie, to co jest właściwe naturze Boskiej może być przyznawane człowiekowi, i nawzajem co jest właściwe naturze ludzkiej, może być stosowane do Boga: człowiek jest Bogiem i Bóg jest człowiekiem. Teologia nazywa to udzielaniem własności (27), tj. przymiotów; to przelewanie wzajemne przymiotów ma miejsce w tym wszystkim, cośmy dotąd wyprowadzili z połączenia hipostatycznego.

Ponieważ natura Boska i ludzka mają w Jezusie Chrystusie jedną i tęż samą osobistość, powiada Doktor Anielski, a zatem można przyznawać człowiekowi co jest właściwe naturze Boskiej; nawzajem można twierdzić o Bogu to, co jest właściwe naturze ludzkiej (28). Gdy się mówi o człowieku albo o Bogu, to zawsze przypuszcza się ten sam przedmiot i taż sama osoba, która jest zarazem osobą natury Boskiej i ludzkiej, a zatem, co jest właściwe jednej i drugiej naturze, musi i powinno odnosić się również do tej jednej osoby. Tylko, według uwagi św. Tomasza, rzeczy właściwe tym dwóm różnym naturom, nie przyznają się osobie Chrystusa jako ich jednemu podmiotowi, pod tym samym względem; rzeczy właściwe naturze Boskiej przyznają się Chrystusowi według natury Boskiej; gdy tymczasem rzeczy właściwe naturze ludzkiej, przypisują się Mu według natury ludzkiej, która jest również Jego naturą (29). W ten sposób, gdy mówimy o Chrystusie: Bóg się narodził, Bóg cierpiał, Bóg umarł, Bóg zmartwychwstał, to wszystko Mu przyznajemy według natury ludzkiej; kiedy zaś mówimy o Jezusie Chrystusie, że jest wszechpotężnym, wszystko widzącym, stosujemy to do Niego według natury Boskiej. Jednym i tymże samym podmiotem tego wszystkiego jest ta sama osoba, lecz nie pod tym samym względem, tj. nie według tej samej natury. Albowiem: natury pozostają co do istoty różne, nie udzielają one sobie nawzajem swych własności, gdyżby inaczej z sobą się pomieszały; co jest, właśnie, błędem Eutychesa, potępionym przez Kościół. Wreszcie, takie przelewanie swych własności jednej natury na drugą, jest niemożebnością i niedorzecznością. Bezwarunkowo jest niemożebnym: aby natura ludzka, która jest stworzona, skończona i przypadkowa, przyjmowała własności natury Boskiej, która jest niestworzona, konieczna i nieskończona. Jest niemożebnym również: aby natura Boska brała przymioty natury ludzkiej i stawała się skończoną, stworzoną, ograniczoną i przypadkową, a w samych wyrazach znajduje się sprzeczność; przeto, własności jednej natury Chrystusa nie są wspólne drugiej naturze. Stąd, nie można powiedzieć o naturze Boskiej, wziętej oddzielnie od osoby, że: narodziła się, cierpiała, umarła, zmartwychwstała. Jak również nie można powiedzieć o naturze ludzkiej bez osoby, że: jest wszechmogącą, wszystkowiedzącą, niezmierzoną i wszechobecną.

Dwóch natur połączenie w jednej osobie nie niszczy istotnej różnicy między naturami, co jest dogmatem wiary, określonym na Koncylium Chalcedońskim przeciwko Eutychesowi. Tak, ciało człowieka, chociaż złączone hipostatycznie z jego duszą i z nią stanowi jedno indywiduum, jedną i tęż samą osobę, pomimo tego zachowuje wszystkie swe własności i pozostaje różne co do istoty od duszy. Natura ludzka w Jezusie Chrystusie tak samo zatrzymuje wszystkie swe własności istotne i pozostaje różną od natury Boskiej. A zatem, w Boskim Zbawcy naszym jest ciało ludzkie i dusza ludzka ze swymi władzami i przymiotami: jest w Nim rozum ludzki z jego odpowiednimi władzami, jest wola ludzka z jej właściwymi działaniami. Dlatego Kościół potępił tych (30), którzy utrzymywali, że w Jezusie Chrystusie jest tylko jedna wola Boska.

Koncylium powszechne Konstantynopolitańskie trzecie wyraźnie oświadcza, że w Boskim Zbawcy naszym są dwie wole i dwie działalności naturalne, nie mieszając takowych z sobą i nie rozdzielając ich od siebie. Wola ludzka zachowuje swe działalności właściwe; lecz, ponieważ jest tylko jedna Osoba i jeden kierunek, a zatem wola ludzka jest zupełnie podległa woli Boskiej. Te są zasadnicze punkty nauki dogmatycznej Kościoła, co się dotyczy Boskiej Osoby Jezusa Chrystusa w dogmacie Wcielenia.

Usiłowali niszczyć jedność osoby w Jezusie Chrystusie, wznawiając błąd Nestoriusza, "adopcjoniści", którzy utrzymywali: Jezus Chrystus był prawdziwym Synem Boga według natury Boskiej, a według natury ludzkiej był tylko synem przysposobionym; stąd, przyznawali synowi Maryi, a nie Synowi Boga, mękę i cierpienia na drzewie krzyża, których naukę heretycką Kościół potępił na wielu Soborach, a mianowicie na Soborze Frankfurckim (31).

D) O możliwości, właściwości i potrzebie Wcielenia Słowa

Dogmat zda się stawiać wielką trudność, czyli następne pytania do rozwiązania, które dla oświecenia dusz szczerych i prawych pokrótce postaramy się objaśnić. Tak: 1) Czy Bóg może połączyć się z człowiekiem w sposób mniej więcej ścisły? 2) Czy może człowiek złączyć się w taki sposób, że natura ludzka traci swą osobistość ludzką i istnieje tylko w osobie Boskiej, jak to uczy Kościół o naturze ludzkiej w Jezusie Chrystusie? Owóż, niemożebnym jest, aby natura Boska mogła się zmieszać z naturą ludzką, Byt nieskończony z bytem skończonym, Byt bezwarunkowy i konieczny z bytem względnym, i przypadkowym: podobne przypuszczenie zawiera w sobie niedorzeczność. Tak, Eutyches przypuszczał zupełne zlanie się i pomieszanie natury Boskiej i natury ludzkiej w Jezusie Chrystusie, za co był uroczyście potępiony przez Kościół na Soborze Chalcedońskim; ostatnich czasów panteizm odnawia błąd Eutychesa tylko w formie nieco ogólniejszej. Lecz, Bóg, który się nie miesza z niczym skończonym, czy nie może przynajmniej połączyć się w jakikolwiek sposób z naturą ludzką? I dlaczegoż to nie mogłoby być? Bóg jest Bytem żyjącym, wolnym, osobistym, doskonałym; jest zetknięty z życiem każdego stworzenia, jest obecny na każdym miejscu, wszędzie żyjący, wszędzie działający, wszędzie podtrzymujący byty, które stworzył: jest to fakt, który wynika z niezmierzoności Boga (32) i z ciągłego zachowania swych stworzeń. Przeto, należy przypuścić, że Bóg jest złączony w pewny sposób ze wszystkimi istotami stworzonymi. A tedy: czy nie może być różnych sposobów i różnych stopni w tym połączeniu, w tej obecności, tj. w tym oddziaływaniu Boga na stworzenia? Bóg działa wszędzie, gdzie tylko jest, i działa nie tylko sam w sobie, tj. wewnątrz swej natury, lecz oddziaływa także i na byty, które tylko istnieją przez Niego. A przeto, czy nie może oddziaływać lepiej i ujawniać swą obecność więcej w takim stworzeniu albo w takiej istocie, która Mu się podoba? Owóż, jeżeli Bóg jest bytem wolnym i osobistym, panem siebie i swych działań: może to czynić, nic Mu nie stoi na przeszkodzie, w tym względzie nie można podnosić najmniejszej wątpliwości. A więc, Bóg może łączyć się ściślej z jednym człowiekiem jak z drugim i więcej wpływać na jego rozum, wolę i całą istotę: może uczynić w nim swą obecność jaśniejszą, słodszą, czulszą, pełniejszą. Bóg może nawet oddziaływając na tego człowieka udzielić mu światła i potęgi wyższej od porządku zwyczajnego natury i łaski, jak to: daru cudu i prorokowania. Bogu odmawiać tej władzy, byłoby toż samo, co Mu odmawiać swobodnego rozporządzenia sobą samym i swymi czynnościami; toż samo, co nie uznawać Jego osobistości, a następnie ją niszczyć: na to mogą się odważyć tylko umysły pyszne ateuszów i ich braci panteistów. Lecz, my tę obecność Boga w człowieku, to zjednoczenie jakkolwiek rzeczywiste a nawet zupełnie wyjątkowe, nazywamy tylko połączeniem moralnym: ponieważ człowiek pozostaje ze swoją osobistością różną od osobistości Boga, i jakkolwiek jest podtrzymywany przez Boga sposobem szczególnym, pomimo tego działa sam przez się i za swe czynności sam osobiście odpowiada. Ale, dalecy jesteśmy, przeto, jeszcze od tego zjednoczenia, jakie Kościół widzi w Jezusie Chrystusie. Dalej: czy Bóg może się połączyć z naturą ludzką do tego stopnia, aby ta straciwszy swą osobistość, istniała tylko w osobistości samego Boga? To właśnie stanowi zjednoczenie hipostatyczne czyli osobiste, jakie my wyznajemy w Jezusie Chrystusie (33). Czy rozum pojmuje i przypuszcza możliwość podobnego zjednoczenia? Tak jest, wytłumaczmy to obszerniej. Owóż, że jest różnica miedzy naturą i osobistością, i że następnie natura w człowieku może być oddzieloną od osobistości, żaden poważny filozof tego nie przeczy; a więc, można pojmować naturę ludzką bez osobistości ludzkiej. Nie ma wątpliwości, że natura, która jest z siebie ogólna i nieoznaczona, powinna być zawsze określona i ujednostkowiona przez osobistość; ponieważ bytu nieokreślonego i czysto ogólnego nie można uważać za rzeczywistość, tylko za pojęcie oderwane; lecz, nie jest rzecz konieczna, aby ta osobistość była osobistością ludzką: natura ludzka może istnieć w osobistości wyższej, która ją określa, uindywidualnia, przywłaszcza ją sobie i nią kieruje. Uwydatnijmy naszą myśl przez porównanie.

W zwyczajnym porządku rzeczy spostrzegamy naturę niższą istniejącą w drugiej naturze wyższej: natura wyższa przenika naturę niższą, przywłaszcza ją sobie, rządzi nią i kieruje, jakby swą własną rzeczą. Wiele jest przykładów podobnego zjawiska we wszechświecie, a zwróćmy uwagę na przykład, jaki nam przedstawia nasza własna istota. Tak, są w nas dwie istoty czyli natury zupełnie różne: dusza i ciało; i te dwie natury tak są z sobą złączone, że razem wzięte stanowią jedną osobę ludzką, chociaż osobistość ściśle biorąc, należy do natury wyższej, tj. do duszy. Aby lepiej zrozumieć podobieństwo, przez które chcemy się objaśnić, zbadajmy oddzielnie duszę i ciało, a zatem w ich zjednoczeniu, czyli w ich stanie rzeczywistym. Tak, dusza zawiera w sobie wszystko, co może stanowić osobę; ciało, łącząc się z nią, nic jej nie dodaje w tym względzie, jak znowu i nic nie ujmuje, oddzielając się od niej. Dusza odłączona od ciała zatrzymuje swą indywidualność, tj. rozum i wolę; jest panią siebie samej, rozporządza sobą; jednym słowem – jest osobą. Teraz, czy tak samo będzie z ciałem po rozłączeniu się od duszy?

Ciało nie może nigdy stanowić osoby, ponieważ mu zbywa na rozumie, jako warunku istotnym osobistości; lecz, w tym razie zapatrujemy się na osobistość tylko jako na indywidualność, tj. o ile ta osobistość istnieje sama w sobie i niezależnie, o ile jest bytem należącym do siebie samej. Owóż, pod tym względem ciało uważane oddzielnie ze swoim życiem, zmysłami i instynktem, będzie miało swą indywidualność własną i swą niezależność, będzie należało prawdziwie do siebie. Lecz, czy to ciało, które ma swą indywidualność i niezależność, jaką ma każde zwierzę, po złączeniu się z duszą, zachowuje tę indywidualność niezależną i to wszystko, co czyni je istotą należącą prawdziwie do niego samego? Oczywiście, że nie. Dusza, natura wyższa, pochłania je zaraz i niejako przenika, przywłaszcza je sobie, czyni je swoim i nadal staje się w ścisłym znaczeniu tego wyrazu "rzeczą duszy", do niej już właściwie należy, a nie do siebie. Owóż, ciało jest złączone z osobistością duszy w ten sposób, że stanowi z nią jedną i tęż samą jednostkę i jedną osobę. Dusza działa przez ciało i z ciałem: przez nie staje się godną kary lub nagrody; jest ono prostym narzędziem duszy, która sama jest tylko odpowiedzialną za wszystko, ponieważ w niej przebywa osobistość. Ciało jest niczym i już więcej do siebie nie należy. Gdyby nie wywołał nieładu i zamieszania w naszej naturze grzech, tedy dusza byłaby najwyższą i bezwarunkową władczynią wszystkich czynności ciała, które byłoby tylko narzędziem posłusznym duszy. Na koniec, ciało łącząc się z duszą nie traci żadnej własności swej natury: zatrzymuje wszystko, co stanowi jego istotę, traci tylko swą indywidualność niezależną i to dlatego tylko, aby przyjąć udział w osobistości duszy, i w ten sposób wznieść się do nieskończenie wyższego przeznaczenia, niż jakie mu zakreśla jego własna natura.

Przed połączeniem się z naturą ludzką, albo ściślej mówiąc, zanim natura ludzka połączyła się ze Słowem, Ono było jedną osobą, która w Trójcy Świętej stanowi drugą osobę. Co się dotyczy natury ludzkiej uważanej samej w sobie i oddzielnie od osoby Słowa, ona ma również wszystko, co stanowi jej istotę. Człowieczeństwo, z którym się połączyło Słowo w Jezusie Chrystusie, nie istniało ani jednej chwili przed połączeniem; w chwili dopiero poczęcia w łonie Niepokalanej Dziewicy Maryi, połączyło się ze Słowem, jak ciało ludzkie złączyło się z duszą, w chwili jego poczęcia. Lecz, aby lepiej zrozumieć, właściwym będzie rozebrać człowieczeństwo oddzielnie; tak, człowieczeństwo uważane oddzielnie zawiera w sobie wszystko, co stanowi jego osobistość – tak samo i ciało ludzkie ma wszystko, co stanowi jego indywidualność własną i niezależną. Lecz, dzięki połączeniu, natura ludzka istniejąca sama przez się i stanowiąca oddzielną osobistość, od tej chwili traci swoją indywidualność własną i niezależną, co właśnie stanowi główną cechę osobistości: od chwili połączenia przestaje być sobą i już nie należy do siebie. Słowo, natura nieskończenie wyższa, przenika ją, staje się jej władczynią, przywłaszcza ją sobie, podstawia się na jej miejsce i rozporządza nią najswobodniej, jakby rzeczą własną, która do siebie już nie należy pod żadnym względem. Słowo działa i posługuje się naturą ludzką, w taki sam sposób, w jaki dusza działa i posługuje się ciałem; osoba działa przez naturę. Słowo odpowiada za czyny człowieczeństwa, ponieważ Ono tylko nim rozporządza i kieruje. A zatem, wszystkie czyny Jezusa Chrystusa nawet i te, które wypływają bezpośrednio z natury ludzkiej, są nieskończonej wartości, ponieważ wszystkie one ostatecznie pochodzą od Osoby Boskiej, gdyż je sam Bóg wykonywa za pośrednictwem natury ludzkiej.

A więc, człowieczeństwo w Jezusie Chrystusie nie ma osobistości ludzkiej, nie ma swej niezależności, ani władzy rozporządzania sobą. Połączenie hipostatyczne bynajmniej nie pozbawia go żadnego przymiotu istotnego natury ludzkiej, zachowuje wszystko co stanowi człowieka, jak ciało łącząc się z duszą zatrzymuje wszystkie własności istotne swej natury. Jeżeli zaś traci swoją osobistość, to dlatego tylko, aby przyjąć udział w osobistości nieskończenie wyższej, tj. w osobistości Słowa; aby w ten sposób się wznieść do wyższego przeznaczenia, które go wynosi ponad wszelkie stworzenie; aby, wreszcie, połączyć się z najwyższą godnością Stwórcy.

Jeszcze zarzut, który opiera się na naturze Słowa, tj. na idei, jaką sobie tworzyć niektórzy o nieskończonym mogą: w jaki sposób można pojąć, aby Syn Boga, który jest Bytem nieskończonym, obejmującym wszystkie czasy i wszystkie miejsca w swej wieczności i niezmierzoności, mógł się połączyć z bytem skończonym, tj. z bytem zupełnie określonym, zajmującym tylko jakieś małe miejsce w przestrzeni i w czasie? Lecz, tak dowodzić – jest to oznaczać, określać i ograniczać nieskończone, czyli innymi słowy: zupełnie je zniszczyć. Wytłumaczmy jaśniej: niektórzy wyobrażają, że Bóg, będąc nieskończonym, jest bytem nieokreślonym, niewyraźnym i czysto ogólnym, co jest wielkim błędem. A to dlatego, że natura bezwarunkowo nieokreślona i ogólna, nie mogłaby mieć istnienia rzeczywistego: byłaby to tylko abstrakcja. Bóg dlatego właśnie, iż będąc nieskończonym, tj. najdoskonalszym, tym samym jest nieskończenie określonym, a nawet więcej oznaczonym, jak wszystkie inne byty skończone i niedoskonałe. W ludziach i każdej innej naturze stworzonej i określonej, jest zawsze coś nieokreślonego, coś w stanie rozwoju i możliwości: nasz byt rozwija się, określa coraz bardziej stopniowo, a nigdy nie jest zupełnie określony i rozwinięty.

Nic podobnego nie ma w Bogu: natura Boska nie rozwija się i nie zawiera w sobie nic możebnego, nie przechodzi od stanu możliwości do stanu rzeczywistości, wszystko jest zupełnie i całkowicie określone, wszystko już istnieje, a nic się nie rozwija; a Bóg, według wyrażenia Doktora Anielskiego, jest "actus purus" (34) – oto natura Boga, jaką pojmuje rozum, nie zaś, jak Go wystawia imaginacja: panteistycznym.

Ten Bóg prawdziwy, najzupełniej określony w sobie, jest niezmierzony; lecz, zarzucić mogą: w jaki sposób można Boga ograniczać jakąś przestrzenią, łącząc Go z naturą skończoną i określoną? Owóż, nauka katolicka nie ogranicza Boga bynajmniej, a uczy: Bóg jest niezmierzony, wszędzie jest, a raczej wszystko jest w Nim; lecz, wszędzie jest sam, jest wszystkim tym czym jest, wszędzie zupełnie i doskonale określony; jest Bytem z natury swojej pojedynczym i niepodzielnym, jest wszędzie cały ze wszystkim tym, co stanowi Jego naturę, znajduje się na każdym miejscu świata; nie dzieli się na części, ani nie składa się z części; jest wszędzie cały po wszystkich miejscach świata.

Jeżeli tak jest, dlaczegóżby Bóg nie mógł w pewnej ograniczonej przestrzeni, połączyć się z naturą określoną i skończoną, przywłaszczyć ją sobie, uczynić ją swoją w takim znaczeniu, w jakim pojmuje Kościół połączenie hipostatyczne w Jezusie Chrystusie? Przeto, należy dobrze uwagę zwrócić, że to połączenie nie ogranicza w żaden sposób osoby Słowa i nic nie odejmuje bezwarunkowo z Jego niezmierzoności. Słowo jest tak samo wszędzie, jak było i przed połączeniem: tylko w pewnej ograniczonej przestrzeni i w oznaczonym czasie połączyło się z naturą ograniczoną, która ze swej strony pozostaje skończoną, określoną i oznaczoną. Nic tu nie sprzeciwia się niezmierzoności i wieczności Boga: na tym połączeniu Syna Boga z naturą ludzką w Jezusie Chrystusie pozostanie zawsze zasłona tajemniczości, pozostanie dogmat Wcielenia tajemnicą na zawsze i to bardzo głęboką tajemnicą! Lecz, czyż połączenie duszy z ciałem, które stanowi istotę człowieka, tj. naszą, jest dla nas przystępnym i w zupełności zrozumiałym? Ma ono wprawdzie i stronę zrozumiałą, ale i stronę ciemną i nieprzystępną zupełnie, czego nikt nie zaprzeczy.

Ten jest ogólny warunek poznania ludzkiego: ciemność postępuje obok światłości, a zdrowa logika, tj. rozum, nakazuje, abyśmy przyjęli ciemność nie dla niej samej, lecz dla światła, które jej towarzyszy; inaczej wpadlibyśmy w ogólny sceptycyzm, w którym by i sam rozum został zniweczony. Nie wymagajmy, przeto, oczywistości, gdyż takowej nie mamy nawet i o rzeczach najprzystępniejszych i najbliższych, które nas otaczają.

Co do właściwości i potrzeby Wcielenia Słowa: czy konieczną było rzeczą, aby Syn Boga wcielił się (35) i poniżył do tego stopnia, że przyjął imię upokarzające Syna człowieczego? Wdzięczność za ten cud Miłości nieskończonej Boga bardziej odczuwamy w sercu, niż słowy wypowiedzieć można konieczną potrzebę tego nieskończonego poniżenia Słowa! Czymże bylibyśmy bez Jezusa Chrystusa, czymże stalibyśmy się i dokąd zaszlibyśmy bez Tego, który jest drogą, życiem i prawdą? Co Bóg czyni tylko, czyni dobrze wszystko: rozum najwyższy i bezwarunkowy nigdy nie działa bez zasady. Jego postępowanie jest zawsze nacechowane najwyższą mądrością, a każdy czyn wypływający z wolnej woli musi mieć najmędrsze pobudki i cele. Jako ludzie, mając rozum ograniczony, nie mamy udziału w odwiecznych planach Boga, który nie odkrywa nam wszystkich pobudek, co Go skłoniło do takiego czynu. Bóg nam na zewnątrz raczył objawić mnóstwo rzeczy, które wiele nam pomagają do zrozumienia prawdziwych zasad i pobudek Jego postępowania, właściwości (36) i potrzeby Wcielenia, tj. przynajmniej chociaż do odkrycia niektórych. Rozważanie tych w pokorze ducha i serca powinno tylko uczucia wdzięczności i podziwienia obudzać na widok tylu cudów miłości i mądrości Boga!

Owóż, pierwsza pobudka, cel pierwszy wprost i bezpośredni Wcielenia: podnieść człowieka upadłego i zbawić go. Rodzaj ludzki przez grzech pierworodny oddzielił się od Boga na zawsze, w łonie którego czerpał swe życie, zginął: Bóg nie mógł pozwolić ludzkości zginąć na zawsze, aby nakreślone plany przy stworzeniu człowieka były przez grzech zupełnie zniweczone, co byłoby rzeczą niewłaściwą. Czegoż było trzeba, aby człowiek podniósł się ze swego upadku, naprawił się i był zbawiony? Trzeba było: aby grzech mu był odpuszczony, aby wina mu była przebaczona, aby w ten sposób mógł odzyskać przyjaźń Boską. Dlatego było koniecznym, aby krzywda Bogu przez grzech wyrządzona była naprawioną i zadość się stało Jego sprawiedliwości: stąd płynie potrzeba, a pod pewnym względem i konieczność Wcielenia Osoby Boskiej.

Nie wypadało Bogu przebaczyć grzech przez miłosierdzie (37): znaczyłoby ostatecznie pozostawiać bezkarnie niesprawiedliwość, jaką zawiera w sobie grzech, co byłoby nieporządkiem; a znowu nie wypada, aby Bóg cierpiał jakiś nieporządek w swoim królestwie.

Przeto, rzecz konieczna, aby było zadosyćuczynienie odpowiednie do ciężkości obrazy. I cóż mógłby człowiek ofiarować Bogu na wynagrodzenie krzywdy, jaką przez grzech wyrządził: czy łzy, czy serce żalem ściśnięte i upokorzone, czy umartwienia ciała, czy miłość gorącą dla swych braci, czy też zupełną uległość Jego woli św.? Przypuściwszy nawet, że człowiek grzeszny mógłby ofiarować coś Bogu takiego, do czego nie jest obowiązany, to i tak nigdy nie mógł dać zadosyćuczynienia odpowiedniego ciężkości krzywdy, jakiej stał się winnym względem Boga. Najwyższy został obrażony przez istotę, która ma wszystko z Jego rąk: w ten sposób został popełniony wielki grzech, zgwałcone zostało prawo i sprawiedliwość i wszystko to, co najświętszego i najlepszego zawiera w sobie porządek moralny. W jaki, więc, sposób zadosyćuczynienie skończone mogło to złe naprawić? Takiego zadośćuczynienia nie mógłby dać ani Anioł, ani żaden człowiek wyjątkowy, którego by Bóg stworzył w niewinności takiej, w jakiej był Adam przed upadkiem: tylko osoba Boska mogła spłacić Bogu dług człowieka. Człowiek raz upadłszy, mógł się tylko podnieść przez Wcielenie osoby Boskiej (38): potrzeba było, aby przyjęła naturę ludzką, przywłaszczyła ją sobie, uczyniła ją swoją i na mocy zasady solidarności ofiarowała Bogu w imię ludzkości grzesznej, zadośćuczynienie, którego domagała się najwyższa sprawiedliwość. Do takich wniosków doprowadza badawczy i uważny rozbiór zasadniczego prawa porządku moralnego.

Dalej, w Bogu nie ma podziału, ani nieporządku, ani żadnej różnicy; wszystkie przymioty odpowiadają sobie i nawzajem podtrzymują się; wszystkie działają zgodnie, ponieważ wszystkie się łączą i utożsamiają w pojedynczości pierwotnej Bytu doskonałego. Owóż, sprawiedliwość Boga wymaga zadośćuczynienia od nas, a dobroć Jego podaje środek do tego; nieskończona sprawiedliwość wymaga kary, a dobroć nieskończona zginąć nie pozwala, i aby nas zbawić wywołuje ze strony Boga to cudowne poniżenie, które się zowie Wcieleniem. Wymagania sprawiedliwości nie były tak ścisłe, co uczyniła nieskończona dobroć Boga, aby podnieść człowieka i dać mu pojęcie o swej Miłości nieskończonej. Najwyższemu podobało się ujawnić swe przymioty, aby Go w ten sposób wielbiły i chwaliły: nic nie może być odpowiedniejszego i chwalebniejszego dla Jego natury, jak akt Wcielenia, który nas wprawia w zadziwienie, i rozbudza zarazem uczucie miłości. Wcielenie jest najdonioślejszym i najcudowniejszym objawem dobroci Boga: stworzył On świat przez miłość, naprawia go również przez miłość jeszcze większą. Apostołowie mówią bezustannie o Wcieleniu jako o wielkim objawie miłości Boga: "Bóg ukochał tak świat, że wydał zań Syna swego jednorodzonego" (39). To szczyt miłości, która dalej sięgnąć nie może; Słowo wcielone pozostanie na zawsze pierwowzorem niezrównanej miłości, a tak obfity wylew dobroci Boskiej powinien Go wielbić i wysławiać do najwyższego stopnia.

Umysłom, które by powstawały przeciwko temu cudowi miłości Boga i z niego gorszyły się, odpowiedzieć z Apostołem narodów należy, że krzyż jest zgorszeniem dla żydów i głupstwem dla pogan; lecz, dla wybranych zbawieniem, mądrość i moc Boska, albowiem głupstwo Boga jest mądrzejsze niż mądrość ludzi, a słabość Boga jest silniejsza niż moc ludzka.

Jeżeli przyjście Syna Bożego, który stał się człowiekiem, jest cudem miłości – jest również arcydziełem mądrości. Bóg miłością rozporządza, a mądrość ją oświeca i kieruje jej ruchami: Bóg, chcąc podnieść człowieka, za najwłaściwszy środek do tego szlachetnego celu uważał Wcielenie. Stąd, Ono było najodpowiedniejszym środkiem do uleczenia człowieka z jego nieszczęść moralnych, i do podźwignięcia go ze stanu upadku i poniżenia, jakiego stał się ofiarą. Rodzaj ludzki, pogrążony w ciemnościach błędu i grzechu, zanurzał się coraz głębiej w tej przepaści: było niepodobieństwem, aby mógł wydobyć się kiedykolwiek o własnych siłach, i potrzebował nauczyciela przysłanego od Boga. Przez Wcielenie Bóg przywraca człowieka do posiadania prawdy w sposób najwłaściwszy do jego stanu nieszczęśliwego: ukazuje mu własnym przykładem drogę, po której ma iść dla dojścia do chwalebnego celu swego przeznaczenia; i w końcu udziela mu pomocy i sił nadnaturalnych.

Pięknie o tym mówi pewien Doktor Kościoła (40): "Słowo postępuje z ludźmi tak samo jak pilny i dobry nauczyciel ze swymi uczniami, który zstępuje z wyżyn wiedzy, aby tym, którzy nie mogą zrozumieć nauki wznioślejszej, podać naukę łatwą i zastosowaną do ich pojęcia. Ludzie, zapomniawszy o Bogu i rzuciwszy się w przepaść bezdenną, zwrócili swą uwagę na rzeczy poziome, szukali Boga w naturze i w rzeczach zmysłowych, i czcili jako bogów ludzi śmiertelnych i geniuszów. Dla czego też Słowo Boskie pełne miłości dla ludzi, przywdziało na się ciało, stało się podobnym do nich i rozmawiało z nimi. Przyciągnął tym sposobem Jezus ku sobie zmysły ludzkie, aby ci, którzy szukali Boga w rzeczach cielesnych, nauczyli się poznawać prawdę przez Syna Bożego, który stał się człowiekiem, i mogli przez Niego przyjść do poznania Ojca".

Nie mogli mieć ludzie poznania Ojca Niebieskiego, tylko przez Syna i to przez Syna widzialnego, uzmysłowionego, a w ten sposób przystępnego dla ludzi, tj. przez Syna wcielonego. Stąd, idzie się do Boga tylko przez Jezusa Chrystusa, człowieka-Boga; nie słyszymy głosu Boga, tylko przez Słowo wcielone; człowiek zmaterializowany, tj. zatopiony w dobrach ziemi, ciała, tylko przez Ciało Jezusa Chrystusa w Sakramencie pokuty powstaje ze swego upadku. On od upadku swego czuł potrzebę zewnętrznej obecności Boga, a nawet i same bałwochwalstwo materialne ze swoim kultem było niejako wezwaniem do Wcielenia: człowiek chciał razem z Bogiem mieszkać, żyć obok Niego, nie tylko w sposób niewidzialny i zakryty przed jego oczyma, lecz i w sposób więcej harmonizujący z jego naturą, gdzie głównie przeważały zmysły w sposób więcej uderzający jego uwagę. Takie znaczenie moralne bałwochwalstwa, a Bóg nie był głuchym na to wezwanie natury ludzkiej: "Słowo stało się ciałem" (41), ukazało się pod formą zewnętrzną i materialną. To Boskie dzieło Wcielenia dźwignęło rodzaj ludzki z ciemności bałwochwalstwa i postawiło na szczycie najwyższej, a prawdziwej czci Boga: w duchu i prawdzie. Przez Boga-Człowieka, Boga ludzi nędznych i grzesznych, mamy przystęp do Ojca Niebieskiego, Pana panów i Króla królów (42): "Nikt nie przyjdzie do Ojca, jako tylko przeze mnie" (43). Jedni potrzebują pomocy Jezusa Chrystusa z powodu grubej niewiadomości w rzeczach wiary, drudzy dla upokorzenia swej dumy, a wszyscy dla łaski, która jest konieczną do zbawienia i dobrych uczynków. Im więcej badamy stan upadłego człowieka, tym lepiej przekonywamy się o potrzebie a nawet konieczności Wcielenia Słowa, aby wprowadzić człowieka do niewidzialnego królestwa prawdy. Rodzaj ludzki nie mógł inaczej odszukać Boga i odkryć stosunków prawdziwych, które go wiązały ze Stwórcą, tylko przez Słowo wcielone, które przebywa od wieków w łonie tego Ojca: Jezus Chrystus jest pośrednikiem koniecznym, drogą jedyną, która nas prowadzi na pewno do Ojca Niewidzialnego. Owóż, wielki fakt, że Bóg prawdziwy jest znany, wielbiony w duchu i prawdzie, tylko w chrystianizmie: biada umysłom zarozumiałym, które żyjąc na łonie jego, a może nawet będąc ochrzczeni, nie chcą uznać z nauki Kościoła Jezusa Chrystusa za Mistrza i Pośrednika!

Dalej, potrzeba nam było wielkiego przykładu, albowiem natura ludzka była do głębi zepsuta; człowiek, będąc niewolnikiem pychy, bogactw, jakiż uderzający kontrast ma przez poniżenie wcielonego Syna Bożego, urodzonego i żyjącego w ubóstwie: jaki przykład cnoty pokory, umartwienia, posłuszeństwa woli Bożej. Wcielenie Słowa nie tylko przynosi człowiekowi światło i przykłady konieczne, co nie jest jeszcze dostateczne do jego wyleczenia: udziela mu jeszcze sił nowych, sił naprawiających go zupełnie, które tryumfując nad jego zepsuciem i słabościami, wyciskają na całym jego jestestwie charakter Boski; pozwalają mu się podnieść z łatwością do najwyższej sfery świata moralnego. Potrzeba było łaski i prawdy do naszego uleczenia, a tylko mogło ich nam udzielić najlepiej Wcielenie. A, że Bóg stworzył świat na swoją chwałę: świat nie byłby godnym Boga, i nie umiałby Go czcić i wielbić odpowiednio bez Wcielenia Słowa. Albowiem, w jaki sposób świat wyjdzie z tej niskości, połączonej ze stworzeniem, i podniesie się do godności wyższej i odpowiedniej wielkości i majestatowi swego Autora? Tego cudu może tylko dokonać Wcielenie: Syn Boga łącząc się z naturą ludzką, która jest treścią świata, przywłaszczając ją sobie, podnosi takową do wysokości prawdziwej, a stawszy się głową rzeczywistą stworzenia, oddaje hołd Bogu Ojcu, hołd Boski, godny świętości i majestatu Boga. Od tej chwili hołd oddawany przez stworzenia rozumne, przechodząc przez Tego Boskiego Pośrednika, nabywa również godności Boskiej. A chociaż człowiek jest pośrednikiem koniecznym natury widzialnej, lecz i on sam potrzebuje Pośrednika Boskiego, aby godnie kochać i czcić Stwórcę. Natura widzialna nie mogła kochać i dlatego potrzebowała pośrednika, aby się zwrócić ku swemu Bogu. Natura ludzka może kochać, lecz nie może godnie kochać: potrzeba jej było przeto dać pośrednika kochającego Boga, abyśmy w Nim i przez Niego mogli okazać Bogu-Ojcu naszemu hołd, cześć, uwielbienie i miłość godną Jego majestatu. Tym Pośrednikiem jest Ten, który się począł za sprawą Ducha Świętego we wnętrznościach Niepokalanej Dziewicy Maryi: Wcielenie podniosło godność świata nieskończenie i zniosło przepaść, jaka oddzielała skończone od nieskończonego.

Uczeni teologowie z Ojcami Kościoła nie tylko dowodzą właściwości i konieczności Wcielenia, lecz utrzymują, że ta, a nie inna Osoba Trójcy Świętej powinna była stać się ciałem. Usiłują wyjaśnić: właściwym było, aby Słowo wcieliło się, ponieważ, będąc mądrością odwieczną Ojca i światłem, które oświeca każdego człowieka przychodzącego na świat – jest naturalnym nauczycielem umysłów. Zadaniem Jego, przeto, było przywrócić duchowi ludzkiemu prawdę, stosując się do jego słabości, w takim znaczeniu, w jakim uprzednio wyłożyliśmy. Następnie, Bóg stworzył świat przez swoje Słowo: właściwym, przeto, było aby go naprawił i odrodził przez toż Słowo. Na koniec, Słowo jest szczególniej obrazem Ojca (44): do Niego, przeto, należało odtworzyć w człowieku obraz Boga przekształcony, zeszpecony, przez grzech. Zatem, najwłaściwszym było, aby zadośćuczynienia należnego sprawiedliwości najwyższej dopełnił Syn Ojcu: aby ten sam Syn Boga, który nazwał się synem ludzkim, stając się podobnym nam i nas upodobniając do siebie, uczynił nas synami przysposobionymi Boga. A tak, należało do Syna Bożego dać ludziom to Boskie synostwo.

O Odkupieniu przez Jezusa Chrystusa nauka Kościoła

Kościół św. katolicki uczy, że Jezus jest Zbawicielem świata w tym znaczeniu, że w zupełności zadośćuczynił sprawiedliwości Boskiej za nasze grzechy, i że w ten sposób wysłużył dla nas łaskę i przebaczenie u Boga: wierzy, iż przez śmierć swoją dokonał wielkiego dzieła Odkupienia rodzaju ludzkiego.

Wcielił się Syn Boga, aby umrzeć; chciał umrzeć, aby dopełnić naszego Odkupienia i zbawienia; wszystko uczynił z najwyższej miłości, a wszystko pochodzi i kończy się na miłości. Rodzimy się wszyscy nieprzyjaciółmi Boga i bez łaski, możemy stać się sprawiedliwymi i wrócić do przyjaźni Boga tylko przez zasługi Jezusa Chrystusa, jedynego Pośrednika między Ojcem Niebieskim, a Jego dziećmi upadłymi: spełniając za nas ofiarę na krzyżu, wysłużył dla nas u Boga przebaczenie i usprawiedliwienie. To wszystko stwierdza Sobór Trydencki, dodając: "Ktokolwiek powie, że człowiek może być usprawiedliwiony przed Bogiem bez łaski Boskiej wysłużonej przez Jezusa Chrystusa – niech będzie przeklęty" (45). A więc, artykułem wiary jest, że Jezus Chrystus umarł za nas; że ofiara krzyża jest ofiarą oczyszczalną i błagalną za ludzi grzesznych; że, jest przyczyną zasługi i usprawiedliwienia naszego. Stąd, charakteryzując ofiarę Jezusa Chrystusa, woła Izajasz Prorok: "On zranion jest za nieprawości nasze, start jest za złości nasze... a sinością Jego jesteśmy uzdrowieni... a Pan włożył nań nieprawość wszystkich nas" (46). Ta charakterystyka jest duszą całej nauki chrześcijańskiej, o tym czytamy prawie na każdej stronicy Nowego Testamentu: wszędzie Jezus Chrystus ukazuje się jako ofiara, która błaga za ludzi grzeszników przed Bogiem, zadość czyni sprawiedliwości Boskiej i wysługuje człowiekowi przez swoją krew łaskę oczyszczającą i usprawiedliwiającą; takim jest ogólne znaczenie dogmatu Odkupienia; a dla lepszego określenia takowego, rozbierzmy jeszcze kilka punktów w szczególe. Tak, artykułem wiary jest, że Jezus Chrystus dobrowolnie ofiarował się za nas i odkupił: "Ofiarowan jest, iż sam chciał" (47), mówi Stary Testament; a w Nowym czytamy: "Sam się poniżył, stawszy się posłusznym aż do śmierci, a śmierci krzyżowej" (48); także, uczy nas tego ciągła wiara Kościoła i wszyscy Doktorowie katoliccy, na czele księcia teologów (Summa P. III, q. XLVI, a. 1) (49).

Dalej: Jezus Chrystus przez swoją mękę wysłużył łaskę nie tylko dla nas, ale i dla siebie jako człowieka: "Dla czego i Bóg wywyższył Go i darował Mu imię, które jest nad wszelkie imię, aby na imię Jezusowe wszelkie kolano klękało" (50). Zatem, jest artykułem wiary, że Jezus Chrystus umarł nie tylko za wybranych i przeznaczonych, jak utrzymywali heretycy (51), lecz za wszystkich. Przeto, nigdy ani Pismo św., Symbole lub Sobory, nie mówią tego; lecz, przeciwnie, że Jezus Chrystus cierpiał za wszystkie dzieci Adama, za wszystkich członków upadłej ludzkości: drugi Adam przyszedł wrócić i naprawić całemu rodzajowi ludzkiemu wszystko to, co zgubił pierwszy – ta jest wiara i nauka Kościoła (52).

Jezus jest jedyny Pośrednik, przez którego ludzie zostali odkupieni i zbawieni, tj. przywróceni Bogu: nikt nie może pojednać się z Bogiem, ani co otrzymać bez Tego Boskiego Pośrednika. Przeto, Kościół św. zawsze prosi w imię Jezusa Chrystusa, a pośrednictwo Najświętszej Maryi Panny i Świętych jest drugorzędne, jakie ma swą zasadę w tym Boskim pośrednictwie i z niego czerpie swą wartość i skutek. Ponieważ zadaniem kapłana, mówi Doktor Anielski (53), jest być pośrednikiem między Bogiem i ludem: Jezus Chrystus, będąc prawdziwym i najwyższym pośrednikiem, winien być również kapłanem w całym znaczeniu tego wyrazu, od którego pochodzi wszelkie kapłaństwo (54). A będąc kapłanem w całym znaczeniu tego wyrazu sam się ofiaruje Bogu jako ofiara bez zmazy, jako ofiara błagalna za grzechy nasze. W krwawej ofierze krzyża jest zarazem ofiarodawcą i ofiarą; ofiarą nieskończonej wartości, która zastępuje wszystkie ofiary, będące jej tylko wyobrażeniem i figurami. Ten najwyższy kapłan, którego kapłaństwo jest wieczne, nie przestaje sam ofiarować się sposobem bezkrwawym na naszych Ołtarzach przez ludzi, których spodobało się Mu powołać do swego wzniosłego kapłaństwa. Stąd, ofiara Mszy jest tylko powtórzeniem ofiary krzyża: zawsze ta sama ofiara i ten sam ofiarodawca główny, a kapłan widzialny działa w imię i mocą kapłana niewidzialnego i Boskiego, który sam ofiaruje się Ojcu swemu jako ofiara błagalna. Dlatego Koncylium Trydenckie tak uczy: "W tej Boskiej Ofierze, która się dokonywa we Mszy św., jest obecny i ofiaruje się ten sam Chrystus sposobem bezkrwawym, który się raz ofiarował na krzyżu sposobem krwawym. Pan został przebłagany przez tę ofiarę, która się dokonała na krzyżu na górze Kalwarii, a jaka powtarza się na Ołtarzach za pośrednictwem kapłanów, tylko sposób ofiarowania jest odmienny" (55).

Dalej, Jezus Chrystus jest nauczycielem świata: ludzie byli w ciemnościach, On im przynosi światło; byli niewolnikami błędu, On przychodzi im dać swobodę i prawdę. Słowo odwieczne, pełne łaski i prawdy, które jest mądrością i rozumem najwyższym, było zawsze prawdziwym światłem, oświecającym każdego człowieka przychodzącego na świat (56); było po wszystkie czasy prawdziwym nauczycielem wewnętrznym każdego umysłu ludzkiego. Lecz duch opanowany przez ciało i zatopiony w rzeczach zmysłowych, już nie zwracał więcej uwagi na to światło duchowe i nie rozróżniał już więcej głosu tego nauczyciela wewnętrznego. Tedy ten Rozum odwieczny ze swej nieskończonej dobroci przyjął formę zmysłową: ten nauczyciel wewnętrzny staje się Ciałem, aby mógł mówić językiem właściwym umysłom, które zmaterializowały się. Słowo, stając się światłem wewnętrznym naszego ducha, stało się naszym widzialnym nauczycielem (57), które raczyło przyjść i uczyć nas w taki sposób, jak człowiek jeden uczy drugiego: dzięki Wcieleniu, Słowo jest zarazem nauczycielem wewnętrznym i zewnętrznym człowieka, nauczycielem widzialnym i niewidzialnym.

Cóż jest samo Objawienie chrześcijańskie, jeżeli nie Słowo wcielone, czyli Jezus Chrystus uczący świat prawd moralnych i religijnych, już to porządku naturalnego i nadnaturalnego? Słońce Sprawiedliwości zaświeciło na wszystkich końcach ziemi i rozproszyło, gdzie tylko mogło przeniknąć, ciemności nagromadzone słabościami i namiętnościami ludzkimi. Nieszczęśliwy, kto nie chce wejść do szkoły Jezusa Chrystusa i słuchać głosu Tego Boskiego Mistrza z całą pokorą duszy i uległością. Boski nasz Zbawca jest nauczycielem w całym znaczeniu tego słowa, a każdy nauczyciel ludzki powinien być Jego echem; każdy rozum ludzki, aby pozostał na drodze prawdy, również powinien być echem rozumu Boskiego, czyli Słowa: kto nie idzie za Nim, ten mówi od rzeczy; a kto nie słucha nauk Jezusa Chrystusa – ten błądzi. Boski nasz Zbawca i nauczyciel jest Prorokiem zapowiedzianym przez Mojżesza (58); Prorokiem prawodawcą, który oświecając we wszystkim ludzi, przynosi im prawo Nowego Zakonu, jakiego prawo Mojżesza jest tylko figurą i przygotowaniem. Jezus Chrystus jest głową Kościoła, która prawda powtarza się często w listach Apostoła narodów, a będąc głową Kościoła szczególnym sposobem, jest zarazem głową wszystkich ludzi, a nawet i Aniołów: ponieważ umarł za ludzi, którzy korzystają ze skarbów łaski przez Mękę i Krew wysłużoną; a chociaż nie umarł za Aniołów, jednakże jest głową Ich nawet jako człowiek, co stwierdza się wyraźnie słowami: "Który jest głową wszelkiego księstwa i zwierzchności" (59). Jezus Chrystus jest głową nie tylko Kościoła wojującego, lecz i tryumfującego: nie tylko Kościoła na ziemi, lecz i Kościoła w Niebie; a tak, jest głową Aniołów, mówi o tym wyraźnie św. Tomasz (60), książę teologów. Sami Aniołowie uznają Jezusa jako swą głowę i swego Króla, a padłszy do stóp Jego, sami siebie nazywają Jego sługami (61). A tak, Boski nasz Zbawiciel i Odkupiciel jest ten sam obiecany światu Mesjasz (Chrystus), Bóg-Człowiek Pośrednik, Kapłan, Nauczyciel, Prorok i Zakonodawca, głowa Aniołów i ludzi, Król wszystkich. Jest kochanym i wielbionym przez Aniołów i Świętych, przyjaciół Boga, którzy się cieszą chwałą Niebieską; jest również Królem strasznym dla aniołów zbuntowanych przeciwko Bogu, jak i ludzi złej woli i uporczywie zostających w błędzie, nieprzyjaciół Boga, których koniec zatracenie i ogień piekielny.

a) Jest objawiona przez Boga, i była zawsze przedmiotem wiary w Kościele

Nauki o Odkupieniu rodzaju ludzkiego przez Jezusa Chrystusa Kościół nie wynalazł, ale ją odebrał od swego Boskiego Założyciela, i dziś wyznaje taką samą wiarę w Jego Osobę i dzieło, jaką wyznawał na początku swego istnienia, którą stwierdzili krwią swoją legiony Męczenników. Ta nauka wyszła z Wieczernika, gdzie Duch Święty, który pochodzi od Ojca i Syna, objawił wszelką prawdę: Kościół nie zmienia się nigdy, a czego naucza dziś – tego nauczał zawsze po wszystkie czasy. Kościół może wyjaśnić, określić, oznaczyć lepiej jaki punkt nauki wiary, ponieważ jest żyjącym i działa bezustannie; lecz, nauka Kościoła nigdy nie zmienia się nie tylko w swej całości, ale nawet i w najmniejszej swej cząstce pod żadnym względem. Kościół nigdy nie dodaje, ani nie ujmuje jednej joty, a ten charakter wyróżnia go bezwarunkowo od wszelkiej instytucji ludzkiej; dowodzi wyraźnie, że pochodzi od Boga, i że w każdej chwili jego życia podtrzymuje go prawica Boska; a nic bardziej nie gniewa nieprzyjaciół jego, jak ta niezmienność nauki Kościoła: brak ustępstwa jakiego w imię rzekomego postępu z niezachwianych zasad nauki jego. Lecz, prawda jest niezmienna: jaką była przed wiekami, taką jest teraz i będzie do końca wieków, a co w oburzeniu nieprzyjaciele Kościoła śmią zwać zacofaniem. Nieraz wszelkiego środka w swych sofizmatach używali, aby wmówić sobie i drugim, że Kościół zmienił pierwotną swą wiarę, że nie wierzył zawsze w co dzisiaj wierzy: nie mogli jednak zaciemnić blasku niezmienności nauki Kościoła, jaki jaśnieje na czole Matki naszej, jako znak widzialnie nadnaturalny, który świadczy o Boskości jego Założyciela. Stąd, apologeci katoliccy względem tych, co nie uznają Boskości Objawienia, uwydatniają przede wszystkim charakter podaniowej i niezmiennej wiary Kościoła, jaki żywo uderza i jest dowodem dotykalnym dla tego, kto zna historię nauk ludzkich: że Chrystianizm nie jest i nie może być dziełem ludzkim, lecz Boga.

Czy dogmat Boskości Jezusa Chrystusa, Odkupiciela naszego, był objawiony, i czy był przedmiotem wiary pierwotnej Kościoła? Byli heretycy, którzy starali się czynić zarzut prawdzie objawionej, próbowali przekształcić niejeden punkt wiary i nauki o Jezusie Chrystusie, jak widzieliśmy wyżej, lecz dziś świat w ogólności nie czyni tego i uznaje Bóstwo Jezusa Chrystusa: bezwarunkowo przyjmuje, przeto, całą naukę Kościoła o Jego Osobie i Jego dziele Odkupienia. Zdrowy rozsądek, wolny od wszelkich matactw sofistyki, jasno widzi wiarę pierwotną Kościoła przez Boga objawioną i ocenia fakty historyczne poniesienia dobrowolnie śmierci za wiarę w Bóstwo Jezusa Chrystusa tylu Męczenników świętych różnego stanu i wieku. Zatem, ten punkt tłumaczono obszerniej w traktacie o Trójcy Świętej, a wykazując naukę objawioną o troistości Osób w Bogu, dowiedziono Bóstwa Słowa, które stało się Ciałem, tj. Bóstwa Jezusa Chrystusa. Teksty Pisma św. i świadectwa tam przytoczone stosują się do Słowa nie tylko jako istniejącego od wieków w łonie swego Ojca, lecz i do Słowa wcielonego, tj. które stało się Ciałem, aby podnieść człowieka do Chrystusa; którego życie opisują Ewangeliści, Apostołowie i Ojcowie uważają jako Założyciela Kościoła. Dowiedzionym było, że Bóstwo Jezusa Chrystusa jest prawdziwie dogmatem objawionym, który zawsze stanowił główny artykuł wiary Kościoła. Lecz, jeszcze, chociaż pobieżnie należy dotknąć tej kwestii, aby tłumaczenie nasze w sprawie tak wielkiej wagi oprzeć na gruntownej podstawie i przedstawić w całości naukę Pisma św. i Kościoła pierwotnego.

b) Nauka Nowego Testamentu o Jezusie Chrystusie

Jezus Chrystus jest Słowem odwiecznym, Synem Boga, współistotnym Ojcu, Wcielonym, tj. stał się człowiekiem dla naszego odkupienia: ta jest nauka Nowego Testamentu, tak wierzy i wyznaje każdy katolik prawdziwy. Czytajmy tylko księgę Boską Pisma św., a znajdziemy w niej tę naukę wyrażoną jasno. Tak, jeżeli będziemy czytali Ewangelistów, Listy i Dzieje Apostolskie, Apokalipsę, mając chociaż małe pojęcie o nauce chrześcijańskiej; tedy, przekonamy się bez żadnego wysilenia rozumu, że ona przepełnia wszystkie te księgi, jeżeli ta nauka tylko nie jest wyraźnie przedstawioną prawie na każdej stronicy. Przytoczmy główne cechy życia Boga-Człowieka podług Ewangelistów. Tak, oni ukazują Go nam jako dziecię cudowne, mające zbawić lud swój, które, poczęte za sprawą Ducha Świętego w łonie Niepokalanej Dziewicy Maryi, rodzi się w Betlejem i położone w ubogim na wpół spróchniałym żłobie. Jako miejsce przytułku służy Betlejemska stajenka, gdzie Mu składają cześć i pokłony ubodzy pastuszkowie i Królowie ze Wschodu. Kiedy Przenajświętsza Matka ofiaruje Go w świątyni Jerozolimskiej według przepisu prawa Mojżeszowego, błogosławiony starzec Symeon bierze tę dziecinę na ręce, a oświecony z Nieba co to za dziecina, wygłasza ową sławną pieśń: "Teraz Panie puść sługę twego..." (62), uznając w tej słabej dziecinie przepowiedzianego przez Proroków Odkupiciela. Dalej, Ten przyszły Zbawiciel Izraela i narodów zmuszony opuścić ojczyznę, czyli swój kraj; Anioł ukazuje się we śnie św. Józefowi i mówi doń: wstań, weź dziecię i Matkę Jego, a idź do Egiptu i bądź tam dopóki ci nie oznajmię. Opiekun Boskiej Rodziny tak uczynił, jak mu Anioł wskazał, aby ocalić Dzieciątko wśród ogólnej rzezi niewiniątek przez żołnierzy Heroda. W Egipcie św. Józef pozostawał, aż okrutny król Herod umarł: tedy posłaniec Niebieski powtórnie staje przed nim i każe wracać z Dzieciątkiem Boskim i Matką Jego do ziemi Izraelskiej. Posłuszny głosowi Anioła, św. Józef wrócił do Galilei swej ojczyzny i wybrał na mieszkanie miasto Nazaret, gdzie pozostawał z Jezusem i Maryją do lat trzydziestu: tu w zapomnieniu w cichym zakątku Palestyny Boskie Dzieciątko rośnie i spędza pierwsze dni swego życia na ziemi. Następnie, Ewangelista mówi o Jezusie, kiedy we 12 leciech udał się w towarzystwie swych Rodziców do świątyni w Jeruzalem na św. Paschy, gdzie Go widzimy nauczającego wśród Doktorów Zakonu Mojżeszowego, którzy zdumieni słuchali Boskich nauk Jego (63); gdy wrócił do Nazaretu ze swymi Rodzicami, a był Im posłuszny, Jezus rósł w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi: to wszystko opowiadają życiopisarze Jezusa o Nim aż do chrztu w rzece Jordan, tj. do roku trzydziestego życia. Ta jest strona zewnętrzna i ludzka życia Jezusa, który urodził się z ubogiej Niepokalanej Dziewicy Maryi, spędził pierwsze chwile swego życia i młodość wśród ludu, w domu cieśli Józefa św., a Józef i Maryja byli dobrze znani w mieście Nazaret.

Lecz, w trzydziestym roku życia Jezus wychodzi ze swego zacisza, zaczyna uczyć lud i działać różne cuda: to Jego życie publiczne zaczęło się. Tedy, wybrał sobie 12 Apostołów, ludzi biednych, rybaków, niewykształconych, którym daje posłannictwo nauczania i odrodzenia świata całego. Cała ziemia Judzka podziwia Jego mądrość, niesłychane cuda; gdzież, więc, czerpał tę Mądrość nieskończoną i gdzie źródło cudownej potęgi Jego? Jest On Bogiem: przyczyna potęgi i mądrości Jego. Zatem, Jezus Chrystus zawsze przedstawia siebie przed swymi uczniami, przed ludem, przed sędziami, jako Bóg, jako Syn jednorodzony Ojca, równy Mu we wszystkim, a wszędzie przyznaje sobie przymioty Boga jedynego i prawdziwego. Mówi: "Jestem światłem świata"; "drogą, prawdą i życiem" (64); domaga się dla siebie czci i honorów należnych Bogu (65); przyprowadzony przed najwyższy trybunał narodowy i zapytany uroczyście przez arcykapłana, aby mówił prawdę: oświadcza, że jest Bogiem. Kiedy zebrani u arcykapłana Kajfasza najstarsi ludu, naczelnicy kapłanów, doktorowie Prawa, kazali przyprowadzić przed siebie Jezusa i pytali Go: Powiedz nam, czy ty jesteś Chrystus? Jeżeli wam powiem, nie uwierzycie mi. Jeżeli was zapytam z mej strony, nie odpowiecie mi, ani nie uniewinnicie; lecz, przyjdzie czas, kiedy Syn człowieczy zasiądzie na prawicy Boga. Wtedy wszyscy jednogłośnie zawołali: Więc ty jesteś Synem Boga? Tak jest, wy sami to przyznajecie. Natenczas krzyknęli: czyż potrzebujemy jeszcze świadków? Wszak sami słyszeliśmy z ust Jego. Arcykapłan pytał Go znowu: zaklinam cię przez Boga żywego, powiedz mi, czy jesteś Chrystusem Synem Boga żywego? Jezus mu odpowiada: Tak jest, jestem Nim, jakoś powiedział. I mówię tobie, że przyjdzie dzień, w którym ujrzysz Syna człowieczego siedzącego na prawicy Boga wszechmocnego i przychodzącego w obłokach niebieskich. Na te słowa arcykapłan rozdarł swe szaty, mówiąc: Zbluźnił; wszak słyszeliście bluźnierstwo i cóż wam się zdaje? Godzien śmierci, odpowiedzieli. I wszyscy skazali Go na śmierć (66). Owóż, świadectwo uroczyste publiczne Jezusa Chrystusa o Jego osobie.

Wiemy w jaki sposób to wyraźne świadectwo było zrozumiane przez najwyższy trybunał narodu: Jezus został osądzony na śmierć najokrutniejszą krzyża, ponieważ nazywał się Bogiem, Synem jednorodzonym Boga żyjącego, którego wyznawali żydzi.

Innych świadectw nie będziemy przytaczać, aby nie powtarzać co było mówionym w traktacie o Trójcy Świętej, że Jezus Chrystus sam siebie uważał za Boga w całym znaczeniu tego wyrazu; albowiem, co dopiero wyżej mówiliśmy, może o tym przekonać każdego człowieka dobrej woli. Wreszcie, trudno przypuścić, aby ludzie, którzy by mieli Ewangelię w ręku, mogli podawać w wątpliwość ten fakt, jakiego nie zaprzeczają i sami wrogowie Bóstwa Jezusa Chrystusa, zbeszczeszczając ohydnie Osobę Boga-Człowieka: Wolter i jego szkoła, Renan, Strauss, Laurent, i w ogóle wszyscy masoni.

Cała historia Jezusa Chrystusa opisana przez Ewangelistów przedstawia Go nam jako Boga i człowieka, mającego naturę Boską i ludzką; jako Boga takiego jakiegośmy skreślili, a jako człowieka mającego ciało i duszę podobną do naszych, albowiem przyznaje się Mu rzeczy takie, które są tylko właściwe człowiekowi. Dalej, z jaką dokładnością Ewangelia uczy nas, że Słowo nie tylko przyjęło ciało ludzkie, ale również i duszę ludzką: Jezus rozrzewnił się w duchu i wzruszył sam siebie, i ujawnił smutek swej duszy przez płacz na widok śmierci Łazarza, którego kochał (67). W czasie swej walki ze śmiercią Jezus był głęboko zasmucony, przerażony i nader znużony; prosi swego Ojca, aby oddalił od Niego ten kielich goryczy, dodając zaraz te wzniosłe słowa rezygnacji: Jednakże niech się stanie twoja a nie moja wola, gdzie się spostrzega wolę ludzką wyraźnie odróżnioną od woli Boskiej, której się poddaje jako swej najwyższej władczyni. Czucie i wola duszy ludzkiej nader ujawniają się w tej ostatniej chwili, kiedy człowieczeństwo jest ofiarą niezliczonych i niewypowiedzianych cierpień i męczarni.

Następnie: w Chrystusie są dwie różne natury, tj. natura Boska i natura ludzka, czyli jest Bogiem doskonałym i człowiekiem doskonałym, a pozostając zupełnie różne te dwie natury są zjednoczone w jednej osobie Słowa. Ewangelie i wszystkie księgi Nowego Testamentu świadczą o tym: wszędzie jest mowa o jednym i tym samym Jezusie, którego naturze Boskiej przyznaje się to co jest Boskiego, a ludzkiej – co ludzkiego. Wszędzie jest mowa o Słowie Boskim, jakie stało się Ciałem, a które za pośrednictwem natury ludzkiej, jaką na siebie przyjęło, rozmawia z ludźmi, umiera za nich i zbawia ich: to wszystko każe przypuszczać, że w Jezusie Chrystusie jest tylko jedna osoba Słowa (68). Toż samo Słowo, ten sam Syn Boga, taż sama osoba Boska, która działa przez naturę ludzką, a która stała się Jego naturą; który przez tę naturę narodził się z niewiasty tj. Niepokalanej Dziewicy Maryi, mieszkał wśród ludzi i umarł za nich: jest więc tylko jedna osoba Boska w Jezusie Chrystusie. Dlaczegoż umarło to Słowo, które stało się ciałem; ten Syn Boga, który się narodził z niewiasty? Na to odpowiada sam Jezus Chrystus, a za Nim wszyscy Apostołowie powtarzają: że umarł dlatego, aby rodzajowi ludzkiemu wrócić utracone życie duszy, czyniąc zadosyć sprawiedliwości Boskiej za grzechy nasze. Myśl takowa prześwieca w liście Książęcia Apostołów, a gruntownie i przedziwnie ją rozwija i objaśnia Apostoł narodów: "Bóg zaleca miłość swoją względem nas, że gdyśmy jeszcze byli grzesznymi, Chrystus za nas umarł. Daleko tedy więcej teraz usprawiedliwieni we krwi Jego, zachowani będziemy przezeń od gniewu..." (69).

A tak, w Nowym Testamencie Jezus Chrystus jest przedstawiony jako Pośrednik między Bogiem i ludźmi: jako Ten, na którego Bóg przelał nieprawość nas wszystkich, a który przez swą krew zadosyćuczynił za nas i przywrócił nam sprawiedliwość, przyjaźń i życie Boskie; rodzaj ludzki został podźwignięty, usprawiedliwiony i podwyższony.

c) Nauka pierwotnego Kościoła

Katolicki Kościół prowadzi dalej dzieło Apostołów: czyni to, co czynili Apostołowie; uczy tego, czego uczyli Apostołowie. Tak, od swej kolebki aż do obecnej chwili mówi zawsze o Jezusie Chrystusie jako o Bogu a zarazem jako i o człowieku; nazywa Go Synem Boga, który stał się człowiekiem i umarł za odkupienie ludzi. Wszystkie myśli, wszystkie uczucia Kościoła są dla Boga-Człowieka, czyli Jezusa Chrystusa: jest On duszą tego wielkiego ciała, które żyje i rusza się tylko przez Niego; nie ma w Kościele żadnej instytucji, która by nie opierała się na Jezusie Chrystusie i nie była jakby Jego przedłużeniem. Jakoż mamy badać szczegółowo tę wiarę pierwotną Kościoła, która jest wyryta głęboko we wszystkich chwilach i na wszystkich miejscach jego istnienia? Św. Ignacy Antiocheński, uczeń św. Jana, tak mówi o Jezusie Chrystusie w swym liście do Efezów: "Jeden jest lekarz w ciele i w duchu, stworzony i niestworzony, Bóg w ciele, prawdziwe życie w śmierci, Syn Maryi również jak Syn Boga, który naprzód cierpiał, a potem stał się niezdolnym do cierpienia (tj. po swym Zmartwychwstaniu), Jezus Chrystus nasz Pan" (70); dalej: "Spodziewajcie się Tego, który jest wyższy nad wszystkie wieki, dla którego nie ma czasu; który jest niewidzialny, a stał się widzialnym przez miłość dla nas; który był nieczułym i obojętnym na cierpienia, a stał się cierpiącym i czułym dla nas; Tego, który pod wszystkimi względami cierpiał za nas" (71). Wobec słów powyższych: niepodobna jaśniej wyrazić tego podwójnego dogmatu, tj. Wcielenia i Odkupienia. Następnie (72), pełne podobnych świadectw są słowa: "Widzę was stałych i niezłomnych w wierze, przywiązanych do krzyża Zbawiciela naszego Jezusa Chrystusa, według ciała i według ducha; widzę was ustalonych w miłości przez krew Jezusa Chrystusa, który jest z rodu Dawidowego według ciała, i Synem Boga według woli i potęgi Boskiej, który poszedł na krzyż za nas; z owocu tego krzyża myśmy wyszli, tj. z Jego Męki, błogosławionej przez Boga, aby Jego zmartwychwstanie zatknęło wspólny sztandar zbawienia dla wszystkich świętych, wiernych, żydów, pogan, którzy by stanowili jedyne ciało Jego Kościoła". Przeto, jeden i ten sam Chrystus, jedna i taż sama osoba, która jest zarazem Bogiem i człowiekiem, odkupiła rodzaj ludzki przez śmierć swoją.

W wieku II św. Ireneusz, słynny z nauki, czyni takie wyznanie wiary katolickiej: "Kościół jakkolwiek rozproszony po całej ziemi, odebrał od Apostołów jako też i od ich uczniów, wiarę w jednego Boga, Ojca wszechmogącego, Stworzyciela Nieba i ziemi, i w jednego Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, który stał się człowiekiem dla naszego zbawienia, i w Ducha Świętego, który mówiąc przez proroków, przepowiadał, wolę Boską; wierzymy w narodzenie Jezusa Chrystusa Pana naszego, w Jego urodzenie z Maryi Panny, w Jego Mękę, w Jego Zmartwychwstanie, w Jego Wniebowstąpienie z ciałem, w Jego powrót z Nieba na ziemię w chwale swego Ojca, dla uporządkowania wszystkich rzeczy i dla powołania ciał wszystkich ludzi do zmartwychwstania, aby według Jezusa Chrystusa naszego Pana i Boga, naszego Odkupiciela i Króla, zgodnie z wolą Ojca niewidzialnego, wszelkie kolano uginało się przed Nim w Niebie, na ziemi i pod ziemią" (73). Ten Święty bardzo długo mówi o tajemnicy Wcielenia, i zwalcza swą piorunującą wymową nowatorów, którzy usiłowali zepsuć naukę Apostolską: "Słowo, które zawsze przemieszkuje w rodzaju ludzkim, zjednoczyło się według woli Ojca z naturą ludzką, i stało się ciałem. Przez ciało Pan nasz Jezus Chrystus cierpiał za nas i zmartwychwstał dla nas. Bóg Ojciec jest jedno i toż samo co Chrystus, który przyszedł dla wykonania wielkiego planu Opatrzności, a który połączył wszystko w sobie. Syn Boga uczynił się człowiekiem, i Syn Boski stał się Synem człowieka. Albowiem, Pośrednik między Bogiem i człowiekiem, powinien zostawać w powinowactwie z jednym i z drugim, i ich obydwóch przyprowadzić do zgody i przyjaźni; przybliżyć Bóstwo do ludzi, i objawić Boga ludziom" (74). Grzech oddzielił ludzi od Boga, aby go przeto zniszczyć i przywrócić jedność między Bogiem a ludźmi, potrzeba było, aby Syn Boski stał się człowiekiem. "Albowiem jak z jednej strony niemożebną było rzeczą, żeby człowiek, który już raz został przeniewiercą i był odepchnięty z powodu swego nieposłuszeństwa, sam się odrodził i otrzymał chwałę zwycięstwa i tryumfu, tak znowu z drugiej strony było nie mniej trudnym, aby ten, który upadł w grzech, mógł otrzymać zbawienie. Syn, więc, który jest Słowem Boskim, zadosyć uczynił jednemu i drugiemu; wyszedł z łona swego Ojca odwiecznego, przyjął na się ciało, umarł na krzyżu, i w ten sposób dokonał dzieła naszego zbawienia" (75).

W wieku III św. Hipolit (76) tak mówi (77): "Wierzymy według podania Apostołów, że Bóg Słowo zstąpił z nieba w łono Najświętszej Maryi Panny, aby wcielić się w Niej, przyjmując ciało z duszą rozumną, czyniąc wszystko to, co czyni człowiek, wyjąwszy grzechu, aby zbawić Adama, który upadł, i obdarzyć nieśmiertelnością tych, którzy by wierzyli w Niego. W tych ostatnich czasach Bóg przysłał Słowo prawdy dla zbawienia ludzi. Prawo i prorocy przepowiadali, że Zbawiciel przyjdzie na ten świat, i jako było przepowiedziane: przyszedł, ukazał się, stał się człowiekiem w łonie Dziewicy za sprawą Ducha Świętego (78). Ma z nieba jako Słowo, wszystko to co jest z Ojca; a z ziemi jako wcielony z Panny, wszystko to co pochodzi od starego Adama. Bóg więc okazał się na tym świecie z ciałem, będąc człowiekiem doskonałym; gdyż stał się człowiekiem nie przypuszczalnie ani pozornie, lecz rzeczywiście i prawdziwie". Wobec powyższych słów, nie można jaśniej wyrazić się o Osobie Jezusa Chrystusa: jest On prawdziwym Bogiem mającym tęż samą istotę co Ojciec, i prawdziwym człowiekiem mającym tęż samą istotę co Adam. Nie zawiera w sobie dwóch różnych jednostek: jest to jedna i taż sama nierozdzielna jednostka, jeden i ten sam Chrystus, jedna i taż sama Osoba, która jest zarazem Bogiem i człowiekiem, mająca naturę Boską i ludzką.

Św. Cyryl Jerozolimski tak się wyraża: "Wierzymy, że Syn jednorodzony Boga zstąpił z nieba na ziemię z powodu naszych grzechów, przyjąwszy człowieczeństwo, które Go uczyniło podległym tym samym słabościom, jakich ludzie doświadczają; wierzymy, że narodził się z Panny Maryi za sprawą Ducha Świętego. Jezus Chrystus stał się synem Dawida w czasie, lecz był Synem Boga przed wiekami, i nie miał początku. Ma dwóch ojców: jednego Dawida według ciała, drugiego Boga Ojca według Bóstwa. Wierzymy w Jezusa Chrystusa, który przyszedł w ciele i stał się człowiekiem... Stał się tym, czym my jesteśmy, aby nas uczynić godnymi radowania się z Nim" (79).

Czy potrzeba jeszcze dłużej dowodzić wiary pierwotnego Kościoła w dogmat Wcielenia i Odkupienia? Przytoczone wyżej świadectwa dostarczają jawnych w tym względzie dowodów. Rzecz jasna, że Kościół jaką naukę wyznawał od początku, taką wyznaje i dzisiaj: nic nie dodał, nic nie ujął; powtarza w tej chwili to, co niegdyś mówił po wyjściu z Wieczernika. Kościół zawsze gromił piorunem przeklęctwa wszystkie herezje, jako nowości; tylko w miarę jak duch kłamstwa wszczynał herezje, które usiłowały psuć jakiś punkt starej wiary, Kościół wtedy ściśle starał się określić to w co wierzył, bez żadnej jednak zmiany i przekształcenia. Dogmatami ostatnimi czasy określonymi są: Nieomylność Papieża, czyli głowy Kościoła, w rzeczach wiary i obyczajów (80); Niepokalanie Poczęcie, o którym w następnym rozdziale traktować będziemy.

–––––––––––

Ze skarbnicy wiedzy teologicznej. Studium dogmatyczne na podstawie św. Tomasza, Doktora Anielskiego. Napisał Ks. J. D., Warszawa 1899, ss. 7-79.

Przypisy:
(1) II S. Petri I, 4.

(2) S. Thomae I. p., q. XXXII, a. 1.

(3) S. Thomas: An Christus fuerit natus tempore congruo? Sic, quia ipse elegit sibi tempus, Matrem et locum, et quia quae a Deo sunt, ordinata sunt.

(4) S. Bonavent. "Quoniam ergo libertas" etc. (Breviloq.).

(5) S. Iren. lib. III, c. IX, n. 3.

(6) S. Augus. Epis. X, 102, q. 2.

(7) S. Thomas: An debuerit ab initio mundi incarnari? Non, ut homo humiliaretur, et pro majestate venientis.

(8) Ibidem: An debuerit differri usque ad finem mundi? Non, quia non expediebat saluti humanae.

(9) Joan. I, 14.

(10) S. Thomas: An persona vel hypostasis Christi sit composita? Licet in se sit summe simplex, tamen, ut subsistit duabus naturis, duae erant rationes subsistendi, ergo persona erat composita, sed haec compositio non est per modum partium, sed per modum numeri, id est id, in quo duo conveniunt.

(11) Nauka o Trójcy Świętej obszerniej w dziełku: Świat i Człowiek.

(12) ...Perfectus Deus... Aequalis Patri secundum divinitatem.

(13) W dziełku: Świat i Człowiek.

(14) S. Thomas: An Christo sit attribuenda nativitas temporalis? Sic a Matre, sicut aeterna a Patre; et potest dici bis natus.

(15) "Sequentes sanctos Patres, unum eumdemque confiteri Filium et Dominum nostrum Jesum Christum consonanter omnes docemus, eumdem perfectum in deitate, et eumdem perfectum in humanitate, Deum verum, et hominem verum, eumdem ex anima rationali et corpore, consubstantialem Patri secundum deitatem, consubstantialem nobis eundem secundum humanitatem, per omnia nobis similem absque peccato". Act. VI.

(16) Isai. VII, 14.

(17) S. Thomas: An fuerit magis conveniens, quod Filius assumeret naturam humanam, quam alia persona? Sic, quia sapientia, et virtus quae ostenditur in Incarnatione, appropriatur Filio: Sunt et aliae congruentiae.

(18) S. Thomas contra Nestor. et Theodor. mopsuest. III p. q. II. a. 6, qui posuerunt aliam esse personam Filii Dei et filii hominis, quas sibi dicebant esse invicem unitas: 1-o Secundum inhabitationem, 2-o per unitatem affectus, 3-o Secundum operationem, 4-o S. dignitatem honoris, 5-o Secundum aequivocationem. Admiserunt proinde unionem tantum moralem inter Verbum et naturam humanam assumptam; unde Mariam non esse Dei-Genitricem, sed Χριστοτόκον.

(19) S. Thomas: An Filius Dei assumpserit personam humanam? Non, sed naturam in individuo, quod non est aliud a supposito increato praestantiori.

(20) S. Thomas: An persona divina assumpserit hominem? Proprie, non, quia homo dicit suppositum, quod est terminus, at quod assumitur praeintelligitur termino.

(21) Za Papieża św. Celestyna w r. 431.

(22) Akta Soboru Efeskiego: cz. I, rozdz. XXVI, tom 8. [Z uwagi na to, że tłumaczenie zamieszczone przez ks. Jana Domaszewicza było nieścisłe, powyżej przytoczono przekład anatematyzmów (z niewielkimi zmianami) za: Breviarium Fidei. Kodeks doktrynalnych wypowiedzi Kościoła. Poznań – Warszawa – Lublin [1964], ss. 268-270. – Przyp. red. Ultra montes].

(23) S. Thomas: An Christus secundum quod homo sit filius Dei adoptivus? Non, quia est natura filius, et non per participationem filiationis, sed naturaliter, quia filiatio tribuitur personae. (P. III, q. XXIII, a. 4).

(24) Cześć zwana z greckiego: cultus latriae.

(25) Concil. Constantinopolit. II.

(26) S. Thomas: An Verbum debuerit assumere verum corpus? Sic, secus falleret, nec assumpsisset naturam humanam, nec fuisset mortuus, nec vera salus inde secuta. An corpus terrenum? Sic, secus non esset vera natura humana, nec vera passio.

(27) Communicatio idiomatum.

(28) S. Thomas p. 3, q. XVI, a. 4: "Cum sit eadem hypostasis utriusque naturae, eadem hypostasis supponitur nomine utriusque naturae. Sive ergo dicatur homo, sive Deus, supponitur hypostasis divinae et humanae naturae. Et ideo de homine possunt dici ea, quae sunt divinae naturae, tanquam de hypostasi divinae naturae; et de Deo possunt dici ea, quae sunt humanae naturae, tanquam de hypostasi naturae humanae".

(29) S. Thomas: "Quamvis non distinguantur ea, quae praedicantur de Christo, distinguuntur tamen secundum id secundum quod utrumque praedicatur: nam ea quae sunt divinae naturae praedicantur de Christo secundum divinam naturam; ea autem quae sunt humanae naturae praedicantur de eo secundum humanam naturam". P. III, q. XVI, a. 4.

(30) Monoteletów, gałąź eutychianizmu czyli "jednowolców". Główna gałąź eutychian, zwanych acefalami, znaną jest pod nazwą "jakobitów".

(31) W 794 r. którego dekrety potwierdził Sobór Rzymski za Leona III w 799 r.

(32) O przymiotach Boga obszerniej w dziełku: Bóg Prawdziwy.

(33) S. Thomas: An assumpserit animam? Sic, secus in Christo non fuissent duae naturae, quia caro specificatur ab anima, quae non fuisset sanata. An anima unita corpori? Sic, est de fide, quia fuit animatus, et univoce homo.

(34) Św. Tomasza to wyrażenie wzięte z Arystotelesa.

(35) S. Thomas: An fuerit necessarium incarnari? Non simpliciter, quia potuit aliis viis, sed secundum quid, id est melius quantum ad fidem, spem, charitatem, ad operationem, ad communicationem sui, ad removenda mala etc. Purus homo non potuit satisfacere adaequate pro tota natura, quia peccatum erat infinitum respectu Dei, nisi ex acceptatione Dei, et reverentia in Deum, et Ejus majestas augetur.

(36) S. Thomas: An fuerit conveniens Deum incarnari? Sic, tum quia per Deum visibilem cognoscuntur attributa invisibilia Dei: ut Bonitas, Justitia, Sapientia; tum quia summa bonitas, id est Deus, convenit, ut communicetur naturae humanae, licet non conveniret naturae humanae uniri Deo, nec tamen Deus est mutatus. Et licet assumpserit malum poenae, non tamen malum culpae, quia Ei non convenit; est tamen Deus ubique, quia non clauditur carne.

(37) W ten sposób przebaczać: "Sic dimittere peccatum non est aliud, quam non punire, et quoniam recte ordinare peccatum sine satisfactione non est nisi punire, si non punitur, inordinatum dimittitur... Deum vero non decet aliquid in suo regno inordinatum dimittere" – c. XII s. Anselmi.

(38) S. Thomas: An si homo non peccasset, Deus fuisset incarnatus? Non, quia non fuisset morbus, ergo nec medicina et in Scriptura incarnatio semper attribuitur peccato, licet sine peccato potuisset incarnari, quia omnipotens. Adae fuit revelata incarnatio, et non causa incarnationis, et lapsus eius.

(39) Joan. III, 16; S. Thomas: An incarnatio sit principaliter ad delendum peccatum originale, vel actuale? Ad omnia, licet principaliter ad originale: quia est majus extensive: sed actuale est majus intensive, quia magis voluntarium.

(40) De Incarnatione Verbi, n. 15 (św. Atanazy).

(41) Joan. I, 14.

(42) I Timot. II, 5.

(43) Joan. XIV, 6.

(44) Imago Dei invisibilis.

(45) Conc. Trident. Sess. VI, can. 7.

(46) Izai. LIII, 5-6.

(47) Ibid. 7.

(48) Philip. II, 8.

(49) S. Thomas: Non absolute, nec ex causa cogente, sed ex suppositione, quia sic Deus praefinivit pro nostra salute et exaltatione Christi.

(50) Philip. II, 9-10.

(51) Kalwin i nie tak stanowczo janseniści.

(52) I Joan. II, 2. 29.

(53) S. Thomas: An Christo conveniat esse Sacerdotem? Sic, quia est sacra dans, et mediator inter Deum et populum.

(54) Hebr. IV, 14; V, 1-6; IX, 9-14.

(55) Conc. Trid. Sess. XXII, can. 2. S. Thomas: An totus Christus contineatur sub sacramento? Sic, est de fide, nam ex vi sacramenti est corpus, et sanguis, ossa, nervi etc. quia verba formae hoc faciunt; per concomitantiam sunt reliqua, quae realiter sunt conjuncta his, ut divinitas, anima Christi, et in triduo si Apostoli consecrassent non fuisset anima in sacramento, quia erat separata.

(56) Joan. I, 14; I, 9.

(57) An Christus omnia publice debuerit docere, respondet s. Thomas: Sic, sed in parabolis, ut caperent, nec imperfectis omnia dicenda. Non scripto, quia imprimebat loquendo, ut potestatem habens. An Judaeos et non Gentes? Sic, quia promissus illis, et ad Gentes per suos.

(58) Deuter. XVIII, 15.

(59) Coloss. II, 10.

(60) P. III, q. VIII, art. 4.

(61) Matth. IV, 11.

(62) Luc. II, 29.

(63) Luc. II, 47.

(64) Joan. VIII, 12; XIV, 6.

(65) Joan. XIV, 1-4; V, 13-23.

(66) Math. XXVI; Marc. XIV; Luc. XXII.

(67) Joan. XI, 33-36.

(68) Joan. I, 14; Galat. IV, 4-5.

(69) Ad Roman. V, 8. 9.

(70) C. VII.

(71) Ad Polycarp. c. III.

(72) Ad Smyrn. c. I.

(73) Iren., Advers. haeres. lib. I, c. X, § 4.

(74) Lib. III, c. XVIII, § 17.

(75) Lib. III, c. XVIII, § 2.

(76) Biskup i Męczennik.

(77) Contra Noet., Nr. XVII.

(78) S. Thomas: An Christus sit natus sine dolore Matris? Sic, imo cum iucunditate.

(79) Catech. IV, XI, XII.

(80) Dum loquitur ex cathedra.

( PDF )

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXVI, Kraków 2016
Powrót do spisu treści dzieła ks. Jana Domaszewicza pt.

ZE SKARBNICY WIEDZY TEOLOGICZNEJ
.
CHWAŁA BOGU W TRÓJCY ŚWIĘTEJ JEDYNEMU
2. Niepokalana Dziewica Maryja Współ-Odkupicielka rodzaju ludzkiego.
(Mariologia)

W dalszym ciągu traktatu o odkupieniu nas przez Jezusa Chrystusa i Wcieleniu Syna Bożego mówić będziemy o Niepokalanej Maryi (1), która jako Matka jest nieoddzielną od Syna, i Współ-Odkupicielką rodzaju ludzkiego. Owóż, Kościół uczy, że Maryja porodziwszy Jezusa Chrystusa stała się rzeczywiście Matką Słowa …Więcej
2. Niepokalana Dziewica Maryja Współ-Odkupicielka rodzaju ludzkiego.

(Mariologia)


W dalszym ciągu traktatu o odkupieniu nas przez Jezusa Chrystusa i Wcieleniu Syna Bożego mówić będziemy o Niepokalanej Maryi (1), która jako Matka jest nieoddzielną od Syna, i Współ-Odkupicielką rodzaju ludzkiego. Owóż, Kościół uczy, że Maryja porodziwszy Jezusa Chrystusa stała się rzeczywiście Matką Słowa wcielonego, Syna Bożego, który stał się człowiekiem, a przeto może i powinna być nazywaną Matką Boską. O macierzyństwie Boskim Maryi (2), tym głównym punkcie w dziele Odkupienia, mówiliśmy wyżej, tj. że tę naukę określił jako dogmat Sobór powszechny Efeski przeciwko Nestoriuszowi. Dalej, mówiliśmy także, że w Jezusie Chrystusie jest jedna tylko osoba Boska Słowa; Maryja porodziwszy Go według ciała, stała się Matką osoby Boga-Człowieka: stała się Matką nie tylko człowieka, ale i Boga! Macierzyństwo Boskie Maryi jest następstwem nieuniknionym połączenia hipostatycznego Słowa z naturą ludzką w Jezusie Chrystusie. Teraz rozważmy, że obok macierzyństwa Boskiego, Maryja była zawsze dziewicą.

Niepokalanie poczęta Maryja była dziewicą przed, dziewicą w czasie, i dziewicą po narodzeniu swego Syna Bożego. Że nic nie zaćmiło blasku Jej chwalebnego i niezrównanego dziewictwa, mamy naukę wyraźną z wiadomej powszechnie rozmowy z posłańcem Bożym Archaniołem Gabrielem w tajemnicy Zwiastowania (3). Owóż, Bóg za pośrednictwem Anioła przedstawia Maryi, aby połączyła się z Jego ojcostwem przez poczęcie i porodzenie według natury ludzkiej tego samego Syna, którego On poczyna i rodzi od wieków w swym własnym łonie. Maryja przyjmuje to pod tym warunkiem, aby Jej dziewictwo pozostało nietkniętym i nieskalanym: Nie znam męża, powiada, i nie chcę go znać nigdy, a jakoż mogłabym porodzić owego Syna, którego mi zwiastujesz i przepowiadasz? Tu jasnym jest postanowienie zachowania ślubu dziewictwa i to, że inaczej nie zgodziłaby się nawet na tę godność tak wielką, niezrównaną, Macierzyństwa Boskiego. Tedy rzekł posłaniec Niebieski do Maryi: Ten Syn, którego Ci zwiastuję, narodzi się bez współudziału męża, On nie będzie synem ziemskim, ale Synem Boga, a Duch Święty zaćmi Tobie. Tedy Maryja upewniona, że Jej dziewictwo pozostanie nienaruszonym, wyrzekła te wiekopomne słowa, które zrodziły nam Jezusa Chrystusa, Zbawiciela i Odkupiciela: "Oto ja służebnica Pańska, niechaj mi się stanie według słowa twego" (4). A jakkolwiek Najświętsza Maryja była wprawdzie zaślubiona św. Józefowi, to żyli oboje w dziewictwie poślubionym Bogu na zawsze. Pokorna Maryja nic nie mówiła swemu Oblubieńcowi o pozdrowieniu i obietnicach posłańca Bożego, a gdy św. Józef widział Ją w odmiennym stanie potem, to chciał Ją potajemnie opuścić. A gdy tak myślał, oto Anioł Pański ukazał się mu we śnie mówiąc: "Józefie synu Dawidów, nie bój się przyjąć Maryi małżonki twej: albowiem co się w Niej urodziło, jest z Ducha Świętego" (5). Właściwym było, aby głos niebieski oświecił wprost tego świętego męża o mającej się dokonać wielkiej tajemnicy: św. Józef zrozumiał go zaraz, i od tej chwili stał się stróżem nieodstępnym Maryi Dziewicy, oczekując tej błogosławionej godziny narodzenia Odkupiciela świata, który miał być poruczony jego pieczy na ziemi.

Porodzenie (6) Boga-Człowieka (7) nie skalało bynajmniej dziewictwa Jego Matki Maryi, ale takowe uświęciło, a Pan Jezus był jedynym synem Maryi: uszy chrześcijańskie nie zniosłyby innego przypuszczenia, które Orygenes nazwał wielkim szaleństwem, a św. Ambroży świętokradztwem. Pod tym względem zgadzają się jednogłośnie wszyscy Doktorowie: greccy i łacińscy, wschodni i zachodni. Dlatego jeszcze w końcu IV wieku pewien bluźnierca Helwidiusz, który śmiał odrzucać wieczne dziewictwo Najświętszej Maryi, wywołał powszechne oburzenie. Jednocześnie broniąc wiecznego dziewictwa Najświętszej Maryi i zbijając zarzuty, św. Hieronim, Doktor Kościoła, znakomicie odparł wszelkie zarzuty bezbożne Helwidiusza (8), który nie znalazł sobie wcale posłuchania w społeczeństwie chrześcijańskim. Sami nawet Reformatorowie XVI w., którzy w tylu punktach odstąpili od prawdziwej wiary, uszanowali jednak dogmat wiecznego dziewictwa Maryi. Dziś wielu zwolenników protestantyzmu nie wierzy w dziewictwo Niepokalanej Maryi, przestali być chrześcijanami, a to dlatego, że wyznają bezbożny racjonalizm, który odrzuca z pogardą wszystko, co nosi charakter cudowny i nadprzyrodzony. Nie zachodzi potrzeba zbijania tych nieprzyjaciół Niepokalanej Maryi, których brednie są wstrętne, bluźniercze. Lecz, rozwiążmy tylko w krótkości pozorne trudności, jakie opierają się na niektórych tekstach Ewangelii (9). Tak, nieraz wzmianka w Ewangelii o braciach Jezusa, skąd Helwidiusz i wielu z protestantów zawnioskowali bezbożnie, nie rozumiejąc czyli raczej nie chcąc dobrze zrozumieć znaczenia słów Pisma św., że jakoby Najświętsza Maryja miała jeszcze inne dzieci. Owóż, kto czytał Biblię ten wie, że wyraz "bracia" dosyć często używany, oznacza nie tylko dzieci tych samych rodziców, lecz w ogóle rodzeństwo, a mianowicie bliższych krewnych. Stąd, wszyscy członkowie tej samej familii byli braćmi między sobą, chociaż zostawali w dalszych stopniach pokrewieństwa. W ten sposób wyraz "brat" nie tylko oznaczał osobę pochodzącą od jednego ojca i jednej matki, lecz w ogóle oznaczał rodzeństwo i krewnych: stryj był bratem swego synowca, siostrzankowie nazywali się braćmi, mąż nazywał siostrą swoją żonę, gdy była jego krewną. Kiedy Mojżesz określił wyrazy "brat i siostra" i brał je w rzeczywistym znaczeniu, to zwykł był dodawać: syn ojca swego... córka swej matki. Ten zwyczaj nazywania "braćmi" wszystkich bliskich krewnych, jako sięgający najdawniejszych czasów, był używanym i później, ponieważ, będąc przyjętym przez prawo i religię, zrósł się z obyczajami i był używanym w praktyce za czasów pobytu na ziemi Pana Jezusa.

Wreszcie, fakt udowodniony, że osoby nazywane w Ewangelii "braćmi" ówczesnym zwyczajem w pokrewieństwie, nie byli wcale rodzonymi braćmi Jezusa, ale stryjecznymi i ciotecznymi. Tak, cztery osoby nazwane są w Ewangelii (10) "braćmi Jezusa": św. Jakub (11), Józef, Szymon i Juda; lecz, Ewangeliści wspominają o ojcu i matce każdej z tych osób. Owóż, ojciec św. Jakuba (12) nazywa się Alfeusz albo Kleofas, a matka jego Maria (13), która była siostrą Niepokalanej Maryi, a stąd św. Jakub był tylko bratem ciotecznym. Toż samo stwierdza się o Józefie, Szymonie, Judzie, których nazywają braćmi Chrystusa Pana (14). A tak, zarzut Helwidiusza i jego naśladowców, jako oparty jedynie tylko na tym wyrażeniu Pisma św. "bracia Jezusa" nie wytrzymuje krytyki i jest bluźnierstwem strasznym przeciwko odwiecznemu dziewictwu Najświętszej Maryi (15).

Nie można nawet, bez popełnienia grzechu ciężkiego, przypuścić, aby Ta, którą Bóg Ojciec przedwieczny obrał za Matkę Syna swojego, mogła czymś zaćmić blask swego panieństwa. Stąd, Kościół św. wierzy i wyznaje, że Najświętsza Dziewica Maryja nie skalała swej duszy nigdy żadnym grzechem uczynkowym, nawet powszednim: "Ktobykolwiek twierdził, że człowiek raz usprawiedliwiony nie może już grzeszyć, ani też łaski utracić... albo że może przez całe swe życie unikać nawet grzechów powszednich, bez szczególnej na to łaski Boskiej, jaką Bóg obdarzył Najświętszą Pannę według nauki Kościoła, niech będzie przeklęty" (16).

Szczyt przywilejów, jakimi Bóg obdarzył Maryję: że była wolną od zmazy grzechu pierworodnego; od tej zmazy, którą wszyscy potomkowie upadłego Adama zaciągają w tym samym źródle, w którym czerpią życie. Ta prawda zawarta od początku w Objawieniu Boskim, została uroczyście przez Kościół określona jako dogmat. Określenie dogmatu Niepokalanego Poczęcia Maryi brzmi następująco: "Złożywszy u stóp Boga Ojca przez Syna w pokorze, nasze własne i publiczne modły Kościoła, aby raczył mocą Ducha Świętego kierować i rządzić naszym umysłem; wezwawszy o pomoc całego dworu niebieskiego i wezwawszy z westchnieniami Świętego Ducha Pocieszyciela; a tym sposobem za Jego Boskim natchnieniem, dla chwały Świętej i Nierozdzielnej Trójcy, dla czci i ozdoby Dziewicy Maryi Matki Boga, dla podwyższenia wiary katolickiej i wzrostu religii chrześcijańskiej, powagą Pana naszego Jezusa Chrystusa, błogosławionych Apostołów Piotra i Pawła, oraz powagą naszą, oświadczamy, stanowimy i określamy, że nauka która utrzymuje, że Najświętsza Panna Maryja, w pierwszej chwili swego poczęcia, była, przez łaskę szczególną Boga wszechmogącego, na mocy zasług Jezusa Chrystusa, Zbawcy rodzaju ludzkiego, wolną i wyjętą od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego, jest objawioną przez Boga, a następnie, że wszyscy wierni powinni w nią mocno i niezachwianie wierzyć. Ktobykolwiek przeto inaczej myślał od tej chwili, czego Boże uchowaj, niechaj wie, że potępia się sam własnym sądem, naraża swą wiarę i zrywa z jednością Kościoła; niechaj wie, że tym samym podlegnie karom kościelnym, jeżeliby śmiał swą myśl przeciwną określeniu Kościoła objawić na zewnątrz w jakikolwiek sposób czy to słowem, czy to pismem" (17). A tak, Najświętsza Panna Maryja była wyjęta i wolna od grzechu pierworodnego na mocy zasług Jezusa Chrystusa, który jest Odkupicielem Maryi w wyższy sposób, jako też i Zbawicielem nas wszystkich.

Niepodobnym jest przytoczyć, rozebrać i objaśnić świadectwa wszystkich wieków chrześcijańskich o Niepokalanym Poczęciu Maryi. Ograniczymy się na przytoczeniu niektórych poważniejszych i na zrobieniu kilku uwag rozjaśniających, aby pokazać, jak próżne są wszelkie zarzuty w tym względzie niedowiarków.

Owóż, zanim Kościół określił jako dogmat naukę Niepokalanego Poczęcia Maryi uroczyście, już w nią wierzyli wszyscy Biskupi chrześcijańscy, duchowieństwo tak świeckie jak i zakonne i wszyscy wierni. Stąd, przede wszystkim każdego uderzyć musi ta dziwna jednozgodność, z jaką Biskupi całego świata katolickiego oświadczyli się za nauką Niepokalanego Poczęcia Maryi. Jeżeli wszystkie Kościoły z pięciu części świata jednomyślnie na tę naukę zgodziły się w XIX wieku, to należy przypuszczać, że ją odbierały przez podanie; że lud wierny tę naukę przekazywał od jednego pokolenia do drugiego, począwszy od czasów Apostolskich, aż do naszych; że jej nauczali od najdawniejszych czasów kapłani, i ślady tej nauki znajdujemy w pobożnych instytucjach naszych Ojców i w pismach Doktorów starożytnych.

Ustanawianie święta na cześć Niepokalanego Poczęcia Maryi wielu poważnych pisarzy odnosi do V wieku; pewnym jest, że za czasów Andrzeja z Krety w drugiej połowie VII wieku to święto już istniało i nie nazywano go żadną nowością. Andrzej z Krety w jednej z homilij o narodzeniu Najświętszej Panny Maryi tak mówi o Jej poczęciu: "Wszyscy w sobie mamy zarodek złego; Ona sama jest tylko nieskazitelną i czystą, z Niej utworzył się chleb, który winien odrodzić cały rodzaj ludzki. Odkupiciel rodzaju naszego, chcąc nas odrodzić po pierwszym narodzeniu, jak do utworzenia Adama użył mułu z ziemi jeszcze dziewiczej i nietkniętej, tak samo też dokonywając swego Wcielenia, wybrał od całej natury odmienną ziemię, a jeżeli można tak się wyrazić, wybrał dziewicę czystą i zupełnie nieskalaną, aby w ten sposób nas odrodzić i przekształcić przez Nią" (18). Objąwszy stolicę Konstantynopolitańską Patriarcha Proklus (19) jeszcze w 434 roku, odzywa się ciągle ten święty Biskup o Maryi, że Matka Zbawiciela była zachowaną tak od grzechu pierworodnego, jak również wolną była zawsze od grzechu osobistego. Nazywa Maryję runem nieskalanym, zawieszonym w powietrzu świata, rajem obfitującym w różne rośliny niepodlegające zniszczeniu, w którym jest umieszczone drzewo życia, obdarzające każdego owocem nieśmiertelności; kulą niebieską nowego stworzenia, na której słońce przyświecające sprawiedliwością, usuwa bezustannie z każdej duszy noc grzechu: to wszystko dowodzi, że była wyjętą zawsze od wszelkiej zmazy grzechowej. W VIII w. to opiewa św. Jan Damasceński (20).

Współczesny Proklusowi słynny Biskup z Ancyry Teodot, porównywając Najświętszą Pannę Maryję z Ewą, mówi, że chociaż Maryja należy do płci żeńskiej, pomimo tego jest daleką od wszelkiej nieprawości niewieściej: nazywa Ją dziewicą, niewinną, bez zmazy, wolną od wszelkiego grzechu, bez skażenia, nietkniętą, świętą duchem i ciałem, rosnącą jak lilia wśród cierni, nie znającą grzechów Ewy, poświęconą Bogu jeszcze przed swym urodzeniem (21). Porównanie Najświętszej Panny Maryi z rajem ziemskim i z ziemią nieskalaną napotkać można często w pismach dawnych Doktorów, co nic innego nie może oznaczać, jak wyjęcie Maryi od wszelkiej zmazy, wszelkiego skażenia i grzechu: (22), czyli oznacza Niepokalane Poczęcie Maryi.

W IX wieku spotykamy to święto w Neapolu, powiada uczony Guéranger, w sławnym kalendarzu Kościoła wyrytym na marmurze w tej epoce, pod datą 9 grudnia. Historycy angielscy i francuscy zwykle nazywają tę uroczystość świętem Normandów. W r. 1070 – 1072 Arcybiskup Jan de Bayeux zaprowadził tę uroczystość w swym kościele w Rouen i utworzył zebranie, czyli "Akademię Niepokalanego poczęcia Maryi", jak powiada w swym dziele uczony Malou (23). W XII wieku św. Bernard, Doktor Miodopłynny wyraźnie mówi o uroczystości Niepokalanego Poczęcia do kanoników katedry Lugduńskiej.

W XIII wieku, św. Tomasza przyjaciel św. Bonawentura zaprowadził w zakonie Ojców Franciszkanów uroczystość Niepokalanego Poczęcia Maryi. W XIV wieku z wielką gorliwością i powodzeniem bronił tego wielkiego przywileju Matki Boga wielki Doktor, czyli najuczeńszy swego wieku, Duns Szkot. Fakt uroczystości obchodzonej na cześć Poczęcia Maryi świadczy dostatecznie o wierze w czystość i świętość Tego Poczęcia. Doktor Anielski słusznie powiada (24), że święto w Kościele obchodzi się tylko na cześć jakiegoś Świętego: utrzymywać przeciwnie byłoby absurdem, a wszędzie wierzono zawsze w obchodzonej uroczystości o nieskazitelności i świętości, w wyjęcie od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego.

W XVI wieku Sobór Trydencki, sformułowawszy i określiwszy przeciwko Reformatorom naukę katolicką o grzechu pierworodnym, wyraźnie oświadcza, iż nie ma zamiaru postanowienia o grzechu pierworodnym stosować do Najświętszej Panny Maryi, lecz nadmienił, że w tym względzie należy stosować się do Konstytucji Papieża Sykstusa IV, którą Sobór odnawia pod karami w niej zawartymi. Roku 1476 w Konstytucji Sykstusa IV wyszłej w formie Bulli (25), Papież podnosi uroczystość Niepokalanego Poczęcia, nadając odpust w tym dniu słuchającym Mszy św. i odmawiającym godziny kanoniczne, jak Papieże Urban IV i Marcin V w dniu Bożego Ciała.

Nauka o Niepokalanym Poczęciu Maryi zawsze istniała w Kościele, który zostając pod opieką Ducha Świętego nie wprowadza żadnych nowości: wierzy dzisiaj w to, w co wierzył zawsze. Tylko Kościół, opierając się na powadze swego sądu, nauczania, gorliwości, nauki i przedziwnej mądrości, coraz więcej ją wyjaśniał, określał, potwierdzał; lecz, zawsze uważał ją jako pochodzącą od starożytnych Ojców i mającą cechy nauki objawionej. Wierny stróż i obrońca prawd pieczy jego powierzonych, nigdy nic nie zmienia, nic nie ujmuje i nic nie dodaje. Lecz, czuwając nad najdawniejszą nauką, zbiera starannie wszystko, co starożytność do niej dodała i co wiara Ojców w niej zasiała. Stara się zakład powierzonej nauki (depozyt wiary świętej) rozwijać, formułować, doskonalić, aby w ten sposób starożytne dogmaty Boskiej nauki więcej się rozjaśniły, zachowując jednak swą całość i swój właściwy charakter. Słowem, aby się rozwinęły nie zmieniając natury, tj. aby zawierały w sobie tęż samą prawdę, zachowały toż samo znaczenie i tęż samą myśl. Takim był przebieg dogmatu Niepokalanego Poczęcia Maryi; ta nauka złożona w Kościele i jakby w zarodku ukryta, lecz żyjąca w podaniu Boskim, rosła powoli i rozwijała się, aż dosięgła zupełnego rozwoju i dojrzałości: dał się słyszeć głos Namiestnika Apostolskiego ze Stolicy Piotrowej ogłaszający jako dogmat naukę o Niepokalanym Poczęciu Maryi Dziewicy. Jeżeli Prorok Jeremiasz i św. Jan Chrzciciel na czas pewien przed swym urodzeniem byli uświęceni w łonie matki swej, to czemuż Najświętsza Panna Maryja nie miała być wolną od grzechu pierworodnego w pierwszej chwili swego Poczęcia przez łaskę szczególną Boga wszechmocnego na mocy zasług Jezusa Chrystusa, Boskiego Syna swojego? Dziewicze łono Maryi, ten przybytek Boga żywego, w którym Bóg, jak w Kościele zamieszkał w sposób cudowny; Ta, która porodziła Syna Bożego, a którą Ojcowie święci nazywają pałacem Boga, jakoż mogła choćby na chwilę być pod władzą grzechu, którego Bóg tak nienawidzi, a który podaje człowieka pod moc szatana. Jakoż Matka Boga (26), który przyszedł przez Nią na świat tj. narodził się, aby skruszyć moc szatana i ludzi odkupić od jego niewoli z racji rodzenia się w grzechu pierworodnym, mogła być pod władzą szatana i nie być wolną od grzechu pierworodnego w pierwszej chwili swego Poczęcia? Jakoż ten przybytek Boga żywego miał być choć na chwilę splamiony grzechem? Czyli: jakoż mogła nie być ze względu na nieskończoną świętość Boga Niepokalanie poczętą Maryja? W Niepokalanym Poczęciu Maryi, Matki od wieków wybranej Syna Bożego, spełniło się to, co Bóg ongi rzekł do węża piekielnego: "Położę nieprzyjaźń między tobą, a między niewiastą: i między nasieniem twym, a nasieniem Jej: Ona zetrze głowę twoją" (27). Gdy pierwsza nasza matka Ewa przyniosła przeklęctwo i śmierć przez grzech uczyniony i od pierwszych naszych rodziców zwany pierworodnym, to Najświętszą Pannę Maryję Archanioł Gabriel w imieniu Boga zowie "Błogosławioną między niewiastami", która skruszyła władzę szatana i stała się Współ-Odkupicielką rodzaju ludzkiego (28). Jeżeli św. Bernard i św. Tomasz zdawali się sprzeciwiać pozornie dogmatowi Niepokalanego Poczęcia, który za ich czasów nie był określonym jako dogmat, to wyjaśnić pokrótce należy: pierwszy czynił wyrzut Kanonikom Lugduńskim o wprowadzenie tego święta bez aprobaty Stolicy Apostolskiej; drugi zaś miał na myśli nie sam grzech pierworodny, od którego Najświętsza Panna Maryja była wolną od pierwszej chwili swego poczęcia, lecz obowiązek zaciągnięcia go, a w gruncie sprzyjał dogmatowi (29): cokolwiek ma stosunek z Bogiem, świętym i od wszelkiej zmazy dalekim być powinno. Mówiliśmy o macierzyństwie Boskiem Maryi, że jest pełną łaski, o wiecznym dziewictwie, o Niepokalanym Poczęciu Maryi, że jest Współ-Odkupicielką rodzaju ludzkiego. Jest także dogmatem wiary, że Niepokalana Maryja (wraz) po swej śmierci, czyli raczej uśpieniu wziętą została do Nieba nie tylko z duszą, lecz i podług ciała. Stwierdza to podaniowa wiara wiernych katolików i święto "Wniebowzięcia" przez Kościół św. ustanowione: jeszcze w VI wieku mówi o tym Grzegorz Turoneński (30), w VII Ildefons Toledański (31), za tym Andrzej z Krety i inni, tak że uczony Suarez woła, że największego nierozsądku winnym uważany byłby ten, kto by przeczył tej nauce (32).

Stanowisko, jakie nieskończona dobroć Boga raczyła zakreślić Maryi w dziele Odkupienia stanowi przedmiot niewyczerpany. Jakże jest wielką godność duszy, której Niepokalana Maryja jest Współ-Odkupicielką i Matką, tj. nas wszystkich, w sprawie uświęcenia i zbawienia. Wstąpmy na Kalwarię tylko, a tam poznamy czym jest dla nas Maryja. Tak, Jezus Chrystus przybity do krzyża, zawieszony między niebem i ziemią dokonywa przez swoją śmierć dzieło Odkupienia świata. Widząc u stóp krzyża swą Matkę a obok Niej ucznia ukochanego mówi do Maryi: "Niewiasto, oto syn Twój"; a do ucznia: "Oto matka twoja" (33), a tym uczniem był św. Jan Ewangelista. Te wiekopomne słowa stanowią część testamentu Jezusa Chrystusa i ukazują nam w Maryi nie tylko matkę ukochanego ucznia, lecz matkę wszystkich chrześcijan: tak pojmowali powyższe słowa wszyscy Ojcowie Kościoła, tj. że Jan św. przedstawia wszystkich chrześcijan. Zatem, Jezus (34) nazywając Maryję niewiastą, występował w charakterze publicznym Odkupiciela ludzi, a nie w charakterze prywatnym Syna Maryi: musiał użyć takiego wyrażenia, które by oznaczało stosunki ogólne z ludźmi, a nie stosunki Jego szczególne z Maryją. A więc, nie mógł właściwiej Ją nazwać, jak niewiastą, przez co dał do zrozumienia, iż w tej chwili zapomina, że jest synem Maryi, ale że głównie ma na względzie ludzi, których jest Odkupicielem, i że Maryja była współsprawczynią tego dzieła odrodzenia, czyli Współ-Odkupicielką rodzaju ludzkiego. W tym, właśnie, znaczeniu wszystkich ludzi nazywa dziećmi Maryi, a Ją Matką wszystkich ludzi. Słusznie należy się Maryi tytuł matki ludzi na mocy tego udziału, jaki przyjęła w dziele Odkupienia. Bo, i dlaczegoż Syn Boga wcielił się w łonie Niepokalanej Dziewicy? dlaczego umarł na górze Kalwarii? (35). Dla podniesienia upadłego człowieka, dla pogodzenia go z Niebem i aby mu wysłużyć tytuł przybranego syna Ojca Niebieskiego. Zawdzięczając Wcieleniu, my możemy nazywać Boga słodkim imieniem Ojca, które to słowo Jezus Chrystus sam raczył włożyć w usta nasze. Syn prawdziwy Boga przyszedł, aby nas odrodzić i połączyć z chwałą swego Boskiego synostwa: ten ukochany Zbawiciel pokonawszy śmierć, przez którą dał nam życie i uczynił nas współuczestnikami swego Boskiego synostwa, nazywa swych uczniów już nie tylko przyjaciółmi, ale swymi braćmi. O chrześcijaninie katoliku, poznaj godność twej duszy! Ty już nie jesteś nędznym synem Adama i nieszczęśliwym bratem dzieci jego: jesteś przybranym synem Najwyższego i bratem Jezusa Chrystusa, którego Ojciec Niebieski jest twoim Ojcem i Bogiem twoim. A tak, zostałeś członkiem familii Boskiej, do której cię wprowadził przez Krew swoją Jednorodzony Syn Boga i jest On tylko starszym bratem twoim. Teraz, gdy już wstąpił do swego Ojca, który jest razem i twoim, w Niebie przygotowuje ci miejsce w łonie tej familii, do której zostałeś wezwany, abyś się cieszył szczęściem trwałym na wieki, szczęściem niewypowiedzianym w chwale Trójcy Świętej.

Te są owoce Odkupienia (36); oto dlaczego Syn Boga przyjął ciało w łonie Niepokalanej Dziewicy. On przyszedł na świat, aby nas uczynić dziećmi Boga i swymi braćmi przysposobionymi. Tak wielka godność duszy naszej! Jeżeli przez Odkupienie staliśmy się dziećmi Boga i braćmi Jezusa Chrystusa, to jesteśmy również dziećmi Tej, z którą Bóg się przez Wcielenie połączył, aby Ją uczynić Współ-Odkupicielką, a która jest Oblubienicą Ducha Świętego. Przybrani bracia Odkupiciela, jesteśmy przybranymi dziećmi Jego Matki i Jego Ojca: Maryja odrodziła nas na Kalwarii u stóp krzyża swego Syna z ofiarą którego połączyła się, a którego znowu Krew odrodziła nas w Bogu, udzielając nam życie Boskie. Przeto, do każdego z nas w osobie ukochanego ucznia Jana św., Jezus Chrystus umierający mówi, ukazując na Maryję: "Oto matka twoja".

Niepokalana Maryja poczęła i porodziła Syna Bożego bez boleści, lecz nas swe dzieci poczęła i porodziła w boleściach niewypowiedzianych na górze Kalwarii i stała się Matką ludzi za cenę najboleśniejszych cierpień. Słowo, łącząc się z naszą naturą i umierając dla naszego Odkupienia (37), stało się prawdziwym źródłem odrodzonej ludzkości: Pismo św. i Ojcowie nazywają Go słusznie drugim Adamem; On jest pniem nowego odrodzenia i to czyni na cześć swego Ojca Niebieskiego. Maryja ze swej strony zajęła miejsce naszej pierwszej matki, a słusznie nazywają Ją wszyscy drugą Ewą: łącząc się z ofiarą swego Syna Boskiego naprawiła u stóp drzewa na górze Kalwarii straszne spustoszenie przez pierwszą Ewę u stóp drzewa raju ziemskiego. Pierwszej matki imię Ewa oznacza matkę wszystkich żyjących, lecz właściwiej to imię odpowiada Maryi: Ona jedna tylko jest Matką wszystkich prawdziwie, tj. co do duszy, żyjących; wszystkich tych, co czerpać będą we Krwi Boskiej nowego Adama życie duchowe i Niebieskie, jakie tylko samo jest życiem w całym znaczeniu tego słowa. Na Kalwarii Jezus Chrystus umiera, spełniając wyrok na Adama wydany, a Maryja rodzi w boleściach, spełniając wyrok wydany na Ewę. Ten prawdziwy Adam (38) zwraca się ku prawdziwej Ewie-matce, od której wszyscy biorą prawdziwe życie, ukazując na św. Jana przedstawiciela wszystkich ludzi: "Niewiasto! oto syn Twój". Jakby chciał powiedzieć do Maryi: Niewiasto, oto Twe dziatki, które żyją życiem łaski, tj. również są nieskalanymi, świętymi, wiernymi, jak Apostoł dziewiczy. Dalej: Rozdzierające ciało moje gwoździe przeszywają również Twe serce, Twa dusza podziela cierpienia mego ciała; przez Twój głęboki smutek dzieliłaś ze mną moje dolegliwości i kary, podziel też ze mną teraz zasługę i nagrodę; dziatki odbierające narodzenie ode mnie, odbierają go również i od Ciebie; one są zarówno moimi jak i Twoimi, Ty je zrodziłaś przez boleść pod krzyżem, a ja przez rany i krew moją; ja ich Odkupicielem, a Ty jesteś Matką. Boski nasz Zbawiciel w zasadzie (de jure) jest głową i naprawcą wszystkich ludzi, ponieważ umarł za wszystkich; faktycznie (de facto), jest szczególniej głową tych, którzy rzeczywiście zostali odrodzeni przez Jego krew, i stali się w ten sposób dziećmi Bożymi. Tak samo należy powiedzieć o Maryi, gdyż Jej los był zawsze zespolony z losem Boskiego Odkupiciela (39) rodzaju ludzkiego.

A tak, Maryja prawdziwa Matka nas wszystkich, pełna czułej miłości dla ludzi, spełnia posłannictwo Pośredniczki na korzyść nieszczęśliwych grzeszników, dla których Jezus Chrystus ze swej strony stał się Pośrednikiem u swego Ojca w Niebie. Przedziwna i porywająca harmonia: ludzie buntują się przeciwko Bogu i zaciągają dług względem Jego sprawiedliwości, którego nie są w stanie spłacić; pogrążeni w przepaści materializmu odwracają się od Boga prawdziwego, tj. duchowego i niewidzialnego, a oddają cześć bożkom widzialnym, zmysłowym. Jednak, Bóg nieskończenie dobry okazuje litość nad nieszczęśliwym rodzajem ludzkim i chce pomimo złości ich podźwignąć z tego niewypowiedzianego poniżenia. Owóż, posyła swego Syna, który się łączy hipostatycznie z ich naturą w tajemnicy Wcielenia, staje się człowiekiem, umiera za nich wszystkich i spłaca ofiarą nieskończonej wartości dług, jakiego wymagała najwyższa sprawiedliwość. W tym samym czasie ten Syn Boga, ukazując się pod formą widzialną, uprzystępnia się dla człowieka, staje się Pośrednikiem i podnosi go do Boga niewidzialnego. Zbawiciel (40) przyjąwszy na się ciało ludzkie stał się drogą, przez którą ludzie zmaterializowani przychodzą do Boga czysto duchowego, który powinien być czczony w duchu i prawdzie: idzie się do Ojca tylko przez Syna i to Syna wcielonego. Lecz, nie tu jeszcze koniec względów Boga dla ludzi: nieskończona dobroć Boga daje nam prócz Boskiego Pośrednika, jeszcze ludzką Pośredniczkę, która jako uosobiona miłość i dobroć, będąc tej samej natury z nami, jest istotą uprzywilejowaną, w której ręce Bóg złożył skarby łaski i miłosierdzia. Niepokalana Maryja podaje nam rękę, aby nas zaprowadzić do Syna a przezeń do Ojca: czy Bóg mógł pokazać się względniejszym dla nas i czy można wyobrazić coś bardziej tkliwego nad miłość, jaką znajdujemy w dziele Odkupienia?

I tak, czymże jest Maryja dla nas, dla duszy naszej? Niepokalana Maryja jest Królową i Matką naszą, ponieważ wyniesioną została do godności macierzyństwa Króla królów; słusznie, przeto, Kościół św. czci Ją pod wezwaniem Królowej. Na pociechę naszą Maryja jest Królową pełną słodyczy i łaskawości, najpochopniejszą do udzielania dobrodziejstw dla nas grzeszników, nędznych przed Bogiem (41). Dlatego Kościół pozwala nam nazywać Ją Królową Miłosierdzia, której jedynym zadaniem jest litować się nad grzesznikami i przebaczać, byleby chcieli poprawić się. Gdy panowanie Stwórcy zawisło na sprawiedliwości i miłosierdziu, takowe Bóg rozdzielił: sobie pozostawił władzę sprawiedliwości, a Matce swojej odstąpił władzę miłosierdzia, stanowiąc, aby wszelkie łaski udzielane ludziom przechodziły przez ręce Maryi i szafowane były według Jej woli. Stwierdza tę prawdę św. Tomasz w swej przedmowie do listów kanonicznych, gdzie pisze, że gdy Najświętsza Panna Maryja poczęła i wydała na świat Syna Bożego, otrzymała od Boga połowę władzy panowania tak, że sama stała się Królową miłosierdzia w państwie, w którym Jezus Chrystus jest Królem sprawiedliwości. Ojciec przedwieczny zdał na Syna obowiązek sądzenia i karania, na Matkę litowania się i wspierania.

Maryja jest życiem naszym, gdyż otrzymuje nam odpuszczenie grzechów, wyjednywa łaskę wytrwałości, czyni słodką śmierć sług swoich. Św. Bernardyn Sieneński utrzymuje, że jeżeli Bóg nie obrócił pierwszego człowieka w nicość wraz po grzechu uczynionym, to przez szczególną miłość ku Najświętszej Maryi Pannie, która miała wyjść z jego pokolenia; nadto, wszelkie łaski i miłosierdzie (42), jakich dostępowali grzesznicy pod prawem Starego Zakonu, udzielone im były przez wzgląd na Maryję (43).

Maryja jest nadzieją naszą. Tak, według św. Tomasza, w dwojaki sposób można pokładać w kimś nadzieję: albo jako w przyczynie pierwotnej, głównej, albo jako w przyczynie pośredniej. Spodziewają się od niego takowej jako od panującego, a od ulubieńca jako od pośrednika. Jeśli łaska się otrzymuje, pochodzi ona głównie od króla, lecz za pośrednictwem jego ulubieńca; starający się przeto o tę łaskę słusznie pośrednika nazywają swoją nadzieją. Najświętszą Maryję Pannę zowiemy "nadzieją naszą", gdyż spodziewamy się otrzymać za Jej pośrednictwem to, czego byśmy nie otrzymali samymi własnymi modlitwami: prosimy Ją o wstawienie się za nami, aby godność i zasługi pośredniczącego zastąpiły nasz niedostatek. A tak modlić się, nie jest to wcale nie ufać miłosierdziu Bożemu, lecz obawiać się własnej niegodności. A więc, słusznie Kościół nazywa Maryję, stosując do Niej słowa Pisma św.: Matką świętej nadziei (44), która obudza w nas i ożywia nie nadzieję próżną marnych i znikomych dóbr doczesnych, lecz świętą nadzieję najprawdziwszych i wiecznych dóbr życia przyszłego.

Maryja naszym ratunkiem. Szczęśliwy, kto zwraca oczy ku Tej Pocieszycielce świata, ucieczce nędzarzy i pełen ufności wzywa Jej ratunku: Błogosławiony człowiek, który mnie słucha i który czuwa u drzwi moich na każdy dzień, wzywając Mnie (45). Szczęśliwy ten, powiada sama Najświętsza Panna Maryja, kto rad moich słucha i bezustannie czuwa u drzwi mojego miłosierdzia, wzywając mego pośrednictwa i mej pomocy: Sama szuka takich, którzy by do Niej pobożnie i z uszanowaniem przystępowali, powiada Doktor Seraficki (46), tych bowiem miłuje, tych karmi i zasila, tych za dzieci przyjmuje. Przemożną jest w bronieniu wzywających Jej przeciw napaściom szatana, ponieważ nie jest tylko Królową Nieba i Świętych, lecz i Władczynią piekieł i szatanów, nad którymi odniosła tryumf bohaterstwem cnót swoich. Na samym początku świata Bóg zapowiedział wężowi piekielnemu zwycięstwo i władzę, jaką Królowa nasza Maryja otrzyma nad nim, tj. zetrze głowę jego (47).

Maryja jest pośredniczką naszą. Nie w porządku sprawiedliwości, jako Pośrednik nasz Jezus Chrystus (48), lecz w porządku miłosierdzia i wstawiennictwa. Pośrednictwo Maryi nie tylko jest rzecz pożyteczna i święta dla tego, kto się do niego ucieka, lecz nawet konieczna i niezbędna w sprawie duszy zbawienia: nie bezwzględnie niezbędne i konieczne w teorii, lecz według teologicznego wyrażenia się "moralnie", tj. w praktyce, gdyż Bóg sam, mogąc udzielić łask swoich do zbawienia niezbędnych, chce aby takowe przechodziły przez ręce Maryi; to zdanie powszechne pomiędzy teologami i najuczeńszymi pisarzami Kościoła, i błędem byłoby utrzymywać z Muratorim, wyłączając wcale pośrednictwo Maryi, że jedyny tylko Pośrednik między Bogiem a ludźmi Jezus Chrystus. Dlatego Kościół nazywa Maryję: Uzdrowienie chorych, Ucieczko grzesznych, Wspomożenie wiernych, Bramą niebieską: nikt do Nieba dostać się nie może, nie przechodząc przez Nią, jakby przez Bramę. Sposobem trojakim Najświętsza Panna Maryja współuczestniczyła w sprawie naszego zbawienia: 1-e godną się stała "de congruo", tj. dostatecznie, aby Syn Boży wcielił się w Jej przeczystym łonie; 2-e, że żyjąc jeszcze na ziemi bardzo wiele modliła się za nami; 3-e, że przyzwoliła na stanie się Matką Zbawiciela i chętnie zaofiarowała Bogu życie Syna swego za nasze zbawienie. I dlatego według wszelkiej słuszności postanowił Stwórca, że ponieważ Najświętsza Panna Maryja współdziałała z takim przymnożeniem Mu chwały i z taką miłością ku nam w sprawie Odkupienia, więc wszyscy ludzie dostępować mają zbawienia nie inaczej, jak za Jej pośrednictwem. Podobnie, jak linia idąca ze środka do koła, nie może wyjść poza jego obręb bez przejścia przez obwód, tak żadna łaska nie może dostać się do nas od Pana Jezusa, środka dobra wszelkiego, nie przechodząc przez Maryję która posiadając Syna Bożego w swym łonie, ogarnęła Go rzeczywiście.

Maryja jest Obronicielką zdolną zbawić nas wszystkich, bo jest wszechmocną w ratowaniu grzeszników: co Bóg może potęgą, to Najświętsza Panna Maryja swymi prośbami u Boga; cokolwiek prosi Matka, niczego nie odmawia Jej Syn Boży. W jakimkolwiek opłakanym stanie byłaby dusza człowieka, nie powinien obawiać się upaść do stóp Tej, która nie odpycha od siebie nikogo z uciekających się pod Jej opiekę: Maryja nieustająca, najgorliwsza, Obronicielka, Sama przedstawia Bogu modlitwy do Niej się uciekających; jedyna ucieczka zatraconych, nadzieja nieszczęśliwych, Obronicielka wszystkich największych grzeszników, garnących się do Jej miłosierdzia; a nawet cieszy się z tego, iż jest Matką grzeszników, których pragnie z Bogiem pojednać. Dlatego Maryja wyobrażona była przez gołębicę Noego, która wyleciawszy z Arki wróciła z różdżką oliwną w dziobku jako znak przebaczenia, które Bóg ludziom udzielał. Maryja jest prawdziwie gołębicą Noego, która przyniosła światu zatopionemu grzechami gałązkę oliwną, godło miłosierdzia, gdyż obdarzyła nas Jezusem, i odtąd na mocy zasług tegoż Pana naszego wyjednywa nam wszelkie łaski, które nam Bóg udziela. Jest ową tęczą, na widok której Bóg przypomina sobie pokój przyrzeczony ziemi: tak podobnie na prośby Maryi odpuszcza grzesznikom popełnione przez nich winy i zawiera z nimi przymierze.

Maryja jest naszą strażniczką. Stąd, św. Epifaniusz nazywa Najświętszą Pannę Maryję wszechoczną, tj. wpatrującą się pilnie w to wszystko, co się dotyczy dusz naszych, aby w razie potrzeby nieść im ratunek. Król Prorok powiada, że Bóg ma oczy zwrócone na sprawiedliwych: "Oczy Pańskie na sprawiedliwych'' (49), lecz oczy Matki Bożej zarówno na sprawiedliwych, jak i na grzeszników są zwrócone. A to dlatego, ponieważ oczy Maryi są to oczy Matki, a matka nie spuszcza swego dziecięcia z oczu nie tylko, aby je ustrzec od upadku, lecz i dla podźwignięcia, jeśli upadnie. A według Doktora Serafickiego, ta najlitościwsza Matka za obrazę raczy poczytywać sobie, gdy Ją o co nie prosimy, mówiąc: Przeciw Tobie, o Pani, grzeszą nie tylko ci, którzy do tego stopnia bezbożność swoją posuwają, że bluźnią świętemu Imieniowi Twojemu, lecz i ci także, którzy Cię o żadną łaskę nie proszą.

Po Jezusie (50), Maryja zbawieniem naszym. Chroni od piekła tych, co Jej cześć należną oddają; ratuje sługi swoje w czyśćcu zatrzymane, i wiedzie swych czcicieli do Raju.

Jak niepodobieństwem jest dostąpić zbawienia, nie mając nabożeństwa do Maryi i nie będąc przez Nią wspieranym, tak nawzajem nie sposób jest, aby się potępił, kto się poleca Przenajświętszej Pannie i na kogo Ona litościwe oczy swoje zwróci: "Jak każdy od Ciebie odwrócony, o błogosławiona Dziewico, i przez Ciebie odrzucony, koniecznie idzie na potępienie; tak nie sposób aby ten, który się do Ciebie zwraca i na którego Ty raczysz spojrzeć, mógł zginąć" (51). Stąd, święty Albert Wielki powiada: "Z rodu ludzkiego ci, którzy Tobie, o Maryjo, nie służą, zginą" (52). Przeto trafnie św. Efrem nabożeństwo do Matki Boskiej nazywał kartą bezpieczeństwa chroniącą nas od piekła, a samą Niepokalaną Dziewicę Opiekunką mających iść na potępienie. Na chęci zbawienia nas nie zbywa Maryi, albowiem jest Matką naszą i bardziej, aniżeli my sami, pragnie naszego zbawienia. Jeśli tak jest, jakże być może, żeby sługa Maryi miał się potępić? Jest on grzesznik, powie kto; prawda, ale: jeśli już wiernie i z chęcią poprawy polecać się będzie tej litościwej Matce, postara się Ona o wyjednanie potrzebnego światła do wydobycia się ze stanu zgubnego, w którym zostaje, żalu za grzechy, wytrwałości w dobrem, a w końcu śmierci szczęśliwej. Bo czyż jest matka, która mogąc wyratować syna od śmierci przez samo wstawienie się za nim do sędziego, nie uczyniłaby tego? Jakżeby przypuszczać można, aby Maryja najlepsza i najtkliwsza Matka dla tych, którzy Jej cześć oddają i wiernie służą, mogąc które dzieci wybawić od śmierci wiecznej, a mogąc tak łatwo, nie miała uczynić tego? Pan Bóg raczył objawić św. Katarzynie Sieneńskiej, jak o tym wspomina Ludwik Blozjusz, że żaden grzesznik, który się poleca Maryi, nie stanie się pastwą piekieł: Maryi Syna mojego Rodzicielce, z łaski mojej dano jest, przez wzgląd na Słowo Boże w Niej wcielone, że ktokolwiek, chociażby grzesznik, ze czcią pobożną do Niej się ucieknie, w żaden sposób nie dostanie się w ręce szatana piekielnego (53). Jest to zdaniem wielu teologów, mianowicie Doktora Anielskiego (54), że Matka Boska otrzymała dla wielu osób zmarłych nawet w stanie grzechu śmiertelnego, tę cudowną łaskę, iż wyrok wydany na nich zawieszony został, i wróciły do życia dla czynienia pokuty (55). Lecz, nie powinno to uzuchwalać człowieka do grzechu, ponieważ byłoby zbrodnią nie do przebaczenia umierać w stanie grzechu śmiertelnego z zarozumiałością, że przez Matkę Boską kto wybawionym będzie z piekła potem. Ale, powyższe zdanie Księcia teologów powinno służyć do rozbudzenia w nas wielkiej ufności w pośrednictwo Najświętszej Panny Maryi, która mogła uchować od piekła takich nawet, którzy pomarli w stanie grzechu: tym bardziej będzie mogła zachować od zguby tych, którzy za życia uciekają się do Niej z chęcią poprawy i wiernie Jej służą.

Co się dotyczy dusz w czyśćcu zatrzymanych, to według św. Bernardyna Sieneńskiego, nad miejscem tej niewoli, Najświętsza Panna Maryja ma najwyższą władzę tak co do niesienia im ulgi, jak i co do zupełnego ich wyzwolenia (56). Ta litościwa Matka raczy niekiedy wchodzić do tego czyśćcowego więzienia dla pocieszenia własną obecnością swych dziatek cierpiących. Upewnia o tym Doktor Seraficki, stosując do Maryi te słowa Pisma św.: "Zwiedziłam głębie przepaści" (57), tj. czyściec dla poratowania dusz świętych. Lecz, Najświętsza Panna Maryja nie tylko pociesza i wspomaga dusze sług swoich w czyśćcu zatrzymane, lecz nawet wyprowadza je stamtąd swym pośrednictwem. Znaną jest obietnica, jaką uczyniła Papieżowi Janowi XXII, kiedy mu się objawiła i kazała oznajmić wszystkim noszącym Szkaplerz Karmelitański, że wyzwoleni zostaną z czyśćca w pierwszą sobotę po śmierci. To sam ten Papież ogłosił przez Bullę, która zatwierdzoną została przez Papieża Aleksandra V, Klemensa VII, św. Piusa V, Grzegorza XIII i Pawła V. Maryja, ponieważ dusze sług swoich wiedzie do Raju, nazwana jest przez Doktora Miodopłynnego: Wozem, unoszącym Jej wierne sługi do Raju, co stwierdza i Doktor Seraficki (58); jak wielu Błogosławionych, będących w Niebie, nie dostałoby się tam (59), gdyby ich Maryja swoim pośrednictwem nie wprowadziła. Podobnież, Kościół nazywa Maryję "Gwiazdą morską", gdyż jak żeglarze kierują się ku portowi patrząc na gwiazdy niebieskie, powiada św. Tomasz, tak chrześcijanie zdążają do Nieba, podnosząc oczy do Przenajświętszej Panny (60). Św. Fulgencjusz nazywa Ją "Schodami Nieba", gdyż przez Nią Bóg z Nieba zstąpił na ziemię i przez Nią ludzie dostępują przejścia z ziemi do Nieba (61).

Na koniec, Maryja jest Królową Męczenników: jak Jezus Chrystus (62) nazwany jest Królem Męczenników dlatego, iż w życiu swoim więcej ucierpiał, niż wszyscy razem Męczennicy – tak Najświętszej Pannie Maryi słusznie należy się tytuł "Królowej Męczenników" nabyty cierpieniami, po cierpieniach Jej Syna największymi, jakie kiedy kto z ludzi poniósł. Zasługa męczeństwa nie tyle na poniesieniu w mękach śmierci zawisła, jak raczej na doznaniu cierpień, mogących śmierć zadać; tak na przykład św. Jan Ewangelista, poczytany za Męczennika, będąc zanurzonym we wrzącym oleju żyć nie przestał i jeszcze zdrowszym i silniejszym z tej męki wyszedł. Owóż, według św. Tomasza, dosyć jest zaprzeć siebie samego aż do śmierci, aby chwały męczeństwa dostąpić: "Męczeństwo, mówi Doktor Anielski, jest to najwyższy szczebel posłuszeństwa, a tym jest, gdy kto posłusznym się staje, aż do gotowości poniesienia śmierci w duchu posłuszeństwa" (63).

Niepokalana Maryja stała się męczenniczką nie od żelaza katowskiego, lecz od niezmiernej boleści Jej serca, a chociaż nie dotknął Jej miecz katowski, ani okrutni oprawcy krzyżujący Jej Syna nie ściągnęli na Nią ręki, serce Jej atoli podzielało całą mękę (64) Zbawiciela i doznało boleści, od której nie raz, lecz tysiąc razy umrzeć była powinna. W ten sposób nie tylko umieszczoną jest w poczet męczenników, lecz wszystkich ich cierpienia trwałością swoich boleści przewyższała, gdyż całe Jej przebłogosławione życie było niejako długim męczeństwem. "Męka Chrystusa Pana, mówi Doktor Miodopłynny, rozpoczęła się od chwili, gdy na świat przyszedł. Męczeństwo Maryi we wszystkim podobne męczeństwu Jej Syna, trwało podobnież przez cały ciąg Jej życia". Jak morze, którego niezmierzone wody napełnione są goryczą, tak całe życie Maryi pełne było goryczy i boleści z powodu Męki Jezusa bezustannie będącej Jej na myśli (65). Przeto, Jej męczeństwo poczęło się od chwili, gdy się Jej ukazał Anioł zwiastując, iż stanie się Matką Zbawiciela, mającego ponieść okrutną Mękę dla zgładzenia grzechów ludzkich. Z Pisma św. wiedziała o wszystkich cierpieniach, jakie spotkać miały Syna Bożego po Wcieleniu, a ta myśl była dla Niej męką nieustającą. Czas, kojący zwykle wszelkie żale i smutki, żadnej ulgi nie przyniósł Maryi; owszem, powiększał i wzmagał jeszcze Jej boleści: wiedziała bowiem, że w miarę jak Jezus, Syn Jej najdroższy wzrastał i coraz więcej jaśniał darami natury i łaski, tym samym coraz bardziej przybliżała się chwila, w której patrzeć miała na okrutną Jego Mękę. W Objawieniu św. Brygidzie (66) powiedział Anioł: "Jak róża wzrasta, rozwija się i rozkwita pomiędzy kolcami, tak Najświętsza Maryja Panna żyła na tym świecie wśród ciągłych boleści i jak w miarę rozwijania się róży wzrastają około niej i ciernie, tak i ta Róża duchowna Maryja, im dalej zapuszczała się w lata, tym większych boleści doznawała". Maryja jest Królową Męczenników nie tylko dlatego, że dłuższe od nich poniosła męczeństwo, lecz oraz i z tego powodu, że więcej cierpiała, niż wszyscy Męczennicy: cierpienia ich były to cierpienia tylko ciału zadane, gdy tymczasem Maryja cierpiała na sercu i na duszy. Owóż, o ile dusza wyższą jest nad ciało, o tyle cierpienia moralne, boleści i utrapienia serca, przewyższają cierpienia na ciele tylko doznane: pomiędzy cierpieniem duszy, a cierpieniem ciała żadnego nie ma porównania. Na górze też Kalwarii (67) dwa były Ołtarze: jeden w sercu Maryi, drugi w ciele Chrystusa; Jezus ciało, a Maryja duszę poświęcili na ofiarę Bogu. Dalej, ofiara Męczenników ograniczyła się na tym, iż z samych siebie czynili ofiarę; gdy Maryja poświęciła życie Syna milion razy droższego od Jej własnego życia. A tak w sercu swoim cierpiała to wszystko, co Jezus cierpiał na ciele, lecz widok Męki Syna zadawał Jej samej mękę jeszcze dotkliwszą i boleśniejszą, aniżeli gdyby ją sama poniosła. Prócz tego nie ma wątpliwości, że Najświętsza Panna Maryja również boleśnie uczuła wszystkie zniewagi i obelgi, którymi w Jej obecności okryto Zbawiciela. Serce Maryi stało się najwierniejszym zwierciadłem Męki Chrystusowej (68): w Nim odbiły się rany, boleści, gwoździe, wszystkie cierpienia Zbawiciela (69) i wszystkie zniewagi, a wszystkie rany i bóle po całym ciele Syna rozrzucone w jedno serce Matki skupiły się, napełniając Ją niezmierną boleścią. Wśród najokrutniejszych męczarni i pod mieczem katów Męczennicy znajdowali największą pociechę w miłości Jezusa i z niej całe swe męstwo czerpali: Maryja przez cały ciąg Męki Jezusowej cierpiała bez żadnej ulgi i pociechy. Bo i czyż mogła w miłości Syna swojego znaleźć sobie pociechę, kiedy Syn Jej najdroższy był powodem Jej cierpień? Miłość to do Jezusa była Jej męczeństwem, miłość ta Ją męczyła, a im była silniejszą, tym silniej dręczyła, bo całe męczeństwo Maryi było w tej miłości Jezusa, męczonego w Jej oczach i w Jej oczach na krzyżu umierającego. Im więcej Go i silniej kochała, tym więcej nie tylko cierpiała, ale tym więcej pozbawioną była wszelkiej pociechy. O zaprawdę: "Wielkie jest jak morze skruszenie Twoje i któż Cię zleczy" (70). Gdy Apostoła narodów przedstawiają z mieczem, którym go ścięto; św. Andrzeja z krzyżem, do którego był przybity; św. Wawrzyńca z kratami żelaznymi, na których był pieczony, to Matkę Bolesną przedstawiają trzymającą na ręku zwłoki Jezusa: skutkiem niezmiernej miłości do Jezusa, Jezus to był narzędziem Jej męczeństwa. A jeśli bez miary kochała Jezusa Maryja, dodaje Albert Wielki, tedy bez miary cierpieć musiała, patrząc na Mękę i śmierć Jego. Teraz mówić będziemy o łasce, która jest życiem duszy, a którą nam wysłużył Męką swoją Jezus, i Maryja.

–––––––––––

Ze skarbnicy wiedzy teologicznej. Studium dogmatyczne na podstawie św. Tomasza, Doktora Anielskiego. Napisał Ks. J. D., Warszawa 1899, ss. 79-120.

Przypisy:
(1) S. Thomas: An Christus debuerit in Bethlehem nasci? Sic, quia ex David, qui ibi natus est; non Romae vel ab Imperatore, quia divinitas mundum mutat, non homines; ideo Matrem et patriam elegit pauperem.

An Beata Maria fuerit virgo concipiendo? Sic, est de fide, et fuit conveniens ob multa. In partu? Sic, est de fide. Post partum? Sic, est de fide, nec cognita a Joseph vel alio, et exponuntur scripturae.

(2) S. Thomas: An secundum temporalem Christi nativitatem Beata Maria Virgo possit dici Mater Christi? Sic, quia corpus est ex Eius sanguine purissimo.

(3) Luc. I, 26-39; s. Thomas: An necessarium fuerit annuntiari Mariae? Fuit congruum. An per Angelum? Sic, et per summum Angelum in ordine Archangelorum, quia summa nuntiant. An apparuerit visione corporali? Sic, convenienter.

(4) Luc. I, 38.

(5) Matth. I, 20, s. Thomas: An Annuntiatio fuerit perfecta ordine convenienti? Sic, ob multa.

(6) S. Thomas: An fuerit conveniens Christum nasci de foemina? Sic, ob multa.

(7) An corpus Christi fuerit sumptum ab Adam? Sic, quia natura fuit vitiata ab Adam. An caro Christi fuerit sumpta ex David? Sic, et Abraham; quia Maria fuit ex cognatione David, ut Joseph, ideo simul in Bethleem iverant.

(8) Hier., Advers. Helvid., n. 1.

(9) S. Thomas: An convenienter texatur genealogia Christi ab Evangelistis? Sic, quia Scriptura est divinitus inspirata.

(10) Matth. XIII, 55; Marc. VI, 3; Ad Galat. I, 19.

(11) Mniejszy; Marc. XV, 40.

(12) Matth. X, 3.

(13) Matth. XXVII, 55, 56; Joan. XIX, 25.

(14) S. Thomas: An Christus nasci debuerit de virgine desponsata? Sic, ad tollenda scandala, et pro auxilio Matris et Filii.

(15) S. Thomas: An inter Mariam et Joseph fuerit verum matrimonium? Sic, quia uterque consensit in copulam conjugalem, sed non in carnalem...

(16) Conc. Trident., Sess. VI de Justificat., can. XXIII.

(17) Bulla Ineffabilis Deus Piusa IX, r. 1854, 8-go grudnia.

(18) De Nativ. B. M. V. orat. I. Biblioth. maxim. Patr., t. X, p. 618.

(19) Sokrat., Hist. Eccl., lib. VII, c. 41, 42; Or. I, t. XII, n. 1.

(20) Homil. in Deip. Annunt., n. 6.

(21) Homil. VI in S. Deiparam et in Nativit. Dom., n. 6. Patrolog. graec.

(22) S. Thomas: An Beata Maria Virgo per sanctificationem sit consecuta, ut nunquam peccaret? Sic, quia nullum habuit peccatum nec mortale nec veniale. An sit adepta plenitudinem omnium gratiarum? Sic, eamque diffundit in omnes.

(23) Tom I, p. 113; tj. "Puy de Palinods".

(24) S. Thomas: An Beata Maria Virgo fuerit sanctificata ante nativitatem ex utero? Sic, quia Ecclesia celebrat nativitatem eius, sed festum non celebratur, nisi pro aliquo sancto. Item majora privilegia credantur concessa Beatae Mariae Virginis, quam aliis, ut Jeremiae, Joanni Baptistae, qui fuerunt sanctificati in utero.

(25) Bulla pierwsza Sykstusa IV: Cum praecelsa.

(26) S. Thomas: An Beata Maria Virgo debeat dici Mater Dei? Sic, quia concepit et genuit Deum, id est personam habentem divinitatem et humanitatem; quia nomen significans quamlibet naturam potest supponere pro hypostasi.

(27) Genes. III, 15.

(28) Isai. VII, 17; Matth. I, 21; Ad Galat. IV, 4-5; Apoc. XII, 1.

(29) Ambo puritatem in dubium vocant in quaestione do conceptione activa, i. e. quatenus est opus parentum, sed non de conceptione passiva, quae continetur infusione animae; de s. Thoma: de Immac. Conc. B. M. V., tom. II, c. 13, a. 14. – J. B. Malou.

(30) († 595), De miraculis, c. IV.

(31) † 667 r.

(32) Disp. 21, s. 2: "Summae temeritatis reus crederetur, qui tam piam religiosamque sententiam hodie impugnaret".

(33) Joan. XIX, 26-27.

(34) S. Thomas: An in Christo sint duae filiationes? Respectu nativitatum sunt duae filiationes, respectu personae est una, et haec aeterna.

(35) S. Thomas: An fuerit necessarium Christi pati pro liberatione generis humani? Non absolute, nec ex causa cogente, sed ex suppositione, quia sic Deus praefinivit pro nostra salute et exaltatione Christi.

(36) S. Thomas: An alio modo potuerit nos Deus redimere, quam per passionem? Absolute sic; ex suppositione praescientiae et praeordinationis Dei, non. An Christus debuerit pati in cruce? Sic, ut instruamur in multis virtutibus.

(37) S. Thomas: An fuerit alius modus convenientior ad liberationem nostram, quam per Christi passionem? Non, ob multa bona, ut exempla Christi obedientiae, humilitatis, constantiae, iustitiae, etc. An Christus sustinuerit omnes passiones? In specie non, in genere sic, ut ab hominibus in omnibus sensibus: sed minima passio satis fuisset.

(38) S. Thomas: An Christus sit passus secundum totam animam? Tota ratione suae essentiae est passa: quia est tota in toto corpore, est enim actus corporis, et tota in qualibet parte. Item tota quoad omnes potentias inferiores patiebatur, quia in omnibus passus est Christus. Item ratio superior non patiebatur, quia erat beata.

(39) S. Thomas: An dolor passionis Christi fuerit major omnibus doloribus? Sic, tam interior, quam exterior, ob multas causas. – An passio Christi sit tribuenda Eius divinitati? Supposito Christi ratione naturae humanae, non divinae; et sic mors Christi est mors Dei.

(40) S. Thomas: An Christus fuerit mortuus ex obedientia? Sic, quia sacrificium, ob victoriam contra inobedientiam Adae, et implevit omnia praecepta. An Deus Pater tradiderit Christum passioni? Sic, quia praeordinavit; spiravit voluntatem patiendi; et non impedivit. – An passio Christi causaverit nostram salutem per modum meriti? Sic, quia erat caput meruit nobis; sicut ego mereor mihi.

(41) S. Thomas: An Christus fuerit convenienti tempore, loco, passus? Sic, quia tempora et loca erant in manu Eius.... An fuerit conveniens Christum pati a Gentibus sicut a Judaeis? Ab utrisque, quia fructus passionis ad utrosque pro quibus oravit pervenire debebat.

(42) S. Thomas: An passio Christi sit causa nostrae salutis per modum satisfactionis? Sic, et abundanter, quia exhibuit majus, quam compensatio offensae requirebat; ob magnitudinem charitatis, et personae, et doloris; imo pro crucifigentibus, quia in eo erat major charitas, quam eorum iniquitas; et quia erat caro Dei potuit satisfacere offensae Deo factae.

(43) Pro fest. B. V. Ser.

(44) Ecli. XXIV, 24.

(45) Prov. VIII, 34.

(46) Stim. div. amor., p. 3, c. 16 (s. Bonavent.).

(47) Genes. III, 15.

(48) Multiplex est discrimen inter Christi et Mariae mediationem: Christus enim est mediator primarius, universalis, sufficiens, infinitae virtutis. Maria vero mediatrix est altero tantum gradu....

(49) Ps. XXXIII, 16.

(50) S. Thomas: An passio Christi sit operata per modum sacrificii? Sic, qui se obtulit ex charitate, et ut excellens sacrificium fuit acceptum Deo, licet ex parte occidentium fuerit maleficium. Item caro animalium fuit figura. An passio Christi sit operata nostram salutem per modum redemptionis? Sic, quia fuit pretium redimens nos a peccato, et reatu poenae. – An passio Christi sit operata nostram salutem per modum efficientiae? Principalis causa efficiens est Deus; passio instrumentalis. An per passionem Christi simus liberi a potestate diaboli? Sic, quia remittit peccatum; reconciliat nos Deo; repressit diabolum sacramentis.

(51) S. Ans. Or. 51.

(52) Bibl. Mar. Js., n. 20; s. Thomas: An per passionem Christi homines sint liberati a poena peccati? Sic directe, quia sufficiens; indirecte, quia est causa remissionis peccati, in quo fundatur reatus poenae. An per passionem Christi simus Deo reconciliati? Sic, et ut tollit peccatum, et ut est sacrificium.

(53) Conct. an. fid., p. 2, c. 1.

(54) Suppl. On. 71, a. 5.

(55) Flodoard. Cron. Eccl. Roman. a. 934; s. Thomas: An Christus sua passione aperuerit nobis ianuam coeli? Sic, quia tollere peccata quoad culpam, et poenam, est aperire coelum.

(56) Pro fest. V. M. M. ser. 8.

(57) Eccl. XXIV, 8.

(58) Waddingus, Annales Minorum, An. 1232, n. 28.

(59) S. Thomas: An esse mediatorem inter Deum et homines sit proprium Christi? Sic, et alii fuerunt ministerialiter, et secundum quid.

(60) Expositio in Salutationem Angelicam.

(61) De laudibus Mariae.

(62) S. Thomas: An fuerit conveniens Christum mori? Sic, ut nobis satisfaceret; ut veram humanitatem ostenderet; ut nos liberaret a timore mortis. Non ex morbo, sed violenter. An in morte fuerit separata divinitas a carne? Non, sed caro erat unita Verbo.

(63) 2. 2. q. 184.

(64) An in morte Christi fuerit facta separatio Verbi ab anima? Non quia sicut nec a corpore, quia anima est unita Verbo immediatius, quam corpus.

(65) S. Thomas: An mors Christi sit aliquid operata ad nostram salutem? Mors Christi in fieri sic, quia est eadem cum ipsius passione; sed in facto esse, non per modum meriti, sed efficientiae ratione divinitatis. Item mors Christi operata est destructionem utriusque mortis nostrae, scilicet, animae et corporis. Mors Christi non ut privato, sed virtute divinitatis unitae operatur nostram salutem.

(66) Ks. XVI, rozdz. 65.

(67) Arnold de Cruc. 7.

(68) S. Thomas: An Christus per suam passionem meruerit exaltari? Sic, quia se humiliavit; non tamen meruit majorem charitatem, sed claritatem.

(69) S. Thomas: An Christus secundum quod homo, sit mediator Dei et hominum? Sic, quia ut homo distat a Deo in natura, et ab homine in dignitate.

(70) Tren. II, 13.

( PDF )

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXVI, Kraków 2016
Powrót do spisu treści dzieła ks. Jana Domaszewicza pt.

ZE SKARBNICY WIEDZY TEOLOGICZNEJ
2 więcej komentarzy od CHWAŁA BOGU W TRÓJCY ŚWIĘTEJ JEDYNEMU
CHWAŁA BOGU W TRÓJCY ŚWIĘTEJ JEDYNEMU
Jakie jest według św. Tomasza stanowisko w społeczności, należne przeciwnikom wiary chrześcijańskiej?
"PRZEGLĄD KATOLICKI"
–––––
Społeczność nowożytna, w materialistowskim kierunku pojęć i dążności swoich, ściągnęła do ziemi rodzaj ludzki; po ziemi się czołgają i w ziemi się grzebią, na kształt płazów i robactwa, synowie tego świata, każdy wedle zachcenia swego i wedle pożądliwości swojej; …Więcej
Jakie jest według św. Tomasza stanowisko w społeczności, należne przeciwnikom wiary chrześcijańskiej?

"PRZEGLĄD KATOLICKI"

–––––

Społeczność nowożytna, w materialistowskim kierunku pojęć i dążności swoich, ściągnęła do ziemi rodzaj ludzki; po ziemi się czołgają i w ziemi się grzebią, na kształt płazów i robactwa, synowie tego świata, każdy wedle zachcenia swego i wedle pożądliwości swojej; polot zaś dusz w górę ku rzeczom wyższym przez wiarę i przez miłość, poczytuje się za prywatną zgoła fantazję i egzaltację dziwaków czy fanatyków, a nadto jeszcze co chwila i na wszelki możliwy sposób różne napotyka ze strony nowożytnego państwa i ze strony społeczności utrudnienia. Społeczność tych czasów nowych wyrzekła się wiary i religii; na sumieniu jej ciąży zbrodnia publicznego odstępstwa od Boga.

Inaczej wieki średnie, a mianowicie św. Tomasz, najwspanialsze tych wieków światło, uważały i traktowały społeczną jednej wiary chrześcijańskiej powinność. Prawdziwym, w zupełnym znaczeniu tego słowa, obywatelem mógł być tylko ten, kto należał do Kościoła; chrzest był bramą, nie tylko do drugich sakramentów (janua sacramentorum), ale i do wszystkich praw obywatelskich; uroczyste wyznanie wiary poprzedzało zwykle objęcie świeckiego nawet urzędu, życie cywilne najściślej było spojone z życiem religijnym, głośne i jasne przyznawanie się do wiary było ogólnym, tak zwierzchników jak i podwładnych obowiązkiem, a świecki kodeks karny odstępstwo od wiary prawdziwej i uporne powadze i nauce Kościoła sprzeciwianie się najsroższymi, jako najcięższe przeciw społeczności przestępstwo, okładał karami. Dodajmy tu nawiasem, że i protestanci w XVI wieku, i później, także mieli swoje sądy na kacerzy, a zatem z tak zwanego "stanowiska nowożytnego" nic zgoła nie mają do zarzucenia katolickim w tej mierze pojęciom i zasadom.

Jakież więc stanowisko przyznaje św. Tomasz w społeczności przeciwnikom wiary chrześcijańskiej? Czyli, mówiąc po naszemu, co trzyma o tak zwanej tolerancji religijnej?

Dwojakie według Doktora Anielskiego (2-a 2-ae, qu. 16, a. 1. in corp.) jest niedowiarstwo (infidelitas): ujemne i dodatnie. Przez pierwsze rozumie się prosta tylko niewiadomość wiary, jaka jest u pogan, którzy jeszcze nie słyszeli o Chrystusie. Takie niedowiarstwo św. Tomasz wymawia od wszelkiej winy: "Prosty brak wiary (infidelitas pura, negatio fidei pura)", powiada, "czyli niedowiarstwo pogan, którzy o wierze nic nie słyszeli, nie ma na sobie charakteru własnego grzechu, ale raczej charakter kary tylko, ponieważ taka rzeczy Bożych niewiadomość pochodzi z pierworodnego grzechu pierwszych rodziców naszych. Takich pogan czeka kiedyś sąd i potępienie za inne grzechy, jakich się sami dopuścić mogli, a które bez wiary nie mogą być odpuszczone, ale żadną miarą nie będą potępieni za samo tylko niedowiarstwo swoje. Dlatego Pan w Ewangelii mówi: Gdybym nie był przyszedł, i nie mówił do nich, nie mieliby grzechu (Jan 15, 22), co według wykładu św. Augustyna na to miejsce (Tract. 89 in Joan.), ma się rozumieć o grzechu rozmyślnego przeciw kazaniu Pańskiemu niedowiarstwa".

Tak więc, Doktor Anielski wymawia pogan od wszelkiej własnej winy w tym, że wiary nie mają, i jak najszerszą przyznaje im tolerancję, chociaż jako poganie w prawach służących obywatelowi społeczności chrześcijańskiej uczestnictwa mieć nie mogą. Poganinowi, zabłąkanemu wśród społeczeństwa chrześcijańskiego, należy się od nas litość, należy mu się bezwarunkowa i zupełna osoby, mienia i sławy jego obrona i opieka, ale urzędów i dostojeństw publicznych dostąpić nie może. Skoro niewiara jego jest bez winy, żadnej więc za nią karze podlegać nie może; a lubo miłość chrześcijańska nie zaniecha starania w celu doprowadzenia go do Kościoła, i zapewnienia mu tym samym szczęśliwości wiecznej, wszakże wolno mu te rady i upomnienia odrzucić, i chociażby aż do końca nieczułym na nie pozostał, ani włos jeden za to z głowy jego nie spadnie. I dzisiaj także, dzięki niechrześcijańskiemu urządzeniu stosunków społecznych, dzięki szerzącemu się i w rodzinie i w szkole, i w ustawach publicznych naturalizmowi, wiele podobno znalazłoby się takich, do których by powyższe zasady w zupełności dały się zastosować; nie brak i dzisiaj takich, choć nie z imienia, ale w rzeczy samej, pogan wśród społeczności chrześcijańskiej żyjących, którzy, choć wedle słuszności nie powinniby być dopuszczeni do urzędu nauczania i innych urzędów publicznych, wszakże z uwagi na to, że nie tyle z własnej winy takimi się stali, ile raczej wpływ otoczenia, w jakim wzrośli, takimi ich uczynił, nie na niewczesną surowość, ale na litość i pobłażanie zasługują.

Inny i surowszy sąd wydaje święty Tomasz o niedowiarstwie dodatnim, to jest takim, które świadomie, rozmyślnie i upornie sprzeciwia się nauce objawionej, albo zgoła nią gardzi (contrarietas ad fidem, qua scilicet aliquis repugnat auditui fidei, vel etiam contemnit ipsam). Taki upór grzeszny jest i karygodny, bo rodzi się z pychy, dla której człowiek nie chce poddać rozumu swego przepisom wiary i prawdziwemu podaniu Ojców; skąd i św. Grzegorz Wielki (Moral. 31. c. 17) mówi, że wszelkie nowości w wierze czyli kacerstwa, pochodzą z żądzy próżnej chwały (Ibid. ad tertium).

Uporne to i grzeszne sprzeciwianie się wierze poznanej, dwojakiego tylko może być rodzaju (art. 5. in corp.): albo człowiek poznał wiarę jeszcze w figurach ją przepowiadających, a teraz zaprzecza obecnego już figur tych spełnienia, jak to czynią żydzi, albo też, poznawszy całkowitą i zupełną wiarę chrześcijańską, potem w pewnych punktach onejże się sprzeciwia, jak heretycy, lub wreszcie zupełnie od niej odpada, jak odstępcy (1).

Jak św. Tomasz zapatruje się na stanowisko żydów w społeczności chrześcijańskiej, o tym powiemy niżej; tu nasamprzód obaczmy, jaka jest nauka jego co do społecznego stanowiska nowowierców czyli heretyków.

Na samym wstępie, dla uspokojenia każdego, kto by tego potrzebował, objaśniamy, że przez heretyków św. Tomasz rozumie takich, którzy sami tylko co od Kościoła i wiary katolickiej odpadli, i upornie onejże się sprzeciwiają, nie zaś tych, którzy, w błędnym wyznaniu narodzeni, w dobrej wierze za prawdziwą naukę chrześcijańską przyjmują tę, jaką mieli sobie za młodu podaną, którzy zatem nie są winni własnego i rozmyślnego sprzeniewierzenia się ślubom, prawdziwemu Kościołowi uczynionym (2).

Grzech kacerstwa na tym się zasadza, że człowiek nim zarażony rozmyślnie i złośliwie od prawdy Boskiej odpada, a cały się oddaje dowolnie obranemu, subiektywnemu, błędnemu zdaniu, że zatem to, co jest ludzkiego, przenosi nad to, co jest Boskiego, i błąd nad prawdę nie ulegającą wątpliwości: Infidelitatis objectum est veritas prima, sicut a qua recedit (infidelis); sed formale ejus objectum, sicut ad quod convertitur, est sententia falsa quam sequitur (2-a 2-ae, qu. 10, a. 5, ad primum). Zatem, powołując się na te słowa Apostoła: Lepiej im było, nie uznać drogi sprawiedliwości, niźli poznawszy wrócić się nazad od podanego im rozkazania świętego (2 Piotr. 2, 21), św. Tomasz raczej jeszcze wymówienia godnymi uznaje pogan, którzy drogi sprawiedliwości nigdy nie poznali, niż heretyków, którzy od poznanej już drogi odstąpili (2a 2-ae, qu. 10, a. 6), a których wina tym jeszcze większa, że nie dotrzymują tego, co Kościołowi ślubowali; ciężej bowiem grzeszy ten, kto uczynionego ślubu nie dopełnia, niż ten, kto ślubu nie uczynił.

Z tego więc powodu Doktor Anielski dozwala użycia zewnętrznego przymusu na heretyków, aby śluby swoje spełnili, i zobowiązaniom swoim uczynili zadość: Sunt etiam corporaliter compellendi, ut impleant quod promiserunt, et teneant quod semel susceperunt (Ibid.). "Bo", powiada jeszcze, "uczynienie ślubu jest rzeczą wolnej woli, ale spełnienie ślubu jest ścisłą powinnością, i dlatego godzi się i należy heretyków przynaglać do tego, aby byli wiernymi, jak i Augustyn do Bonifacjusza Comesa pisze w te słowa (ep. 185, olim 50): "Czegóż krzyczą ci innowiercy o wolności wierzenia lub niewierzenia? Komuż, mówią, Chrystus kiedy gwałt zadawał? Niechże się dowiedzą od Pawła, jako Chrystus naprzód go siłą przymusił a potem nauczył" (Ibid. ad tertium).

Lecz, jeśli heretyk, wbrew wszelkim środkom dla upamiętania jego użytym, trwał dalej w uporze, wtedy rzeczywiście stanowisko jego w społeczeństwie chrześcijańskim, jakim było w wiekach średnich, i jak nam Doktor Anielski zasady nim rządzące przedstawia, staje się w wysokim stopniu nieprzyjemnym. Od chwili jak uporem swoim zmusił Kościół do rzucenia nań wyroku klątwy, heretyk pozostaje, jak Robinson na odludnej wyspie swojej, jeden i samotny pośród chrześcijaństwa. Nie wolno wiernym obcować z nim, a to dla dwóch przyczyn: raz dlatego, aby sam miał potrzebną mu karę, a po wtóre dlatego, aby trzoda zdrowa nie była zarażona stycznością z owcą parszywą. Albowiem "trocha kwasu wszystko ciasto zakwasza" (1 Kor. 5, 6) i samże św. Paweł właśnie na ten powód się powołuje, gdy kazirodcę ze społeczności wiernych wyrzuca. "Za karę Kościół wiernym swoim zabrania obcowania z takimi niewiernymi, którzy od raz przyjętej wiary odstępują, czy to fałszując ją, jak to czynią heretycy, czy też zupełnie od niej odpadając, jak odstępcy; bo i tych i tamtych Kościół karze klątwą, jako upornych przeniewierców" (2-a 2-ae, qu. 10, a. 9). "Tylko należycie oświeconym i mocnym w wierze obcowanie z wyklętymi może być w razie potrzeby dozwolonym" (Ibid).

Świeckie następstwa, wynikające z klątwy za herezję, nie przeczymy, że były straszne. Uporny i na wszelkie upomnienia zatwardziały podpadał sądowi gardłowemu; tego wymagał kodeks karny, nie kościelny, ale świecki, w hardym odstępstwie od wiary i w buncie przeciw Kościołowi Bożemu uznający jedną z najcięższych zbrodni społecznych i w ogólności bez żadnego porównania sroższy od wszelkiej surowości dzisiejszych sądów naszych, kiedy już za samą tylko kradzież skazywał na szubienicę. Ale to już nie ma nic wspólnego z Kościołem, ani z teologią św. Tomasza. Trybunał Kościelny, gdy po długich a daremnych próbach zmuszony był uznać niemożność skruszenia pychy kacerskiej, a zatem i wydać na nią wyrok klątwy, polecał winowajcę łaskawości sędziów świeckich; dawał więc dowód nierównie większej tolerancji niż tak zwani "reformatorowie", że tylko jednego z nich wspomnimy Kalwina, który z taką dziką zawziętością pastwił się nad Michałem Serwetem. Św. Tomasz sam w zupełności trzyma się tej zasady, że do wiary nikogo nie należy zmuszać; i nie masz w tym żadnej z jego strony sprzeczności, gdy mimo to usprawiedliwia (a. 8) postępowanie Kościoła z heretykami, powołując się na przykład św. Augustyna, który, jak sam o sobie opowiada (epist. 153), doświadczeniem nauczony przekonał się, iż za daleko przedtem posuwał swą dla upornych kacerzy łagodność; postrach bowiem rzucony przez edykty cesarzów bizantyjskich przeciw rozmyślnemu niedowiarstwu, tak się okazał zbawiennie skutecznym, że teraz wielu woła: "Dzięki Bogu iż potargały się więzy nasze!". Jako i na innym miejscu (Contra epist. Parmeniani, 3, 2) tenże Ojciec św. pisze te słowa: "Gdzie nie masz obawy wyrwania pszenicy zarówno z kąkolem, to jest gdzie przewrotność kacerskiego człowieka tak powszechnie jest wiadomą, i tak jawnie się w szkaradzie swej okazuje, iż żadnego nie znajduje obrońcy, tam surowość urzędu kościelnego niech sprawy nie zasypia".

Dalej i św. Tomasz się nie posuwa, i tym piękne charakterowi swemu oddaje świadectwo. My zaś na zakończenie każdemu człowiekowi myślącemu postawimy to pytanie: Czy społeczeństwo, broniące całości wiary swojej, i żadnego w niej nie dopuszczające wyłomu, nie jest bez porównania poważniejszym i poważania godniejszym, niż ta bezduszna lekkomyślność nowożytnego naturalizmu, poczytującego sobie za nic Objawienie Boga prawdziwego, i to w gruncie na to tylko, aby nadać sobie pozór tolerancji, która, jako sama w sobie nie jest prawdziwą, chrześcijańską tolerancją, tak też ostatecznie, ze szkodą rzeczy i Boskich i ludzkich, idzie tylko na pożytek destrukcyjnym żywiołom błędu i negacji? (3)

–––––––––––

Artykuł z czasopisma "Przegląd Katolicki". Rok dziewiętnasty, Warszawa 1881, nr 48. Dnia 1 grudnia 1881 r., ss. 777-780. (a)

(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).

Przypisy:
(1) Cum peccatum infidelitatis consistat in renitendo fidei, hoc potest contingere dupliciter: quia aut renititur fidei nondum susceptae, et talis infidelitas est paganorum sive gentilium; aut renititur fidei christianae susceptae, et hoc vel in figura, et sic est infidelitas Judaeorum, vel in ipsa manifestatione veritatis, et sic est infidelitas haereticorum. Ibid. art. 3 in corp.: Alii sunt infideles, qui quandoque fidem susceperunt vel eam profitentur, sicut haeretici et quicunque apostatae.

(2) Aliquis gravius contra fidem peccat, qui fidei renitatur susceptae, quam qui renititur fidei nondum susceptae (2-a 2-ae, qu. 10, a. 6). I niżej (a. 11) jeszcze jaśniej wypowiada swoją w tym względzie tolerancję, gdy mówi: Etiam haereticorum ritum aliquando Ecclesia toleravit, quando erat magna infidelium multitudo. Ta magna multitudo, ten ci jest dzisiaj stan rzeczy powszechny we wszystkich niemal krajach Europy.

(3) Obszerniejsze tego przedmiotu objaśnienie, i dalsze myśli powyżej napomkniętych rozwinięcie znajdzie czytelnik u św. Tomasza, 2-a 2-ae, qu. 11, a. 3: "Utrum haeretici sint tolerandi?".

(a) Por. 1) "Przegląd Katolicki", Św. Tomasz z Akwinu i jego nauka.

2) Bp Franciszek Lisowski, Św. Tomasz z Akwinu o rozwoju dogmatów.

3) Ks. M. Dietz SI, Dogmat stworzenia wedle św. Tomasza z Akwinu.

4) F. J. Holzwarth, Życie umysłowe w Wiekach Średnich. Wielcy scholastycy XIII wieku.

5) Św. Tomasz z Akwinu, Modlitwy. Orationes.

6) P. Constantinus de Schaezler SI, Divus Thomas, Doctor Angelicus, contra liberalismum invictus veritatis catholicae assertor. De doctrinae S. Thomae ad exstirpandos huius aetatis errores vi et efficacia commentarius in sexto centenario Angelici Praeceptoris.

7) Fr. Josephus Calasanctius Card. Vives OFMCap., Summula Summae Theologicae Angelici Doctoris S. Thomae Aquinatis.

8) Ks. Ignacy Grabowski, Prawo kanoniczne. O występkach przeciw wierze i jedności kościelnej.

9) Ks. Franciszek Bączkowicz CM, Przepisy Kościoła odnoszące się do współżycia katolików z heretykami.

10) Ks. Jules Didiot, Herezja.

11) Kwintus Septymiusz Florens Tertulian, Preskrypcja przeciw heretykom.

12) Ks. Maciej Sieniatycki, a) Apologetyka czyli dogmatyka fundamentalna. b) Zarys dogmatyki katolickiej.

13) Ks. Marian Morawski SI, Asemityzm. Kwestia żydowska wobec chrześcijańskiej etyki.

(Przyp. od red. Ultra montes).

( PDF )
CHWAŁA BOGU W TRÓJCY ŚWIĘTEJ JEDYNEMU
TRAKTAT O CZYŚĆCU
ŚW. KATARZYNA GENUEŃSKA
––––––––
Ogień miłości Boskiej, zapalony w moim sercu łaską dał mi poznać, jako rozumiem naturę czyśćca i sposób, w jaki tam dusze cierpią. Ten ogień miłości wygładza w swych skutkach skazy i niedokładności mej duszy, iżby mnie Bóg oczyszczoną doskonale przy wyjściu z tego żywota raczył przypuścić do swej obecności. Otóż ogień czyśćcowy to samo …Więcej
TRAKTAT O CZYŚĆCU

ŚW. KATARZYNA GENUEŃSKA

––––––––

Ogień miłości Boskiej, zapalony w moim sercu łaską dał mi poznać, jako rozumiem naturę czyśćca i sposób, w jaki tam dusze cierpią. Ten ogień miłości wygładza w swych skutkach skazy i niedokładności mej duszy, iżby mnie Bóg oczyszczoną doskonale przy wyjściu z tego żywota raczył przypuścić do swej obecności. Otóż ogień czyśćcowy to samo sprawia w duszach które niezupełnie oczyszczone już opuściły tę ziemię. Wyniszcza on szpecące je rdze i plamy grzechowe, a obdarza tą czystością która im wreszcie bramy niebieskie otworzy.

Zanurzona w tej gorejącej otchłani miłości, trwam w nieustannym zjednoczeniu z mym najdroższym Bogiem i spokojnym sercem przyjmuję wszystko, co Mu się tylko podoba zdziałać w mojej duszy. Owóż w takim samym stanie znajdują się te dusze, których oczyszczenia dopełnia Bóg w innym życiu. Według tego, co widzę, dusze owe zamknięte w więzieniach czyśćcowych nie mogą pragnąć innego mieszkania, jak to więzienie w którym je sprawiedliwie pogrążył sąd Boga. Nie mogą one wszedłszy same w siebie rozumować w ten sposób: "Ach! to takie, albo inne grzechy przywiodły nas do tego miejsca katuszy. Obyś był sprawił Boże, iżbyśmy się od nich powstrzymały, byłybyśmy używały już teraz rozkoszy niebieskiej ojczyzny". Ani się też owe dusze nie smucą, ani użalają, gdy patrzą na wyzwolenie którejkolwiek z pośród siebie. Żadnego zgoła nie zachowują wspomnienia z tego co już przeszło a co by mogło zwiększyć cierpienia na jakie są skazane, bądź by to było dobre, bądź złe, bądź by się tyczyło ich samych, bądź innych.

Święta wola Boga, rozrządzająca nimi według upodobania swego Majestatu tak im jest drogą, tak miłą, że wśród samych swych katuszy pozostają nieczułymi na to wszystko, co się ich dotyczy; one nic nie widzą krom Boskiej dobroci która przez to wszystko co się z nimi dzieje, zadość sobie czyni: niczym innym nie zajmują się one tylko rozważaniem łaskawości miłosierdzia Boga, a bynajmniej się nie zastanawiają nad swym własnym dobrem, lub swym własnym złem. Bo gdyby było inaczej, nie można by było utrzymywać (co jednak tak jest prawdziwe), że dusze owe goreją czystą miłością. Ani też nie może ich to zajmować, że towarzyszki ich cierpień skazane zostały za takie lub owakie grzechy, tym też mniej mogłyby się zajmować rzeczy takich wspomnieniami; byłaby to bowiem niedoskonałość, a takowej przecież nie można przypuszczać tam gdzie już jest zniweczoną wszelaka możność błądzenia. Poznały one powody swojego sądu, w chwili gdy się rozłączały z ciałem, ale wnet potem utraciły pamięć, bo gdyby znowu to poznanie zachowały, wówczas by trzeba przypuścić że w miejscu przez nie zamieszkałym, istnieje jeszcze pewien rodzaj własności, co znowu w żaden sposób przypuścić się nie da. Na koniec, utwierdzone nieodwołalnie w miłości, lub poza miłością, nic też już nie mogą ni chcieć ani pragnąć, krom tego, co się czystej dotyczy miłości. Cierpią one w ogniu, cierpią bezwątpienia okropnie, ale gdy taką jest święta wola Boga, więc jak najzupełniej jej wyroki uznają, bo tak chce miłość, ta miłość, której one w żaden już sposób odjąć się nie mogą; ta miłość, która im odejmuje wszelaką możność popełnienia grzechu.

Nigdy bym nie była mogła uwierzyć, że spokojność owa błoga jaką się cieszą, jakiej używają mieszkańcy nieba, może być także udziałem dusz w czyśćcu cierpiących i że się może z ich cierpieniami pogodzić. A przecież nic prawdziwszego. Owszem ta spokojność wzrasta nawet ustawicznie przez udzielanie się Boga, przez Jego wpływ, a wzrastanie to znowu tym staje się większym, im się bardziej zmniejsza to wszystko co przeszkadzało Boskiemu wpływowi. Gdy zaś przeszkodą ową nic innego nie jest, krom skazy grzechowej niweczonej coraz bardziej przez ogień, więc też i dusza tak oczyszczana coraz to doskonalej do onych Boskich usposabia się wpływów. Oto jest porównanie zdolne rozjaśnić ciemne strony tej prawdy. Kryształ pokryty powłoką kurzu, nie mógłby przyjąć promieni słońca. Jest-li to wina słońca rozlewającego wszędzie jasne swoje światło? Bynajmniej – słońce bowiem i na kryształ sieje swe promienie; ale kryształ obcymi cząstkami pokryty, które działaniu tych promieni przeszkadzają. Oczyść go z pyłu, a wnet go światło na wskroś przeniknie, i tym obficiej przeniknie, im go lepiej oczyścisz. Owóż czym jest względem kryształu powłoka pyłu, tym jest względem duszy, okrywający ją brud grzechu. Ten brud przeszkadza działaniu prawdziwego słońca, to jest wpływom Boga, ale go ogień czyśćcowy wygładza, i w miarę jak brud ten ustępuje, znika, dusza przyjmuje coraz obficiej to Boskie światło, które ją na wskroś przenika, a z sobą wnosi w jej istotę, zadowolenie i pokój. Tak więc w duszach czyśćcowych wciąż się odbywa wzrost i ustawiczne wzmaganie się spokojności, a to wszystko się dzieje przez niweczące działanie ognia na przeszkody stawiające opór. Wskutek tego działania wzrasta znowu ustawicznie dobro, w miarę jak ubiega czas kary. Czas ten się zmniejsza co dzień i co chwila, ale inaczej rzecz się ma z cierpieniem wypływającym z opóźnienia widoku Boga. Czas kary tym jest mniejszy, im jest bliższy kresu, ale w miarę jak się czas zmniejsza, cierpienie wcale się nie zmniejsza.

Co się zaś dotyczy woli tych dusz cierpiących, nigdy one swych kaźni nie nazywają kaźniami, nigdy im nawet przez myśl nie przejdzie, by je uważać za takie, tak je dalece czyni spokojnymi i zdanymi na wolę Boga, ta czysta miłość przez którą właśnie ich pragnienie się jednoczy z świętą i najdobrotliwszą wolą Boga. A przecież cierpią one tak straszne katusze, że ani język ludzki wyrazić tego nie umie, ani umysł ludzki objąć tego nie zdoła, okrom nadnaturalnego światła, wśród którego jedynie to się widzi, którym Bóg obdarzyć mnie raczył, ale które im bardziej rozjaśnia owe cierpienia, tym większe niepodobieństwo chcieć je odpowiednio wyrazić. Toteż co mi Bóg raczył odsłonić w swojej dobroci o stanie tych dusz, tego bym nigdy nie mogła w całości wynieść z głębi mojego umysłu, i o tyle tylko rzecz tę wytłumaczę, o ile stać mnie będzie; ci zaś tylko mnie zrozumieją, którym Bóg jej zrozumienie otworzy.

Początkiem i gruntem wszystkich kaźni jest najprzód grzech pierworodny a następnie grzech uczynkowy. Owóż co potrzeba nasamprzód dobrze zrozumieć nim pójdziemy dalej. Gdy Bóg stwarza duszę, wówczas ona wychodzi z rąk Jego czysta, bez żadnej przymieszki, wolna od wszelkiej plamy grzechowej i obdarzona jakąś instynktową siłą która ją pędzi ku Niemu jako ku ognisku jej uszczęśliwienia. Ale grzech pierworodny bardzo osłabia tę siłę a jeszcze bardziej grzech uczynkowy. Cóż się więc dzieje? Oto im się bardziej ta siła instynktowa zmniejsza, tym grzesznik staje się gorszym, im bardziej staje się gorszym tym mu się mniej Bóg przez łaskę swoją udziela, ale to zawsze w ten sposób, że całkowicie nigdy go tej łaski nie pozbawia, inaczej bowiem zbawienie grzesznika stałoby się niemożebnym. Tak więc strata po stracie, po ubytku ubytek, i coraz staje się mniejszym to wszystko co było dobrem w grzeszniku; dlaczegóż bowiem dobro owe było rzeczywiście dobrem, przez co było dobrem? Oto przez uczestnictwo w dobroci Boga. Wszakże gdy ta Boska dobroć udziela się mieszkańcom nieba według tego jak się jej podoba, to jest według tego jak sama w swych wyrokach postanowiła, duszom na ziemi jeszcze żyjącym udziela się inaczej. Udziela się bowiem mniej albo więcej, ale zawsze według tego jak je znajduje mniej lub więcej wolne od grzechu stanowiącego właśnie przeszkodę do owego udzielania się. Gdy zatem dusza grzeszna do swej pierwotnej powraca czystości, do tej niewinności w jakiej była stworzona, zaraz też odnawiają się jej stosunki z Bogiem. A stąd cóż wypływa? Oto ów instynkt szczęścia który była straciła przez grzechy, powraca znowu, wzmaga się codziennie i ogień Boskiej miłości rozpłomieniając ją coraz potężniej, coraz też silniej porywa ją i unosi ku ostatecznemu celowi, tak dalece, że każda na tej drodze tama lub przeszkoda staje się dla niej katuszą nie do zniesienia a im jaśniej spostrzega to co ją wstrzymuje, tym okropniej cierpi.

Gdy zaś dusze w czyśćcu zostające są już zupełnie wolne od winy grzechu, więc dla nich kara grzechu jest jedyną przeszkodą do nasycenia owego instynktu prawdziwego szczęścia; a gdy znowu te dusze widzą jak najjaśniej, że to tylko ta wątła tama przeszkadza im i nie dozwala unieść się do Boga; że to ta jedyna tylko związka utworzona mocą Boskiej sprawiedliwości, zatrzymuje je w nędzy, opóźnia ich szczęście, przeto widzenie to rozpłomienia w nich ogień pożerający, ogień zupełnie podobny do piekła pożarów. Wszakże jakkolwiek podobny, daleko mu jeszcze do pożaru potępieńców; dusze bowiem w czyśćcu zostające cierpią tylko karę grzechu a wyjęte są od winy, gdy tymczasem potępieńcy cierpią winę grzechu która je czyni wiecznie zbrodniczymi, która je zupełnie i na wieki wyłącza z nieskończonej dobroci Boga – co właśnie zapala w nich nieugaszone ognie rozpaczy, co je utwierdza w złości, a przez tę złość wolę ich stawia w wiecznym przeciwieństwie z najlepszą wolą Boga. To jest niezawodna, że ludzka wola w buncie przeciw woli Boskiej stanowi grzech, oraz, że grzech nie przestaje istnieć dopóki tylko trwa zła wola która mu dała początek. A ponieważ potępieńcy mieli tę złą wolę w chwili wyjścia z tego świata, ponieważ w niej trwali aż do wyjścia duszy z ciała, przeto też grzechy ich ani były ani być mogły odpuszczone, owszem stały się już niezmienne i jakoby w swej trwałości skamieniałe przez śmierć. Bo według tego jak jest w chwili śmierci usposobioną wola, według tego dusza pozostanie na zawsze w dobrem lub w złem utrwaloną. W chwili śmierci Bóg sądzi duszę, albo miłosiernie, jeśli ta dusza skierowała ku Niemu swą wolę przez szczerą pokutę, albo z całą surowością jeśli ją znajduje skrępowaną z grzechem; według tego jako napisano: Gdzie cię znajdę tam cię sądzić będę: ubi invenero ibi te judicabo. Jakkolwiek bądź jest, w pierwszym czy w drugim przypadku, wyrok Boski raz postanowiony już jest nieodwołalnym, bo gdy z życiem ustaje całkowicie wola, więc dusza trwać już będzie wiekuiście w tym położeniu, w jakim ją śmierć zaskoczyła. Ale oto jaka jest różnica między duszą zostającą w czyśćcu a duszą potępioną. Ta ostatnia zaskoczona przez śmierć w przywiązaniu do grzechu, zatem pogrążona w piekle nie będzie nigdy mieć końca ani winy ani kary, a jakkolwiek nie cierpi tyle, ile zasłużyła, jednak katusze jej będą wiekuiste. Tamte zaś przeciwnie pozbywszy się winy grzechów przez szczerą pokutę nim jeszcze opuściły to życie, w więzieniach czyśćcowych zatrzymują tylko karę, która gdy kiedyś ma się skończyć, więc też z ubiegiem czasu coraz to bardziej się skraca. O nędzo okropna i tym opłakańsza, im cię mniej ludzie w swym zaślepieniu poznają! Kaźń odrzuconych nie jest jeszcze największa w całej ścisłości zniszczenia, bo najmiłosierniejsza dobroć Boga przenika swymi promieńmi na samo dno piekieł. Gdyby Bóg szedł tylko za głosem sprawiedliwości, wówczas grzesznik umierający w stanie grzechu śmiertelnego podjąć by musiał kaźń najwyższą i pod względem jej trwania i pod względem jej natężenia. Wszakże Boskie miłosierdzie łagodzi okropność zasłużonej katuszy i skazując grzesznika na kaźń nieskończoną pod względem trwania, nie skazuje go jeszcze na kaźń nieskończoną pod względem natężenia. Bierz to do serca grzeszniku, och na jakże straszne wystawiasz się niebezpieczeństwo przez przywiązanie do grzechu! tak ci jest trudno wziąć się gorąco i statecznie do szczerej pokuty, ale idąc podobnie dokądże zajdziesz, gdy krom pokuty, nic innego winy grzechowej wygładzić nie zdoła i gdy ta wina tak okropną pociąga za sobą karę!

Co do dusz zostających w czyśćcu, gdy wola ich jest całkowicie zgodną z świętą wolą Boga, więc się cieszą błogą spokojnością. Bóg też w swej niewysłowionej dobroci udziela się im, gdyż uwolnione od winy grzechu i sprowadzone do pierwotnej czystości nic w sobie nie mają co by się wpływom tej dobroci Boskiej sprzeciwiało. Mówię, że są wolne od wszelkiego grzechu, Bóg albowiem przebaczył im winę szlachetnie wskutek szczerego wyznania grzechu i najżywszego zań żalu, a to tak dalece, że z wszystkiego pozostaje tylko plama, czyli rdza, która właśnie ma być zniweczona przez ogień. Tak wyzwolone od wszelakiej winy i połączone z świętą wolą Boga rozważają Go jasno według udzielonego sobie światła, a jeżeli się jeszcze nie cieszą widzeniem naocznym, ani idącą za nim rozkoszą, poznają przynajmniej cenę tego nieoszacowanego dobrodziejstwa. Co więcej: dusze te wskutek swych stosunków z Bogiem bardzo są zdolne do Boskiego zjednoczenia, do którego właśnie czują się stworzone, a naturalny pociąg jakim je Bóg obdarza unosi je z tak wielką siłą ku Niemu, że nie widzę ani porównania, ani przykładu, ani sposobu aby wam dać pojąć gwałtowność tego pociągu, taką, jaką ją duch mój pojmuje. Spróbuję jednakże coś o tym powiedzieć.

Przypuszczam więc najprzód, że na całej przestrzeni ziemi jeden jest tylko chleb dla nakarmienia wszystkich ludzi, i że nie potrzeba jak tylko nań patrzeć aby być nasyconym, czyż ów chleb nie ściągnąłby na się uwagi całego ludzkiego rodu. Przypuszczam po wtóre, że człowiek jakiś łaknący, jak się to zwykle w dobrym zdrowiu łaknie, wstrzymuje się od posiłku nie będąc chorym, nie doświadczając nawet żadnego osłabienia. Oczywiście, im bardziej to wstrzymanie się przedłuży, obok tego samego zawsze łaknienia, tym się bardziej głód stanie naglącym. Przypuszczam po trzecie, że od chleba onego był oddalonym wiedząc o tym bardzo dobrze, że sam jego widok już może nasycić. Nieprawdaż, że im by się bardziej ku niemu przybliżył, a widzieć by go nie mógł, tym bardziej pociąg ów naturalny pogrążałby go w cierpieniach. Przypuszczam po czwarte na koniec, że ów człowiek jest już pewny, iż chleba tego nigdy oglądać nie będzie; och wówczas rzucony na łup gwałtownego pragnienia, i pozbawiony wszelkiej nadziei zaspokojenia go cierpiałby pewnego rodzaju katusze piekielne podobnie jak potępieńcy, którzy zgłodnieli Boga, łaknący Go strasznie, wiedzą że już nigdy, chleba tego oglądać nie będą. Owóż tak smutnym jest los duszy w czyśćcu zostającej z wyjątkiem rozpaczy, bo ona zawsze ma pewną nadzieję, że kiedyś ujrzy Jezusa naszego Boga, naszego Zbawcę i nasze miłowanie, którego jasne widzenie nasyci jej najgorętsze pragnienia. Wszakże jakkolwiek ta nadzieja – jest pewną, niezawodną, przecież pojmujecie, jak okropnym jest ten głód, który w chwilach oczekiwania pożera duszę czyśćcową.

Jako zaś dusza czysta, wolna od wszelkiego grzechu w Bogu tylko znajduje swój odpoczynek wiedząc że On jest celem dla którego została stworzoną, tak znowu dusza nieczysta i pokalana występkiem, nie może gdzieindziej przebywać jeno w piekle, które sama przez swe grzechy uczyniła swoją metą. Dlatego to, kiedy się zbliża chwila rozdziału duszy od ciała, wówczas dusze ciążą, jeśli się tak wolno wyrazić, jakoby swym naturalnym ciężarem ku różnym miejscom swego przeznaczenia. Tak dusza zmazana grzechem śmiertelnym sama z siebie runie w przepaść mąk, dokąd ją wzywa sprawiedliwość Boska. Jakiś okropny instynkt pociąga ją by się tam sama rzuciła, a jeśliby ktoś z otaczających ją chciał zapobiec tej okropności, wówczas cierpiałaby jeszcze okropniej jak w piekle, – dlaczego? o straszna prawdo! oto dlatego, że wszędzie indziej ona by była poza wolą Boga zawsze w wojnie z Jego miłosierdziem, bo jak się już powiedziało, potępieńcy w piekle mniej cierpią niż na to zasłużyli. A zatem dusza występna nie znajdując nigdzie ani stosowniejszego dla siebie, ani mniej okropnego dla siebie miejsca jak piekło, rzuca się w piekło jako w swe miejsce właściwe. Zważmyż teraz, jako podobnie ma się rzecz z czyśćcem. Dusza sprawiedliwa widząc w sobie w chwili wyjścia z ciała coś takiego co przyćmiewa pierwotną jej czystość, co jej przeszkadza do zjednoczenia się z Bogiem, czuje natychmiast niewysłowioną boleść, a widząc zarazem jak najjaśniej, że tej przeszkody nic innego zniweczyć nie zdoła tylko ogień czyśćca, wstępuje doń chętnie i skwapliwie. Kto by ją chciał powstrzymać w tej drodze bardzo by jej źle usłużył. W każdym innym miejscu męki jej byłyby daleko nieznośniejsze jak to wszystko co cierpi w miejscu przeznaczonym na jej oczyszczenie, bo ona wie dobrze, że póki tej przeszkody nie zniweczy w sobie, dopóty w żaden sposób do swego celu trafić by nie mogła. To prawda, że męka czyśćcowa jak się to rzekło wyżej, nie różni się od męki piekielnej, ale to wszystko co by dusza cierpiała w każdym innym miejscu a czym by przecie zniweczyć nie mogła tego co przeszkadza jej uszczęśliwieniu, byłoby jeszcze daleko okropniejsze, choćby też owym miejscem było nawet samo niebo.

Bo to piękne niebo, gdy je uważać będziemy ze strony Boga, jest zawsze dla wszystkich otworem; nie ma bram by mogło być dla kogoś zamknięte. Na oścież jest każdemu kto chce wejść do niego. Pan nieba zawsze i dla każdego nieskończenie miłosierny, gotów jest przyjąć każdą duszę w swe objęcia i oczekuje na każdą, ale cóż z tego, gdy czystość Jego essencji tak jest niewysłowienie wielka, że dusza najmniejszą plamą zmazana wolałaby się raczej w tysiąc rzucić piekieł, jak się ukazać w tym stanie wobec Boskiego Jego Majestatu. Więc gdy ta dusza wie dobrze, iż czyściec jest właśnie łaźnią przeznaczoną na obmycie plam tego rodzaju, biegnie do niego z zapałem i rzuca się w jego płomienie, mniej zajęta boleściami jakie tam na nią czekają a cała gorejąca nadzieją szczęścia, jakie nań czeka przez odzyskanie pierwotnej czystości. Jej katusza jest okropną; tak okropną, że tego żaden umysł pojąć, ni żaden język wyrazić nie zdoła. Co do kaźni zmysłów, to piekło. A przecież kaźń ta jeszcze się jej zdaje słodka w porównaniu z tym co by cierpiała, gdyby przez ogień czyśćcowy nie pozbywała się tego co opóźnia jej połączenie się z Bogiem. Wszakże to wszystko co mi Bóg w tej mierze objawił i com ja wedle zdolności mego umysłu pojęła, tak dalece przechodzi wszelkie rozumowanie, wszelkie wierzenie, wszelakie tego życia doświadczenia, że gdy się ludzka mowa wyraża w tych rzeczach, wszystko co jeno zdoła powiedzieć zda mi się fraszką i kłamstwem. Ja bym też pragnęła wyrazić tu wszystko co mi Bóg odsłonił, ale na własne moje zawstydzenie wyznaję, że mi słów brakuje. Jednakże według tego jako Bóg pozwoli spróbuję jeszcze nowymi światłami to co się dotąd wypowiedziało rozjaśnić.

Taka jest zgodność między Bogiem a duszą w stanie zdobiącej ją niewinności gdy wychodziła z Jego Boskich rąk, iż Bóg wszystko czyni, aby ją znowu wprowadzić w święte z sobą zjednoczenie. – Rozognia się zatem miłością tak żarliwą i unosi ją ku sobie taką siłą, że gdyby nie była nieśmiertelną, przestałaby istnieć, obróciłaby się w niwecz. Tak ją w siebie przemienia, że zapomniawszy o wszystkim, zapomniawszy samej siebie, nic nie widzi tylko Tego, który ją wciąga, który ją obejmuje, który ją oczyszcza, by ją sprowadzić do źródła, z którego wyszła, to jest do siebie samego, który jest razem jej pierwszym początkiem i jej ostatecznym końcem. Pod upałami tego niezmiernego żaru miłości, roznieconego w jej łonie, mięknieje i rozpływa się, ale w tej samej chwili cierpi nieopisane katusze. Ach cóż powiem aby wyrazić tych cierpień przyczynę? W blasku Boskiego światła, którym jest otoczona i na wskroś przenikniona widzi naprzód, że ją Bóg ustawicznie ku sobie pociąga a dla dokonania jej udoskonalenia podejmuje ciągłą troskę i to jedynie przez najczystszą miłość. Widzi po wtóre, że plamy grzechowe są jakby kajdanami które ją przykuwają do niej, mimo niej i nie dozwalają iść za tym Boskim pociągiem, że są jakoby siłą przeciwiącą się temu wpływowi jednoczącemu, którym Bóg chciałby w niej działać, by mogła osiągnąć cel swój ostateczny, stać się jak najszczęśliwszą. Po trzecie, pojmuje ona doskonale jak wielką jest strata, najmniejsze opóźnienie widzenia naocznego. Po czwarte, na koniec czuje sama w sobie instynktowe pragnienie, tak silne, tak żarliwe, że żarliwszym już być nie może; czuje w sobie to pragnienie zniweczenia owej tamy, która jej nie dozwala unieść się za słodkim Boga pociągiem. Otóż to wszystko co tak widzi, tak pojmuje, co tak czuje, to wszystko razem wzięte stanowi cierpienia dusz czyśćcowych, cierpienia niezawodnie nad wszelki wyraz okropne, wśród których przecie najokropniejszym jest to, jakiego doświadczają widząc i czując w sobie ową przeszkodę walczącą z świętą wolą Boga, z tą wolą, która się im przedstawia jako płonąca z najgorętszej dla nich miłości. Miłość ta działa nieprzerwanie aby w dusze wprowadzić ów stosunek jednoczący, aby je przezeń pociągnąć ku sobie. Tak się nimi wciąż zajmuje i tak się czynnie zajmuje, jakby to była jej czynność jedyna. Więc wzajem dusze owe tak są tym wszystkim głęboko, tak silnie przejęte, że gdyby istniał inny, okropniejszy czyściec jak ten, w którym przebywają bez chwili namysłu, w oka mgnieniu weń by się rzuciły, aby tylko tym śpieszniej potargać i zniweczyć fatalną zaporę i wznieść się ku Bogu na skrzydłach Jego miłości.

Ze środka tej Boskiej miłości, widzę jak wytryskują ogniste promienie, podobne do lamp gorejących i jak przenikają dusze w czyśćcu zostające, z taką gwałtownością i z taką popędliwością, że gdyby te dusze posiadały ciała, żar ów obróciłby je w nicość w oka mgnieniu i owszem same by nawet dusze zniweczył, gdyby było jakiekolwiek podobieństwo ich zniweczenia. Te promienie podwójny mają skutek i oczyszczają i niszczą. Wyobraź sobie że jakiś kruszec ustawicznie przetapiają, po każdym przetopieniu kruszec staje się czyściejszym, aż wreszcie uwalnia się od wszelkiej nieczystej przymieszki. Otóż co ogień materialny w materialnych sprawia przedmiotach, to ów Boski żar sprawia w duszach w czyśćcu zostających. Dusza czyśćcowa przetopiona, że tak się wyrażę w tyglu czyśćca, tak się ciągle uwalnia od wszelkich nieczystych napływów, iż w końcu staje się tym, czym była wychodząc z rąk Boga. Powiadają, że złoto do tego stopnia może być oczyszczone, iż jakkolwiek ogień byłby gwałtownym już żadnego nie wywiera nań działania, i że żadna nieprzyjazna siła szkodzić mu nie może, dlatego, że złoto nic w sobie nie ma do zniweczenia, ani do stracenia, krom obcych a czystość jego każących cząstek. Otóż zupełnie toż samo ogień Boskiej miłości sprawia w duszach w czyśćcu zostających, Bóg albowiem dopóty trzyma je w ogniu, dopóki ten ogień nie strawi w nich i nie zniweczy jak najzupełniej wszelakiej niedoskonałości i wszelakiej nieczystości. Następnie gdy już dusza doskonale jest czystą, miłość przemienia ją całkowicie tak dalece, że nic w niej nie pozostaje co by było jej właściwą i że jej bytem staje się sam Bóg. Wówczas to dusza jak najczystsze złoto nic już w sobie nie mając do zniweczenia, traci zupełnie czułość, i zdolność cierpienia do tego stopnia że gdyby nawet pozostała w ogniu, żar jego zamiast jej sprawiać cierpienie stałby się dla niej ogniem miłości, i sprawiałby owszem, że w miejscu katuszy znalazłaby niebo.

Gdy dusza wyszła z rąk Boskich, wraz z swym istnieniem wzięła wszelakie środki do utrzymania i rozwijania swej doskonałości do życia zgodnego z wolą Stwórcy i do zachowania swej czystości od wszelakiej skazy grzechu; wkrótce jednak potem stawszy się winną pierworodnego grzechu, straciła wszystkie te dary, wszystkie łaski a nawet i samo życie. To, co tak straciła sam tylko Bóg mógł jej powrócić, i uczynił też to właśnie przez chrzest, ale wracając zostawił pożądliwość która ją nieustannie pobudza do grzechu uczynkowego i która ją w grzech potrąca jeśli jej pociągowi nie stawi dosyć silnego oporu. Pierwszy grzech śmiertelny, jakiego stanie sie winną, na nowo ją o wszystkie straty przyprawia, na nowo w śmierci pogrąża a Bóg znów ją z martwych zbudza przez nową szczególną łaskę, to jest przez łaskę pokuty. – Wszakże dusza wyszedłszy z tego grobu tak jest zepsutą, tak w sobie samej pogrążoną, iż aby wróciła do pierwotnej niewinności, potrzebuje tych wszystkich wpływów i działań Boskich, o których już się mówiło powyżej, a bez których już by była stracona na zawsze. Jeżeli teraz mimo tych wpływów Boskich ustawicznie tu na nas działających, dusza nie odzyska w ciągu tego życia swojej czystości pierwotnej – cóż wtenczas pozostaje? Oto, że Bóg dokonywuje tego dzieła właśnie w owych więzieniach czyśćcowych, o których mówimy. Chceszże wiedzieć jak to się odbywa? Dusza pogrążona w tych smutnych niskościach tak żarliwym goreje pragnieniem połączenia się z Bogiem, że już to samo stanowi jej czyściec; nie miejsce albowiem oczyszcza duszę, ale cierpienia sprawiane przez tę przeszkodę, która wstrzymuje nasycenie instynktu jednoczącego i spóźnia połączenie się z Bogiem. Miłość Boska widzi w niej tyle tajemnych niedoskonałości, że gdyby ona sama taką się poznała zupełnie jak ją widzi, ta miłość popadłaby w rozpacz, i dlatego też aby się taką nie poznała, miłość Boska bez żadnego współdziałania z jej strony pracuje nad zniweczeniem tych niedoskonałości. Jej ogień wreszcie wzmagający się zawsze, tak się staje żywym, tak potężnym, iż wszystko co niedoskonałe przetrawia a Bóg dopiero potem odsłania przed oczyma duszy, to miłości swej działanie, któremu winna powrót do czystości, w jakiej wyszła z Jego ręki.

Ale trzeba wiedzieć, że co jest doskonałe w oczach ludzkich, to w oczach Boga pełne jest niedoskonałości. Dlatego to człowiek we wszystkich swoich uczynkach przedstawiających mu jakiś pozór doskonałości, w uczynkach które rozważa, pojmuje, czuje, chce, których dopełnieniem i sposobami dopełnienia, pamięć swoją zajmuje, własną swoją miłość karmi, (zamiast to co dobrego przypisać w zupełności Bogu), w uczynkach powtarzam takich zawsze się jakoś przybruka lub zrani. Aby bowiem uczynki nasze były doskonałymi, do tego potrzeba, iżby się w nas bez nas odbywały, tak, iżbyśmy mogli wyrzec, że w spełnianiu tych uczynków byliśmy tylko tym w ręku Boga, czym są narzędzia w ręku mistrza dzieł. Uczynki zaś, które w nas Bóg sprawia bez żadnej z naszej strony zasługi, jedynie przez działanie swojej najczystszej miłości, tak są żarliwe i tak głęboko przenikają duszę, że ciało które ją otacza zda się przyjmować i zatrzymywać w sobie pożerający ją ogień, stan zaś duszy podobien jest wówczas do stanu człowieka zamkniętego w piecu, który nie może znaleźć ulgi i spoczynku dopóki nie utraci życia.

Wszakże jakkolwiek miłość Boska przepełniająca dusze w takiej obfitości, że tego w żaden sposób według widzenia wyrazić nie umiem, jakkolwiek ona uspakaja dusze, przez to jednak nie zmniejszają się ich kaźnie. Więcej powiem, właśnie samo opóźnienie cieszenia się tą miłością, używania jej, jest powodem ich cierpień, cierpień tym okropniejszych im potężniejszą jest miłość do której Bóg czyni je zdolnymi. Więc biedne te dusze zarazem używają jak najgłębszego pokoju i podejmują jak najokropniejsze męki, w ten sposób, że jedno drugiemu bynajmniej w nich nie przeszkadza. Gdybyż mogły jeszcze czynić zadość za swe grzechy przez żal, dość byłoby jednej chwili na spłacenie tych wszystkich długów, bo skrucha tym jest żywszą i doskonalszą, im się jaśniej widzi jak dalece grzechy opóźniając połączenie się z Bogiem, nasycenie miłości, osiągnienie celu, czynią nas nieszczęśliwymi. Ale niestety! w czyśćcu już na to za późno, w czyśćcu Bóg nic nie przepuszcza z zasłużonej kary i nie pozwoli wprzód wyjść z tych okropnych więzień, póki się dusza nie wypłaci Jego sprawiedliwości aż do ostatniego pieniążka. Tak chciał mieć Bóg, tak zawyrokował zresztą; te dusze nie mając już własnego wyboru, nie mogą ani widzieć ani chcieć czegoś innego jedno według świętej woli Boga. Jeżeli modlitwy żyjących, odpusty lub święta ofiara skraca ich cierpienia, to przecie wcale nie rodzi w nich żądzy uważania tych jałmużn inaczej, jak są uważane na szali Boskiej woli. Co się ich samych dotyczy, wszystko to zostawiają woli i rozporządzeniom Boga, który według upodobania swej nieskończonej dobroci przyjmuje tę zapłatę podawaną z ziemi na rachunek ich długu. Gdyby się mogły radować tymi duchowymi jałmużnami bez względu na wolę i upodobanie Boga, byłby to z ich strony akt własności, a taki pozbawiałby je widzenia woli Boskiej, co znowu przyprawiałoby je o nowe katusze. Jakiekolwiek zatem są względem nich usposobienia Boga, radosne i uszczęśliwiające, czy smutne i bolesne, zawsze one niewzruszone, bez żadnej na to uwagi co się dla nich czyni: bo jak się już powiedziało, niepodobieństwem jest aby mogły cośkolwiek z swego widzenia lub chcenia zwracać ku sobie, tak są przemienione w świętą wolę Boga, na której rozporządzeniach polegają jak najzupełniej. To się zresztą samo z siebie rozumie; gdyby bowiem dusza niedoskonale jeszcze oczyszczona stanęła przed Bogiem, wówczas boleść jej dziesięć razy byłaby nieznośniejsza jak boleści czyśćca. Dlaczego? Dlatego żeby nie mogła znieść widoku ani Jego najczystszej dobroci, ani Jego surowej sprawiedliwości, aniby zresztą sama siebie znieść nie mogła widząc w tym zwierciadle swą szkaradę i potworność. Choćby tej duszy, jednej tylko małej brakowało chwilki do zupełnego i ostatecznego zgładzenia plam grzechowych, katusza jej na widok tej pozostałej resztki nieczystości tak byłaby okropną, iżby wolała raczej w tysiąc rzucić się piekieł, jak stanąć przed świętym majestatem Boga.

Obym miała głos grzmotu, iżbym po całej mogła być słyszaną ziemi, powiedziałabym wówczas wszystkim jej mieszkańcom, co zresztą czuję, i co się gwałtem wydziera z mej duszy: "O nieszczęśliwi, dlaczegóż pozwalacie tak nad sobą tyranizować światu? Dlaczego nie zwrócicie swych oczu na tę nędzę w jakiej się znajdziecie w chwili waszej śmierci? Czemu nie zapobiegacie temu co wam się stać może w przyszłości, póki jeszcze czas ku temu? Dufacie w miłosierdzie Pańskie, wynosicie je bez końca, powiadacie, że jest bez granic a nie pomyślicie, że właśnie ta dobroć tak wielka potępi was w dniu sądu za to żeście nie chcieli wypełniać woli najlepszego z wszystkich Panów. Ta dobroć z jaką On postępował z wami czyżby was raczej nie powinna była zniewolić do posłuszeństwa świętej Jego woli, nie zaś ośmielać do coraz większego względem niej zuchwalstwa, wiedząc zwłaszcza że na miejsce wzgardzonej dobroci przychodzi koniecznie sprawiedliwość, której chętnie czy niechętnie potrzeba uczynić zadosyć. Upewniacie się może tą myślą, że po spowiedzi weźmiecie odpust zupełny, i że tak spłaciwszy swe długi nie natraficie na żadną przeszkodę w prędkim oglądaniu Boga; och zwodnicza to bardzo nadzieja. By zyskać odpust zupełny, trzeba do tego dobrej spowiedzi, doskonałego żalu, co się wcale nie wykonuje bez trudności; owszem te trudności tak są wielkie, że gdybyście je dość znali, raczej by wam się lękać jak spodziewać przyszło, raczej byście o ich stracie jak o zyskaniu myśleli".

Łaska dwojakie sprawia działanie w duszach w czyśćcu zostających, z czego wnoszę, że mają widzenie i poznanie. Pierwszym jest, że chętnym sercem cierpią swoje męki rozważając z jednej strony niepojęty majestat Boga, a z drugiej niepojęte zuchwalstwo w obrażaniu Boga, i kary zasłużone przez nie. To jest pewne, że gdyby dobroć Boga nie łagodziła Jego sprawiedliwości przez zadość czynienie przenajdroższej krwi Chrystusa, jeden grzech śmiertelny już by na tysiąc zasługiwał piekieł. A więc dusze czyśćcowe tak słusznym i sprawiedliwym znajdują swoje cierpienie, iżby nie chciały ani na jotę zmniejszyć ich ostrości; co się zaś tyczy ich woli, tak są zadowolone z Boga, jakby już były przypuszczone do wiecznych rozkoszy. Drugim działaniem łaski jest w nich radość jakiej są pełne widząc, że jakkolwiek Bóg je karze, zawsze je przecie bardzo miłuje. W jednym oka mgnieniu obdarza je Bóg tym dwojakim widzeniem; a ponieważ są w stanie łaski, więc je pojmują tak jak są w sobie, każda według swej zdolności. Doświadczają więc tym samym wielkiej radości, która się nigdy nie zmniejsza, która owszem wzmaga się w miarę, jak się zbliżają do Boga. – Zresztą prawd tych nie widzą one w nich samych ani same przez się; widzą je w Bogu którym są daleko więcej zajęte jak swoimi cierpieniami, bo najmniejsze jakie tylko mieć mogą widzenie Boga przewyższa wszelką katuszę i wszelką jaką sobie tylko wyobrazić można radość.

Już powiedziałam na samym początku co mi dało poznać stan dusz w czyśćcu zostających; tu jednak pragnę jaśniej nieco myśl moją wyrazić. Od dwóch lat dusza moja jest w podobnym położeniu jak są owe dusze. Co dzień dotkliwiej doświadczam ich cierpień. Zdaje mi się że dusza moja pogrążona jest w ciele jakoby w czyśćcu, w ten jednak sposób, że ciało znosi te cierpienia i nie umiera dopóki wzmagając się zwolna nie zużyją go i nie zniszczą. Czuję się oderwaną od wszelkich ziemskich przedmiotów a nawet od dóbr duchowych, które by mogły karmić i rozkoszami napełniać mą duszę, jakimi są radość, zadowolenie, pociecha. Czuję, że już nie mogę w niczym doczesnym smakować ani nawet i w rzeczach duchowych przez pamięć, pojmowanie, wolę, tak iżbym mogła powiedzieć, że to mi się więcej niż owo podoba. Doświadczam takiego duchowego parcia, że już nie wiem czym jest rozrywka lub ulga dla duszy i ciała. Przypominam sobie jeszcze nieco z tych przedmiotów z których niegdyś czerpałam tego rodzaju uciechy, ale dzisiaj już one wstręt obudzają i zgrozę, i dlatego też trzymam się od nich z daleka.

Takie są teraz moje usposobienia wewnętrzne a ich powodem jest żarliwość jakiej mi Bóg udziela w sprawie mego udoskonalenia. Moja dusza jest tak potężnie pchana do zniweczenia wszelkich w tej mierze przeszkód, że aby osiągnąć swój zamiar, rzuciłaby się w piekło by tego była potrzeba. I oto dlaczego odpycha wszystko co by tylko mogło zadowolnić i pocieszyć wewnętrznego człowieka, a tak go z bliska przypiera, że najlżejszą niedoskonałość z całym obrzydzeniem spostrzega w nim i ściga. Człowiek zewnętrzny tak pozbawiony pomocy i pociechy ducha, doświadcza takiej ciężkości i takiej boleści, że już nic nie znajduje na tej ziemi co by go mogło po ludzku rozerwać; a to tak dalece, że dla niej nie ma innej ulgi krom samego Boga który tak rozporządza wszelkimi rzeczami, z taką miłością i miłosierdziem dla zadość uczynienia swej sprawiedliwości. Widok tych rozporządzeń Boskiej Opatrzności daje mej duszy pokój i radość prawdziwie rozkoszną, nic jednak przez to mych cierpień nie zmniejsza. A przecie, mogęż to powiedzieć, iż nic by bardziej nie udręczyło mej duszy jak najmniejsze zboczenie od tego rzeczy porządku właśnie postanowionego dla jej oczyszczenia. Nie wychodzi też ona ani wcale wyjść nie pragnie z swojego więzienia, póki Pan nie spełni doskonale względem niej swoich zamiarów.

Pociecha moja i moja radość, to spełnienie woli Boga, a największa katusza, o jaką by mnie można przyprawić, byłoby uchylenie się z pod Jego rozporządzeń, bo rozporządzenia te są równie sprawiedliwe jak miłosierne. Widzę wszystko, com opowiadała, dotykam się tego niejako, a jeśli się źle tłumaczę, to wina wyrażenia odpowiedniego przedmiotowi. – Zresztą czułam się parta duchowo do pisania w tej materii i musiałam pójść jak w samej rzeczy poszłam za tym tajemniczym popędem, ale mi jeszcze coś zostaje do powiedzenia.

Więzieniem, które zamieszkuję jest ten świat, a więzy co mnie do niego krępują, to moje ciało. Dusza moja objaśniona światłością z wysoka widzi jak dalece te więzy czyniąc ją niewolnicą i przeszkadzając do zjednoczenia się z Tym który jest ostatecznym jej celem, jak dalece te więzy czynią ją nieszczęśliwą, a gdy jest niezmiernie tkliwą, więc ta niewola sprawia jej boleść nie do wyrażenia. A jednak skutkiem dobroci Stwórcy której nigdy dość wyznać nie mogę, ta dusza moja taką otrzymała godność, że nie tylko jest podobną do Boga, ale co większa przez uczestniczenie w Jego nieskończonej dobroci stała się z Nim jakoby jedno. A ponieważ niepodobieństwem jest aby cierpienie poruszyło Boga, więc też i duszy z Bogiem zjednoczonej poruszyć nie może i tym mniej ma na nią wpływu im ona więcej uczestniczy w tym co jest Bogu właściwe; ona zaś tym więcej uczestniczy im ściślej jest połączona z Bogiem. Ale, niestety! dusza która podobnie jak moja znajduje w sobie przeszkodę do tej cudownej jedności, cierpi nieopisaną katuszę. To zaś udręczenie i to opóźnienie czyni ją niepodobną do tego czym była w swoim stworzeniu i do czego chce Bóg aby z Jego łaską wróciła. Im ona więcej ceni sobie Boga, tym silniej jest udręczona tym co ją odłącza od Boga, tym Go zaś wyżej ocenia im Go lepiej poznaje, a tym Go lepiej poznaje, im jest wolniejszą od grzechu. A zatem wtenczas najmocniej cierpi, gdy już jest w punkcie przejścia do pierwotnej swojej niewinności; ale gdy wszelka przeszkoda już jest zniszczoną i gdy ona cała już jest przemienioną w Bogu, wówczas jej poznanie już nic nie zostawia do pożądania i szczęśliwość jej jest doskonałą.

Jak męczennik przenoszący śmierć nad nieszczęście obrażenia Boga czuje boleść która mu odbiera życie ale nią pogardza przez zapał dla chwały Boskiej w której uczestniczy przez światłość łaski, tak dusza oświecona z wysoka o mądrości rozporządzeń woli Boskiej, więcej się zajmuje tą świętą wolą jak wszelkimi bądź wnętrznymi bądź zewnętrznymi katuszami, choćby też były jak tylko być mogą najsroższe. I nie dziwno, bo kiedy Bóg zajmie sobą, wówczas ona tak Mu jest oddaną, tak się zatapia w świętym Jego majestacie, że wszystko zresztą jest niczym w jej oczach. Wówczas to dusza staje się z wszelkiej ogołoconą własności, nic już nie widzi, nic nie poznaje, ani powodów swego wskazania na karę, ani mąk jakie podejmuje. Ona to wszystko widziała opuszczając to życie, ale w tej chwili i wspomnienie znikło nawet a znikło na zawsze.

Kończę tą uwagą: że Bóg trzykroć dobry, jak jest trzykroć wielkim, oczyszczając człowieka w ogniu czyśćcowym, przetrawia i niweczy wszystko, czym on jest naturalnie, aby go przemienić w siebie i uczynić Bogiem.

Św. Katarzyna Genueńska

–––––––––––

Pociecha dla dusz chrześcijańskich czyli nabożeństwo zaduszne poprzedzone traktatem o czyścu św. Katarzyny Genueńskiej (a), przełożone na język polski przez Ks. Zygmunta Goliana, Ś. Teologii doktora (b). W Krakowie 1854. Nakładem Wyd. dzieł Katolic. i Naukow. przy Głównym Rynku pod L. 15, ss. 1-45. (1)
(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono; przypisy od red. Ultra montes).

Przypisy:
(1) Zob. Wstęp ks. Zygmunta Goliana:

"Prawdziwie katolickie serca z niemałą pewnie pociechą przyjmą tę małą książeczkę i w jej stronnicach rozczytywać się będą. Jest w niej piękne, bo przez Kościół przepisane nabożeństwo za dusze, które skończywszy tę ziemską pielgrzymkę już same za siebie modlić się nie mogą a modlitwy zadośćczyniącej może potrzebują; jest w niej słowo w słowo wiernie przełożone Officium defunctorum, w którym Kościół wojujący przez usta swoich kapłanów zanosi prośby do Boga za miłą swą siostrę, Kościół cierpiący, a tymi prośbami zanoszonymi przez zasługi krwi Chrystusowej, która nas sama oczyszcza od wszelkiego grzechu (I Jan. I, 7) przychyla miłosierdzie Pańskie niejednej duszy drogiej sercom naszym; jest też w niej i Msza św. czyli modlitwy, w których znowu Kościół błaga, aby najświętsza ofiara męki i śmierci Chrystusa skróciła męki dusz wiernych, aby krew Jego ugasiła straszne pożary i sama obmyła te plamy, którymi skażone nie mogą jeszcze stanąć przed Najświętszym z świętych, cieszyć się Jego widzeniem, Jego posiadaniem i Jego wiekuistym szczęściem, a oprócz tego są też w niej i proste i pobożne modlitwy i pieśni właśnie dla swej prostoty i duchowego namaszczenia wielce miłe wiernym, z upodobaniem przez nich odmawiane i śpiewane. To wszystko książeczkę niniejszą niezawodnie sercom pobożnym zaleci a dla serc bolesnymi stratami dotkniętych lub może bardzo osierociałych, uczyni ją jakoby czynnie współcierpiącą przyjaciółkę i czynną pocieszycielkę.

Na czele tego nabożeństwa kładzie się przepyszny i prawdziwie z natchnienia napisany Traktat o Czyśćcu. Czytajcież go pilnie, a pewnie nie pożałujecie ani czasu, ani uwagi. Miejcie cierpliwość przeczytać go z pobożnym usposobieniem serca aż do końca. Gdy mnie posłuchacie, przyjdzie ochota powtórzyć czytanie raz drugi i trzeci, im zaś serdeczniej czytać będziecie, tym żywsze wzbudzi się pragnienie zgłębiania i rozważania oraz karmienia się tymi istnie niebiańskimi słodyczami. Jest też to prawdziwie głos z nieba, który rozpowiadając nam cierpienia i rozkosze dusz w Czyśćcu zostających nie tylko że coraz żywiej świętą obudza ciekawość, ale też dziwnie rozjaśnia, naucza, nawraca, do wyższego miłowania Boga pobudza, a tak, nie tylko duszom w Czyśćcu zostającym, ale też i własnym duszom naszym wielce jest pożyteczny.

Cóż to za święta, która o takiej tajemnicy w ten sposób pisała? Mógłbym wam powiedzieć, że to nie inna święta, jedno ta Miłość Boga, która najściślej z Bogiem jednocząc się Boskimi że tak powiem patrzy oczyma i Boskimi mówi usty. Bo też św. Katarzyna Genueńska o tyle jest tylko autorką tego traktatu, o ile przez tę Miłość przemieniona została w istotę samym jedynie Bogiem żyjącą. Pisała ona o Czyśćcu patrząc na własną duszę gorejącą w płomieniach najczystszej Boga miłości. Ta Miłość byłaby dla niej już na tej ziemi niebem, ale gdy jej pożarami ogarniał ją Bóg dla przepalenia wszelakich słabości nieodłącznych od tego życia i nieuniknionych przy wyższej nawet świątobliwości, przetoż miłość owa była dla niej jakoby Czyśćcem. Przy jej blasku poznawała wielka święta czym jest rzeczywisty Czyściec i dlatego mówi o nim jakby się czuła w nim pogrążoną, mówi o nim jakby z tamtego świata. – Ta święta taką potężną miłością unoszona do Boga, a ziemskimi swej rodziny rachubami gwałtem przytrzymywana w świecie i w świeckich stosunkach, była tu w samej rzeczy jak dusza w Czyśćcu. Ile wycierpiała, przez ile przeszła boleści, ile wylała łez, ile spełniła goryczy, jak w tej goryczy wciąż się czuła zanurzoną, ile wytrzymała walk, trudno wypowiedzieć. Prąd gwałtowny rwał ją do Boga, a świat trzymał w swoich szponach; świat nie mógł duszy zatrzymać, ale trzymał ciało z którego dusza niewymownie tęskniła do Boga, z którym przecie nie mogła wszystkich potargać stosunków, przykuta do niego, życia tego łańcuchami. Stworzona do życia oderwanego od świata, bogomyślnego a popchnięta samolubną miłością rodziców w związki małżeńskie, obdarzona pragnieniem najwyższej doskonałości i ciągłego obcowania z Bogiem a rzucona w ręce człowieka bez serca, bez najmniejszego uczucia religijnego, bez żadnej nawet iskierki naturalnej szlachetności, człowieka, który sam będąc piękną bryłą ziemi, po ziemsku myślał, czuł, chciał, kochał i oceniał. Widząca wszystkie piękności i całą rozkosz bogomyślnego życia a zamknięta w zakresie życia, które się jej zdawało piekłem buchającym strasznymi płomieniami rozlicznych niebezpieczeństw grzechowych. Płonęła razem i w ogniach czystej Boga miłości i w ogniach samolubstwa świata, mogła bez najmniejszego obrażenia prawdy napisać o sobie te słowa: Dusza moja jest jak dusze w Czyśćcu zostające. Co dzień dotkliwiej doświadczam ich cierpień... a człowiek mój zewnętrzny tak jest pozbawiony wszelakiej pociechy, że już nic nie znajduje na tej ziemi co by go choć na chwilkę mogło rozweselić.

Co do ścisłości dogmatycznej ma to pismo za sobą wiele świadectw mężów słynnych i z wielkiej nauki i z wielkiej świątobliwości w Kościele. Gdy w XVII wieku Kościół przeprowadzał proces kanonizacji św. Katarzyny, wziął też pod swą rozwagę i jej pisma. Sąd nieomylny wypadł jak się można było spodziewać zaszczytnie. Święta Kongregacja zatwierdziła je i zawyrokowała ich zupełną zgodność z wiarą całego Kościoła, a radca tej kongregacji, kardynał Azolini upoważniony szczególniej do przejrzenia tych pism, taki z czynności swojej zdaje rachunek: Czytałem i rozbierałem z jak największą uwagą dwa traktaty wielebnej Katarzyny, jeden o Czyśćcu, a drugi pod tytułem: Rozmowa między duszą a ciałem i oświadczam, żem nic takiego w tych pismach nie znalazł co by mogło być przeciwnym zdrowej nauce i przepisom moralności. Tu i ówdzie zdarzają się wprawdzie miejsca, które sądząc po ludzku, zdawałyby się nie dość jasne i uderzające, a czyż to samo nie zdarza się w pismach świętego Augustyna, św. Brygidy, św. Teresy i tylu innych umysłów w bogomyślności oświeconych z góry? Mogą-li się inaczej przedstawiać głębiny tej nauki czysto seraficznej gdy się w nie wpatruje nieświadomość i brak wyższego duchowego doświadczenia? Oświadczam przeto, że nic się nie znajduje w tych pismach co by mogło przeszkodzić ostatecznemu ogłoszeniu świętości ich Autorki, nic nawet co by to ogłoszenie mogło opóźnić. Oświadczam na koniec, że nauka nimi objęta widocznie podaną jej była przez Ducha Świętego, a schwyciwszy szczęśliwie najwyższy stopień życia jednoczącego, życia heroicznej miłości, wystarczałaby sama przez się w braku innych dowodów, do niezaprzeczonego ustalenia jej świętości.

Nie tak dla zapewnienia serc wiernych, jak raczej dla ich pociechy pozwalam sobie jeszcze tu przytoczyć dwa nader piękne i ważne świadectwa.

Hardouin de Péréfixe, biskup Paryski tak się wyraża o tym traktacie we wstępie do swego dzieła pt. De la Piété des chrétiens envers les morts: Rzadko kiedy Duch Boży udzielał się z taką obfitością, jak się udzielił tej duszy tak czystej i tak płonącej miłością. Toteż jej Traktat o Czyśćcu jest cudnym pomnikiem tej troskliwości z jaką Bóg czuwa nad swoim Kościołem. On to bowiem przewidując pociski mające wypaść przeciw nauce o Czyśćcu i o modlitwach za umarłych z kacerstwa Lutra i Kalwina, wybrał z pomiędzy śmiertelnych tę niewiastę obdarzoną nadzwyczajną cnotą i świętością, aby walczyła za tę prawdę wiary i aby ucząc o niej katolików odsłoniła jej najwznioślejsze strony i najtajemniejsze głębiny. Metoda, jakiej się trzymała w tym piśmie tak jest godną Majestatu Boga i tak odpowiednią wielkości naszej religii, że ci którzy je czytać będą, nie zdołają się powstrzymać od uwielbienia świętej Opatrzności Boga, która sobie podoba w ukrywaniu swych tajemnic przed mądrymi i roztropnymi tego świata, a w objawianiu ich pokornym i maluczkim.

Drugie świadectwo daje wielki święty Franciszek Salezy, zalecając bardzo czytanie tego traktatu: Idąc za jego radą, pisze biskup de Belley, czytałem to pismo i wczytywałem się w nie wielokrotnie a zawsze z coraz większym zajęciem i z coraz większą korzyścią. Wyznaję, że w tym przedmiocie nie widziałem nic podobnego. Zachęcałem kilku protestantów aby je przeczytali, co też uczyniwszy niezmiernie byli zadowoleni. Jeden z nich nawet człowiek bardzo uczony, oświadczył mi, że czytając to małe pisemko więcej daleko był nim uderzony, jak wszystkimi najściślej uczonymi w tym przedmiocie rozprawami (Esprit de Saint Francois de Sales).

Czytajcież, a własne wasze serca rozrzewnione, pocieszone, umocnione w wierze, podniesione miłością ku Bogu tym silniej, im uważniej i pobożniej czytać będziecie, stwierdzą niezawodnie powyższe świadectwa. Jeślibyś miły czytelniku nie mógł czegoś z łatwością zrozumieć nie odstręczaj się dlatego, jeno podnieś myśl i serce ku Temu z którego św. Katarzyna zaczerpnęła te zdroje mądrości, a zrozumiesz pewnie. Jeśli od razu nie znajdziesz wielkiego smaku, wstrzymaj, proszę twój sąd, aż kiedy serce twoje ogrzeje zapał miłości, weź znowu i czytaj a pewnie się nie oderwiesz. Takie rzeczy nie czytają się, ani się sądzą jak pierwszy lepszy płód ludzkiego rozumu, albo ludzkiego uczucia; to nie jest ani formułka scjentyficzna, ani owoc przelotnie wezbranego, lub sztucznie naprężonego uczucia; więc nie sądź ani zimnym rozumem ani ziemskim uczuciem, ale co wypłynęło z natchnienia Bożego, co wyśpiewała nadzwyczajna i nadnaturalna miłość Boga, to w podobnejże miłości, a przynajmniej w żywym pragnieniu jej nabycia i czytaj i oceniaj.

Tak zaś czytając, pocieszaj się z jednej strony, jeśli twe serce zasmucone stratą drogich osób zeszłych z tego świata, w pośród oznak szczerej pokuty, bo jeśli cierpią jeszcze, to cierpią w ogniach miłości; z drugiej zaś strony, rozważając ogrom takiego cierpienia, nie szczędź dla nich swoich modlitw, jałmużn, umartwień a nade wszystko przenajzacniejszej ofiary Mszy świętej, sam zaś zbawienną trwogą przejęty, tak staraj się żyć, tak się tutaj oczyszczaj w ogniach jak najżywszej, jak najczynniejszej i jak najstalszej miłości, abyś mógł uniknąć jej strasznych w Czyśćcu upałów, i abyś wyszedłszy z tego świata, mógł się cieszyć natychmiast jej niewysłowionymi a wiecznymi słodyczami.

Co do mnie, szczęśliwym się nazwę i bardzo hojnie nagrodzonym, jeśli czytanie tej książki, przy łasce Pańskiej zawsze w nas działającej, stanie się komuś duchownie pożytecznym, acz podając ją, żadnej sobie nie przyczytuję zasługi, gdy i przekładu Traktatu i układu modlitw dokonałem za radą i popędem gorliwego katolika, któremu zawdzięczamy Przekład Ustaw Taulerowskich i dwóch dzieł św. Augustyna (2), a od którego przy pomocy Boskiej, niech nam będzie wolno jeszcze się czegoś spodziewać.

Pisałem w Slaku w Święto Przeniesienia Św. Stanisława 1854 roku.

Ks. Z. Golian.

". – Pociecha dla dusz chrześcijańskich..., ss. III-XVII. (3)

(2) Zob. 1) O. Jan Tauler OP, Ustawy duchowe. Dzieło z XIV wieku. 2) Św. Augustyn, O prawdziwości Religii katolickiej.

(3) Por. 1) Ks. Zygmunt Golian, Pociecha dla dusz chrześcijańskich czyli nabożeństwo zaduszne poprzedzone Traktatem o czyśćcu św. Katarzyny Genueńskiej. 2) Żywot i pisma św. Katarzyny Genueńskiej. Przełożył z niemieckiego X. P. Rzewuski. W Warszawie, W DRUKARNI XX. MISJONARZY U ŚW. KRZYŻA 1851. 3) Św. Katarzyna Genueńska (1447 – 1510), Traktat o czyśćcu. Z oryginału włoskiego przetłumaczyła s. Leonia – niepokalanka. Warszawa. KOŁO STUDIÓW KATOLICKICH. M. CM. XXXVIII. (1938). 4) Świętej Katarzyny z Genui z Trzeciego Zakonu świętego Franciszka Serafickiego (1447 – 1510), Rozprawa o czyśćcu. Z języka włoskiego przetłumaczył, wstępem i objaśnieniami zaopatrzył O. Dr Ambroży Maria Lubik O. F. M., 1947. Nakład Prowincjałatu OO. Franciszkanów we Wrocławiu. 5) S. Caterina da Genova del Terzordine (1447 – 1510), Trattato del Purgatorio. In Genova. PRESSO "VITA FRANCESCANA" FRATI MINORI CAPPUCCINI. MCMXXIX (1929). (I CAPOLAVORI DEI MISTICI FRANCESCANI).

(a) "Św. Katarzyna Genueńska (Catharina), wdowa; – święto 22 marca.
Katarzyna (Catarinetta) dei Fieschi, urodziła się r. 1447, wyszła mając 16 lat za Juliana Adorno, człowieka o charakterze trudnym i przykrym. Prowadziła życie światowe. W r. 1473 nawrócona nagle, oddała się całkowicie na posługi chorych w szpitalu genueńskim i nakłoniła dwóch przyjaciół rodziny i nawet swego męża do usługiwania chorym. W czasie zarazy w r. 1497 i 1501 zajaśniała w całym blasku jej heroiczna cnota. Po śmierci męża r. 1497 wstąpiła do anuncjatek. Umarła 15 września r. 1510. Pozostawiła traktat o czyśćcu i dialog pomiędzy duszą a ciałem". – Biskup Karol Radoński, Święci i Błogosławieni Kościoła Katolickiego. Encyklopedia Hagiograficzna. Warszawa – Poznań – Lublin [1947], s. 259.

(b) Zob. 1) O. Zdzisław Bartkiewicz SI, Krótki rys życia śp. ks. Zygmunta Goliana. 2) Bp Michał Nowodworski, Śp. ks. Zygmunt Golian.

( PDF )

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMIX, Kraków 2009
1. NIE BĘDZIESZ MIAŁ BOGÓW CUDZYCH PRZEDE MNĄ.
2) Ks. Maciej Sieniatycki, a) Apologetyka czyli dogmatyka fundamentalna. b) Zarys dogmatyki katolickiejwww.ultramontes.pl/sieniatycki_zarys_dogmatyki.htm
3) Ks. Jacek Tylka, Dogmatyka katolicka.
4) Ks. Marian Morawski SI, Dogmat Łaski. 19 wykładów o porządku nadprzyrodzonym.
5) "Przegląd Katolicki", a) Św. Tomasz z Akwinu i jego nauka. b) Jakie jest według św. Tomasza stanowisko w społeczności,…Więcej
2) Ks. Maciej Sieniatycki, a) Apologetyka czyli dogmatyka fundamentalna. b) Zarys dogmatyki katolickiejwww.ultramontes.pl/sieniatycki_zarys_dogmatyki.htm

3) Ks. Jacek Tylka, Dogmatyka katolicka.

4) Ks. Marian Morawski SI, Dogmat Łaski. 19 wykładów o porządku nadprzyrodzonym.

5) "Przegląd Katolicki", a) Św. Tomasz z Akwinu i jego nauka. b) Jakie jest według św. Tomasza stanowisko w społeczności, należne przeciwnikom wiary chrześcijańskiej?

6) Ks. Antoni Langer SI, a) Św. Tomasz z Akwinu i dzisiejsza filozofia. b) Pojęcie o Bogu w chrześcijaństwie i u filozofów.

7) Bp Franciszek Lisowski, Św. Tomasz z Akwinu o rozwoju dogmatów.

8) Ks. M. Dietz SI, Dogmat stworzenia wedle św. Tomasza z Akwinu.

9) O. Czesław Lacrampe OP, Wszechpośrednictwo Najświętszej Maryi Panny.

10) Św. Katarzyna Genueńska, Traktat o czyśćcu.

11) Abp Romuald Jałbrzykowski, U źródeł sakramentalnych łaski i miłości Bożej.

12) Mały katechizm o Nieomylności Najwyższego Pasterza.

13) Ks. Franciszek Perriot, Poza Kościołem nie ma zbawienia.

14) Ks. Jan Badeni SI. a) Filozof chrześcijański z II wieku, święty Justyn męczennik. b) Św. Cyryl Biskup Aleksandryjski i walka o Bóstwo Chrystusowe w V wieku.

15) P. D. Mézard OP, Medulla S. Thomae Aquinatis per omnes anni liturgici dies distributa seu meditationes ex operibus S. Thomae depromptae.

(Przypisy od red. Ultra montes).

(
PDF )

©
Ultra montes (www.ultramontes.pl)